Łupieżcy niebios

poniedziałek, 7.3.2022 12:15 382 0

Pięć Królestw t.1
Łupieżcy niebios

Brandon Mull

 

PIERWSZA CZĘŚĆ PIĘCIOTOMOWEJ SERII, O KTÓREJ SAM AUTOR MÓWI, ŻE NAJBARDZIEJ PRZYPOMINA BESTSELLEROWY BAŚNIOBÓR. I JEST CO NAJMNIEJ TAK SAMO GENIALNA!

 

Cole chciał się tylko popisać przed kolegami w Halloween. Wycieczka do nawiedzonego domu okazała się jednak początkiem szalonej, niespodziewanej przygody…

Grupka dzieci trafia na tajemnicze Obrzeża – miejsce, które leży między jawą i snem, rzeczywistością i wyobraźnią, i rządzi się swoimi magicznymi prawami. Wkrótce zostają rozdzieleni, ale Cole zrobi wszystko, aby uratować przyjaciół i wrócić do domu. Nie będzie to jednak łatwe. Obrzeża nie są już bezpieczne – dobra magia jest coraz słabsza, a każdemu z Pięciu Królestw grozi ogromne niebezpieczeństwo. I to właśnie Cole, wraz z nowymi przyjaciółmi, będzie musiał wszystko naprawić i spróbować przeżyć na tyle długo, żeby odnaleźć drogę do domu…

O autorze: 

Brandon Mull (ur. 1974) przyznaje w wywiadach, że od zawsze chciał zostać pisarzem. Swoją wyobraźnię wykorzystywał w trakcie zabaw z rodzeństwem i przyjaciółmi. Niektóre pomysły dojrzewały w jego głowie przez lata, zanim ostatecznie zdecydował się przenieść je na papier.

Ukończył Uniwersytet Brighama Younga, spędził dwa lata w Chile. Imał się różnych zajęć, był m.in. aktorem komediowym, archiwistą, copywriterem. Jego debiut powieściowy „Baśniobór” (2006) okazał się natychmiastowym sukcesem, został przetłumaczony na ponad 30 języków i sprzedał się w milionach egzemplarzy na całym świecie. Rozpoczął on również pięciotomową serię, która w Polsce ukazała się nakładem wydawnictwa W.A.B: „Baśniobór”, „Gwiazda Wieczorna wschodzi”, „Plaga cieni”, „Tajemnice smoczego azylu”, „Klucze do więzienia demonów”.

Fani Brandona mogą kontynuować podróż przez świat Baśnioboru dzięki serii „Smocza Straż”, jak również zapoznać się z innymi powieściami autora: z seriami „Wojna cukierkowa”, „Pięć Królestw” oraz z książką „Zwierzoduchy”. Jesienią 2019 r. nakładem wydawnictwa Wilga ukazało się specjalne wydanie „Opowieści Zwierzoduchów”.

Wszystkie tomy „Baśnioboru” znalazły się na liście bestsellerów „New York Timesa”, aczkolwiek za najbardziej prestiżową nagrodę Brandon Mull uważa Young Readers Choice Awards. W wywiadach skromnie wyraża nadzieję, że opowiadane przez niego historie nadal będą podobać się czytelnikom. Cieszy go również fakt, że po jego książki chętnie sięgają zarówno dzieci, młodzież, jak i dorośli czytelnicy, a za cel stawia sobie tworzenie kolejnych, równie uniwersalnych, historii.

Autor przyznaje, że ogromny wpływ na jego dzieciństwo i późniejszą twórczość miały powieści C.S. Lewisa i J.R.R. Tolkiena. Inspiracją były również dla niego książki J.K.K. Rowling.  

 

Fragment: 

Z zewnątrz budynek wyglądał porządnie. Znacznie lepiej niż większość domów. Na dachu siedziało parę sztucznych kruków. Z rynien zwisały kotary pajęczyn. Jedna z dynio­wych głów wymiotowała na chodnik nasionami i miąższem. W ogródku było sporo kartonowych nagrobków, a tu i ów­dzie z trawy sterczała plastikowa ręka czy noga.

– Całkiem nieźle – przyznał Dalton.

– No, nie wiem – odparł Cole. – Po tym całym szumie spodziewałem się granitowych grobowców z prawdziwymi ludzkimi szkieletami. I może paru holograficznych duchów.

– Pewnie wszystko, co najlepsze, jest w środku.

– Zobaczymy. – Cole zamilkł i przyglądał się szczegółom dekoracji.

Dlaczego czuł się taki rozczarowany? Dlaczego w ogóle przejmował się dekoracjami? Ponieważ namówił Jennę, żeby tutaj przyszła. Gdyby nawiedzony dom okazał się super, może na Cole’a spłynęłoby trochę splendoru. Ale jeśli byłoby do bani, wyszłoby na to, że Jenna niepotrzebnie zawracała sobie głowę. Czy rzeczywiście o to chodziło? A może był zły, bo prawie z nią nie pogadał?

