Tekturowe bezpieczeństwo w scentralizowanym państwie z kartonu. To wnioski z kłodzkiej debaty ekspertów, polityków i samorządowców
Konferencja na temat roli samorządów i biznesu w zapewnieniu bezpieczeństwa mieszkańcom Kłodzka i okolic zapowiadała się niezwykle interesująco. Taka też była. Mamy dla naszych Czytelników jednak dwie wiadomości. Dobra jest taka, że o niezwykle istotnych kwestiach dotyczących naszego życia rozmawia się właśnie w Kłodzku, a nie w Warszawie czy nawet we Wrocławiu. Do tego są u nas podmioty, które ważą się podjąć organizacji takiej dyskusji: w tym wypadku to burmistrz Kłodzka i Śnieżnicki Klub Biznesu. A zła wiadomość? Materia bezpieczeństwa jest na tyle skomplikowana, że trudno w debacie o niej zachować dyscyplinę, a łatwo zejść na manowce.
UWAGA: tekst jest bardzo długi, ale nawet w części nie wyczerpuje ważnych tematów, o których rozmawiano w Kłodzku. Trudno też o jakieś „fajerwerki” pisząc o tak poważnej tematyce. Dlaczego jednak warto go przeczytać? Może dlatego, by się przy okazji zastanowić, czego powinniśmy się domagać od naszych władz, a o czym na co dzień zapominamy? Mianowicie: po co jest nam niezbędne państwo?
„Kłodzko. Samorząd, biznes i bezpieczeństwo. Lokalnie, regionalnie i globalnie” – to tytuł konferencji, która odbyła się w sobotę, 14 stycznia, w kłodzkim Centrum Aktywności Lokalnej. Powagę dyskusji zapewnić mieli paneliści: posłowie oraz eksperci Instytutu Bezpieczeństwa i Rozwoju Międzynarodowego z Warszawy, który był współorganizatorem wydarzenia. Burmistrz Michał Piszko i Adam Jaśnikowski, koordynator Śnieżnickiego Klubu Biznesu, witali gości razem z prof. Bogusławem Packiem, prezesem IBRM, generałem dywizji w stanie spoczynku, naukowcem, niegdyś rektorem Akademii Obrony Narodowej i dowódcą misji wojskowych Unii Europejskiej.
Już sam początek dyskusji był zaskakujący. Poseł Tomasz Siemoniak, nie tak dawno wicepremier i minister obrony narodowej, a dziś jeden z najważniejszych polityków Platformy Obywatelskiej, nie był gwiazdą imprezy, ale prowadzącym dyskusję z samorządowcami. To on zadawał pytania i słuchał swych rozmówców. To zabieg wymyślony zapewne przez spin doctorów, czyli doradców odpowiedzialnych za wizerunek polityka czy partii, ale jakże atrakcyjny! Siemoniak, polityk „z Warszawy” [choć rodem z nieodległego przecież Wałbrzycha], nie przyjechał do Kłodzka, by złożyć obietnice, czego to jego ugrupowanie nie zrobi, jeśli wygra wybory, ale słuchać, czego my chcemy. Naprawdę zręczne.

Szełemej nie ma wątpliwości: nie da się zniwelować tych różnic tylko grą rynkową. I wyliczał sprawy, które są dobrze znane naszym samorządowcom, ale mieszkańcy regionu chyba nie do końca zdają sobie z tego sprawę. – Nasze uzdrowiska są w stanie pogłębiającej się degradacji, nie wykorzystujemy nawet 40 proc ich potencjału. A władze wojewódzkie czy centralne przeznaczają na nie minimalny procent środków, choćby z Unii Europejskiej – mówił. Podał też przykład ich nieudolności, która bezpośrednio odbije się na nas. W negocjacjach z UE zgodziły się one, by nasze samorządy musiały dopłacać do inwestycji z własnych środków 30 proc. ich wartości, a te z dużo bogatszego przecież górnego Śląska – znacznie mniej.
Czy zaoferowano więc nam „pomoc”, z której często nie będziemy mogli skorzystać, bo nie będzie nas stać, by ją przyjąć? Takie ryzyko istnieje. Tymczasem mamy do czynienia z festiwalem „tekturowego” wsparcia, którym chwalą się politycy rządzący. Co to znaczy według Szełemeja? Ano, że przyjeżdżają oni do nas i fotografują się z promesami milionów, które trafiają nie na istotne inwestycje, według jakiegoś planu, który przewidywałby rozwój regionu, ale tam, gdzie mogą przynieść im korzyści propagandowe. Bo z „poziomu Warszawy” nie da się ocenić, co tak naprawdę jest tu ważne. – Na naszych oczach Polska zmienia ustrój! Bezprawnie jest likwidowany samorząd – grzmiał prezydent Wałbrzycha w dalszej części debaty. I to – jego zdaniem – jest kwestia zasadnicza. Właśnie dla naszego bezpieczeństwa.
