Oliwia Dąbrowska - zbiórka charytatywna

sobota, 11.8.2018 15:31 1376 0

Jeśli Oliwka nie wyjedzie – umrze, nikt tego już nie ukrywa. Jej serce jest w tej chwili na granicy. Matki wchodzą do pokojów dzieci patrzeć czy śpią, ja ze łzami w oczach wchodzę sprawdzać, czy moje dziecko jeszcze żyje... Przy wadzie serca takiej jak ta Oliwii, życie uratować potrafią tylko dwie osoby na świecie. Profesor Adriano Carotti z Rzymu i prof. Frank L. Hanley z Lucile Packard Children’s Hospital w Stanford USA.

Do tych dwóch lekarzy jężdżą dzieci, którym już nikt nie potrafi pomóc. Często wracają zdrowe jak Emil i Julka,  którzy byli operowani w Stanach Zjednoczonych u profesora Hanleya. Jednak Oliwka nie miała tyle szczęścia. Dwa lata temu błagałam Was, by moja córeczka dostała tę szansę w Rzymie. Wtedy serce Oliwki było zagadką, którą zespół profesora Carotti  podjął się naprawić. Życie mojej córeczki ocalono, ale z powodu nadciśnienia płucnego nie udało się naprawić serca w Rzymie. Tyle nadziei i tyle łez, i nadal wielka niewiadoma... 

Pamiętam, jak tuliłam Oliwkę przed operacją, bałam się, że ściskam ją zbyt mocno, ale nie umiałam inaczej. Mogłam jej nigdy nie zobaczyć, to najgorsza chwila w moim życiu. Chcę ją mieć przy sobie, z chorym sercem, taką, jaka jest, ale niech żyje, niech będzie ze mną! Z tamtej chwili mam jedno zamazane zdjęcie, na którym ściskam Oliwię. Wkrótce zniknęła mi z oczu za wielkimi białymi drzwiami. Nikt nie mówił o szansach – kazali czekać... Nie umiałam czekać, unosiłam się gdzieś myślami, nie docierało nic...

W końcu światło, po 12 godzinach transu, otwarte drzwi sali operacyjnej, spokojna twarz Profesora i zdanie – zaklęcie – "Zrobiłem wszystko, co zaplanowałem, najbliższe doby będą decydujące." Nie było wtedy siły, która potrafiłaby powstrzymać moje szczęście, ale zaraz przyszedł moment, który równie szybko je zniszczył. Siedziałam przy łóżku, patrzyłam tylko na nią, z tym dziwnym uczuciem, kiedy mruganie powiek jest zmarnowanym czasem. Modliłam się o nią i o jej małe, połatane serduszko, od którego zależało przecież wszystko. Nie wiem, gdzie trafiły moje modlitwy, ale nie tam, gdzie trzeba – tydzień po operacji OIOM, zapaść, gwałtowne pogorszenie i decyzja o cewnikowaniu serca. Spytacie w myślach, ile razy matka może patrzeć na umieranie własnego dziecka? Matka wytrzyma wszystko, jeśli na końcu dziecko do niej wróci, jeśli dziecko uda się ocalić, to nie znajdzie się taka siła, która pozwoli zwątpić.

Nikt nie ukrywał przede mną, że to maleńkie serduszko sobie nie poradziło. "Robimy krok wstecz, musimy zepsuć to, co naprawiliśmy, by uratować jej życie". W ciągu tygodnia drugi raz to samo miejsce, bez pożegnania, bo nie ma czasu, miny lekarzy, którzy sami nie wiedzą, co zobaczą na stole. Cisza, kiedy łóżko z Oliwką znika za drzwiami.

Duże, dorosłe szpitalne łóżko i mój mały, cały świat na nim… 

Drugi raz w ciągu doby oddałam ją w ręce ludzi, którzy ocalili jej życie. Takie małe dzieci ufają tylko mamie. Nigdy nie zapomnę strachu w jej oczach. Gdybym mogła jej oddać swoje serce, zrobiłabym to bez wahania… 

Znów trzymałam jej rączkę – zwycięstwo w cieniu katastrofy – znów razem, ale ona z dziurą w sercu, specjalnym otworem, który pozwala jej żyć. Rzadko się zdarza, że dzieci wracające po operacji z Rzymu mają niezamkniętą dziurkę w sercu – Oliwka niestety należy do tych dzieci...
Kilka dni po drugiej operacji podjęto próbę wybudzania – bezskuteczną, bo nie reagowała...
Nie byłam gotowa na najgorsze, aż tyle siły nie miałam. Oliwka nie wodziła oczami za światłem, nie ruszała rączkami, nóżkami, nie reagowała na głos. Najgorsze co mogło się stać – wylew i niedotlenienie! Koniec?