Blake pierwszy ruszył do drzwi. Zapukał, a pozostała dzie­wiątka zgromadziła się na werandzie. Otworzył im długowło­sy facet z krótką brodą. W głowę miał wbity tasak, a z rany lała się krew.

– To naprawdę musi być spec od efektów – mruknął pod nosem Dalton.

– Sam nie wiem – odparł Cole. – Fakt, krwawe to, ale nie na maksa.

Śmiertelnie ranny mężczyzna odsunął się z przejścia, żeby wpuścić gości do środka. Wewnątrz bez przerwy migotał stroboskop, nad ziemią snuła się mgła z suchego lodu, a ścia­nę pokrywała folia aluminiowa, odbijająca pulsujące świa­tło. W korytarzu rozwieszono pajęczyny, rozstawiono czaszki i kandelabry. Ruszył ku nim rycerz w pełnej zbroi, nad głowę uniósł olbrzymi miecz. W błyskach stroboskopu jego ruchy były rwane. Kilka dziewczyn wrzasnęło.

Rycerz opuścił miecz. Aby wykorzystać ten moment dla osiągnięcia maksymalnego efektu, poruszał się jeszcze tro­chę, głównie na boki, ale przestał być taki straszny, bo nie doprowadził ataku do końca. Chyba zrozumiał, że nie jest już groźny, więc zaczął tańczyć jak robot. Kilkoro dzieci się roześmiało.

Cole aż się skrzywił, jeszcze bardziej rozczarowany.

– No i niby czym się tak wszyscy podniecali? – odezwał się do Daltona.

– A czego się spodziewałeś?

Cole wzruszył ramionami.

– Wściekłych wilków walczących na śmierć i życie.

– Nie jest źle – pocieszył go Dalton.

– Za dużo było szumu. Miałem wielkie oczekiwania. – Gdy się odwrócił, obok niego stała Jenna. – Bardzo się boisz? – zapytał.

– Niezbyt – odparła, rozglądając się wkoło. – Nie widzę żadnych kończyn. Ale i tak nieźle to urządzili.

Niezgrabny rycerz wracał już do swojej kryjówki. Facet z tasakiem rozdawał słodycze – miniaturowe, ale każde dziec­ko dostało po kilka sztuk.

Na korytarzu pojawił się chudy starszy chłopak ze zmierzwioną fryzurą. Mógł być tuż po dwudziestce. Ubrany był w dżinsy i pomarańczową koszulkę z wielkim czarnym napisem: „Buu!”. Poza tym nie miał przebrania.

– Dostatecznie się wystraszyliście? – zapytał nonszalancko.

Kilka dziewcząt przytaknęło. Większość osób milczała. Cole uznał, że byłby niegrzeczny, gdyby powiedział prawdę.

Gość w koszulce z napisem „Buu!” skrzyżował chude ręce na piersi.

– Część z was nie wygląda na szczególnie przerażonych. Chcecie zobaczyć coś naprawdę strasznego?

Brzmiał serio, ale równie dobrze mógł to być wstęp do kiepskiego żartu.

– Jasne – odezwał się Cole.

Poparła go Jenna. I kilka innych osób.

Buu spojrzał na nich jak generał niezadowolony z nowych rekrutów.

– No, dobra, skoro tak mówicie. Ale ostrzegam: jeśli już teraz coś was przestraszyło, to nie idźcie dalej.

Dwie dziewczyny zaczęły kręcić głowami i wycofały się w stronę drzwi. Jedna z nich oparła głowę na piersi Stuarta Fulsoma. Stu wyszedł razem z nimi.

– Popatrz na Stu – mruknął Cole do Daltona. – Myśli, że wielki z niego uwodziciel.

– Po co te dziewczyny w ogóle tu przyszły, skoro nie chcia­ły się bać? – jęknął Dalton.

Cole wzruszył ramionami. Czy gdyby Jenna chciała zrezy­gnować, wyszedłby razem z nią? Może gdyby, drżąca ze stra­chu, oparła głowę na jego piersi…

Pozostała siódemka poszła za Buu. Zaprowadził ich przez zwyczajną kuchnię do białych drzwi z typową mosiężną gałką.

– To tu, w piwnicy. Ja nie idę. Jesteście pewni, że tego chcecie? Tam jest naprawdę strasznie.

Blake otworzył drzwi i ruszył na dół. Cole i Dalton wy­mienili spojrzenia. Skoro doszli aż tutaj, nie było mowy, żeby teraz wymiękli. Również nikt inny nie stchórzył.

Dodaj komentarz

Komentarze (0)