Burmistrz Dzierżoniowa, Dariusz Kucharski, z nadzieją czeka na wynik jesiennych wyborów. – Jeśli się nic nie zmieni, to w samorządach nie dopniemy budżetów – straszył. Mówił, że zupełnie inaczej wygląda życie u nas, inaczej „tam”. – Chciałbym, żeby przedstawiciele rządowi nie przyjeżdżali tu z „tekturami”. Musimy wymóc na przyszłym rządzie, żeby traktowali nas podmiotowo – mówił w Kłodzku burmistrz Dzierżoniowa. Gdy Siemoniak spytał, co począć z depopulacją, czyli spadającą liczbą ludności naszego regionu, obaj panowie: i Kucharski, i Szełemej, nie mieli dobrej odpowiedzi. Bo czy argumentem za życiem tutaj mają być dla młodych relatywnie tańsze mieszkania i praca, która rzeczywiście jest, ale najczęściej tak kiepsko płatna, że nie wystarcza na czynsz? A hasło „Zarabiaj tam, mieszkaj tutaj” długo jeszcze nie będzie atrakcyjne dla wielu branż.
Wreszcie jednak przeszliśmy do części, która dotykała wprost tematu konferencji. Panel „Bezpieczeństwo – myśl lokalnie!” prowadził Zbigniew Szczygieł, radny wojewódzki, specjalista od zarządzania w stanach zagrożeń, były komendant wojewódzki Państwowej Straży Pożarnej. I tu już zaczęły się schody... Co mieści się pod pojęciem bezpieczeństwo publiczne? Okazało się, że i nasze zdrowie, i stan dróg, i zapewnienie dostaw energii czy wody, ale i to, czy nie boimy się chodzić po naszych osiedlach czy wyjść na podwórko. Prof. Pacek wskazał, czego m.in. możemy uczyć się z wojny w Ukrainie. – Tam nie cierpią najbardziej ci, którzy walczą, ale cywile daleko za liniami frontu – mówił. Jaki z tego wniosek? – Trzeba zapewniać ludziom bezpieczeństwo tam, gdzie są. Już dziś trzeba mniej rozmawiać, a więcej działać – dodał.
Radny Szczygieł zwrócił uwagę, że w naszych gminach nie jest z tym dobrze. Przejrzał mianowicie strategie rozwoju przygotowane przez samorządy i w wielu nie pada nawet termin bezpieczeństwo. Jego współpracownik, Stanisław Ręcławowicz z Interdyscyplinarnego zespołu naukowców z Uniwersytetu Wrocławskiego, wskazał, że zadania, które kiedyś miała wykonywać Obrona Cywilna, powinny być oparte o Krajowy system ratowniczo-gaśniczy, który skupia przeszło 30 tys. zawodowych strażaków i 300 tys. ochotników. To łatwiej nam zrozumieć, bo przecież wszyscy znamy strażaków. Między innymi o ich roli dyskutowano już zresztą w czerwcu ubiegłego roku w Starostwie Powiatowym z udziałem Macieja Awiżenia. W powiecie kłodzkim temat bezpieczeństwa nie jest lekceważony. Co jednak z tego w praktyce ma wynikać właśnie dla nas, mieszkańców?
Dr Rafał Batkowski, uczestnik kłodzkiej konferencji i niegdyś m.in. szef Operacji Antyterrorystycznych w Komendzie Głównej Policji, mówił o rzeczach prostych. – Miasto, powiat to istota bezpieczeństwo publicznego – podkreślił inspektor policji w stanie spoczynku. I dodał: – Infrastruktura jest ważna, ale bezpieczeństwo człowieka jest ważniejsze. To, co dzieje się na naszych osiedlach i podwórkach. Dr Batkowski radził samorządowcom, by rozmawiali o tym z mieszkańcami, a nie zdawali się jedynie na policyjne statystyki o interwencjach. Tak z ręką na sercu: który z samorządowców w naszym powiecie o tym myśli?
Inny ekspert, Jakub Czudiak, pracownik Tauron-u i specjalista m.in. od zarządzania kryzysowego i ratownictwa, wskazywał, że tzw. infrastruktura krytyczna, zasoby gromadzone na czas kryzysu, bez ludzi nie są istotne, bo to przecież ludzie muszą je obsługiwać. Zwrócił też uwagę, że bez strategii na poziomie centralnym, lokalnie nic nie zrobimy. Ale – co jest najważniejsze – strategia taka powinna powstać na podstawie informacji, które płyną „od dołu”. To tam wiadomo, co jest niezbędne, by państwo funkcjonowało, dla ludzi właśnie. – Przed nami bardzo ciężka praca... – dodał. A dr Mateusz Paplicki z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu apelował: – Badajmy się! Ba, ale gdzie... W powiecie kłodzkim publiczna służba zdrowia kuleje, na co m.in. zwracała uwagę posłanka Monika Wielichowska. Powód? Chroniczne niedofinansowanie przez budżet państwa. Czyż to nie zagraża naszemu bezpieczeństwu?