Nikt nie potrafił mi powiedzieć, co się stanie, czy przeżyje, czy będzie widziała, słyszała, mówiła… Nie wiem, czy wtedy straciłam nadzieje, czy doszłam do pierwszego w życiu muru. Dwie niewyobrażalnie ciężkie operacje serca i na koniec uszkodzony mózg? Za wiele...
EEG głowy, rezonans i wyniki – nie jest tak źle – szczęście w nieszczęściu, bo wylew objął cały mózg, a nie jego cześć. Jeśli krew się wchłonie, Oliwka do mnie wróci. Znów powraca pytanie – ile razy można tracić jedno dziecko i odzyskiwać je na nowo? 

2 miesiące byłyśmy w Rzymie, z czego miesiąc na OIOM-ie. Wróciłyśmy do domu razem, niestety nie z w pełni skorygowaną wadą i ze świadomością, że przed Oliwką kolejna operacja, której mogłoby nie być, gdyby poradziła sobie z naprawionym serduszkiem po pierwszym zabiegu. Straciłyśmy być może największą szansę, Oliwia przeszła operację, której ciężaru nie uniosła, do tego ten wylew. Z Rzymu dzieci wracają zdrowe, a rodzice szczęśliwi – ja dziękowałam, że w ogóle wracamy razem…

Po dwóch miesiącach walki o życie i borykania się ze skutkami niedotlenienia i wylewu krwi do mózgu, musiałyśmy od nowa zacząć wyrabiać u Oliwki odruch przełykania. Można powiedzieć, że od nowa uczyłyśmy się jeść i pić. Trzeba było robić to bardzo ostrożnie, krok po kroku, ponieważ po tym wszystkim, co przeszła Oliwka zachłyśnięcie mogłoby być tragiczne w skutkach. Oliwka nie ma czasu z jeszcze jednego powodu. Już pół roku po operacji było wiadomo, że Oliwia ma nadciśnienie płucne

Pierwszy raz wróciła z zabiegu na oddział podłączona pod respirator. Podczas cewnikowania doszło do krwawienia z dróg oddechowych i spadku saturacji do 40%. Przez otwór między komorami wytworzył się nieprawidłowy przeciek prawo-lewy, co powoduje osłabienie prawej komory serca – prawa komora w tej chwili pracuje za dwie, co zwiększa jej mięśniówkę, a zmniejsza obwód, a to powoli prowadzi do niewydolności serca. Gdy słuchałam tego, co mówił lekarz, płakałam, nie mogłam w to uwierzyć. Jak to jest możliwe, że za każdym razem, gdy odbijamy się od dna i idziemy coraz wyżej, życie szykuje nam upadek?

Zapytałam Profesora Carottiego co dalej, bojąc się tego, co usłyszę…
Do dzisiaj mam w uszach jego słowa. Przykro mi, ale nie mam planu na dalsze leczenie Pani córki… Zrobiło się ciemno, zimno i bardzo cicho.
Jej serce umiera, moje pęka na pół. Sine palce, sine ustka, zmęczenie i blada cera. Ona słabnie, bo napędza ją serce, które jest już wrakiem, paradoksalnie ja muszę mieć więcej sił, by ona miała jakąś szansę. Z pękniętym sercem matka kocha tak samo mocno...

Wiecie tak jak ja, że jest jeszcze jedno miejsce, gdzie jest jeszcze jedna szansa. Tę walkę może pomóc nam wygrać profesor Hanley z USA. Jest to człowiek, w tej chwili niezastąpiony. Specjalizuje się w ratowaniu takich serduszek, jakie ma Oliwka, tych bardzo chorych i skomplikowanych w swojej budowie. Dał nam nadzieję na rekonstrukcję tętnic płucnych oraz zamknięcie ubytku między komorami. Mówiąc wprost, jako jedyny na całym świecie dał mojemu dziecku szansę na życie!

Problemem jest cena operacji, bo trudno nawet policzyć wszystkie zera. Jeszcze większym problemem jest czas. Nie mogę zbierać pieniędzy dłużej niż 3 miesiące, bo utrwalone nadciśnienie płucne to śmierć. Nie możemy czekać. Niskie saturacje, ciągły strach i życie na słowo honoru. Jesteśmy bez operacji – myślę o tym od rana do wieczora. 

W Europie nie udało się do końca naprawić serduszka Oliwi. Teraz jest ono jak nie do końca sprawny silnik, który może w każdej chwili zgasnąć. Błagam was jako matka umierającego dziecka o cud, bo dla mnie ten wyjazd to będzie cud. Odliczam minuty, łączę je w godziny, odhaczam w kalendarzu kolejne dni… Nie planuję, nie umiem nic planować, dopóki na moim dziecku ciąży wyrok śmierci. Nie wiem, czy zdążymy, ale wiem, że jest kilkoro dzieci, którym się udało. Nie wiem, czy Oliwka wytrzyma, ale dopóki mam cel, mogę mieć nadzieję…Proszę Was, nie pozwólcie się zatrzymać jej sercu… 

Mama

Zbiórka: https://www.siepomaga.pl/serce-oliwii

Dodaj komentarz

Komentarze (0)