To jednak, i nie tylko to, „z Warszawy gorzej widać”. Mówił o tym w drugim panelu – „Biznes i praca – perspektywy!” – Sławomir Majman, wiceprezes Instytutu Bezpieczeństwa i Rozwoju Międzynarodowego, a w przeszłości m.in. prezes zarządu Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych. – Przedsiębiorcy nie mogą bać się własnego państwa – mówił w kontekście szokujących podwyżek cen energii, które w wielu branżach z dnia na dzień oznaczają upadek firm. – Rząd jest od tego, żeby myśleć! – stwierdził „oczywistą oczywistość”, ale dodał zaraz, że kto ma go do tego zmusić, skoro nawet w takiej sprawie nie słychać głosu przedsiębiorców! Ich samorząd skupia... 2 proc. prowadzących działalność gospodarczą, kto by zatem z nim się liczył?
W panelu prowadzonym przez Adama Jaśnikowskiego, koordynatora Śnieżnickiego Klub Biznesu, wypowiadali się nasi samorządowcy. Burmistrz Michał Piszko zwracał uwagę na przemyślane planowanie przestrzenne w zarządzanym przez niego mieście. Ma to pozwolić na inwestycje, także dużego biznesu. Ale i on musiał na konferencji odpowiadać na pytanie dotyczące jednostkowej sprawy, a związanej z umarzaniem podatków [głos Barbary Glińskiej, społecznej aktywistki, na tyle zainteresował posła Siemoniaka, że aż musiał zrobić jej zdjęcie...]. Czy to było właściwe miejsce, by rozmawiać o takich kwestiach? Pewnie nie, ale licząc na głosy politycy, w tym samorządowcy powinni pamiętać, że każdy swój poziom poczucia bezpieczeństwa określa na podstawie własnych kryteriów. I ma do tego prawo.
Przekonał się o tym burmistrz Lądka-Zdroju, Roman Kaczmarczyk, który na kłodzkiej konferencji mówił o koncepcji niezależności energetycznej gminy. Jego projekty, z których część wchodzi w finalną fazę realizacji, spotkały się wielkim uznaniem ekspertów od bezpieczeństwa, a nazwa Lądek-Zdrój odmieniania była w tym kontekście przez wszystkie przypadki. Generał Pacek – jak żartował burmistrz Kaczmarczyk – natychmiast chciał jechać do Lądka... Nie jest jednak łatwo przekonać mieszkańców czy biznesmenów, do „kosmicznych” wizji [nawet, jeśli potem się je realizuje] i burmistrz nieomalże stracił stanowisko w wyniku niedawnego referendum. Cóż, trudno być prorokiem we własnym kraju. Wyborcy chcą wszystkiego „na dziś”, a nasze wspólne bezpieczeństwo wymaga, by przekonać ich do cierpliwości.
To, oczywiście, nie wszystkie głosy i osoby, które występowały podczas kłodzkiej konferencji. Nie sposób nie wspomnieć o posłance Katarzynie Mrzygłockiej czy Robercie Jagle, prezesie Funduszu Regionu Wałbrzyskiego. Wnioski? Z jednej strony pesymistyczne: nie możemy oczekiwać, że z dnia na dzień coś się zmieni, że młodzi przestaną stąd uciekać, a służba zdrowia wydobędzie się z zapaści. Z drugiej jednak strony... Optymistyczne jest, że ugrupowanie, które ma ambicje wygrać zbliżające się wybory parlamentarne i przejąć rządy, wydaje się mieć zaplecze eksperckie, które dostrzega problemy i pracuje nad pomysłami, jak sobie z nimi poradzić. Może w końcu politycy zaczną się uczyć na błędach własnych i swoich poprzedników?
– Mamy narzędzia i proponujemy współpracę – mówił w Kłodzku gen. Pacek. Czy kłodzkie samorządy z tego skorzystają? Wszak – jak głosi stara mądrość – „Jeśli chcesz pokoju, przygotuj się do wojny”. Tomasz Siemoniak tak podsumował konferencję: – Nie ma rozwoju bez bezpieczeństwa. Panie Piszko, panie Jaśnikowski! Kiedy następna podobna konferencja? Bo tą rozbudziliście apetyt... Kłodzko warte jest tego, by na trwale stać się miejscem namysłu nad poważnymi sprawami. [kot]
PS Wielu uczestników konferencji nie dotrwało do jej końca. To okazał się za trudny temat na sobotnie popołudnie. Rządzenie jednak gminami czy firmami też nie jest łatwe. Oby kwestie szeroko rozumianego bezpieczeństwa nie wymusiły naszego zainteresowania nimi, gdy będzie już za późno. Teraz ważne są nie tylko czołgi, które kupują ONI.
Przeczytaj komentarze (91)
Komentarze (91)