Żołnierze we Wrocławiu uczcili 81. rocznicę wywózki Polaków na Sybir

piątek, 12.2.2021 09:15 490 0

Poruszali się w przerażeniu i poczuciu ogromnego zagubieniaDobrowolnie pod pistoletem

10 lutego 1940 roku był dniem rozstania z tym, co kochali. Z rewolwerem enkawudzisty przy głowie ojcowie podpisywali dokument, że to z dobrej i nieprzymuszonej woli będą przesiedleni w inne miejsce.

Scenariusz deportacji był zawsze podobny: łomotanie do drzwi kolbami karabinów w środku nocy, krzyki, bicie, popędzanie w trakcie pakowania, płacz kobiet i dzieci, ujadanie psów. Ten obraz najczęściej pojawia się we wspomnieniach deportowanych. W przypadku pierwszej zsyłki grozę sytuacji potęgował mróz, dochodzący w lutym 1940 roku do minus 40 stopni Celsjusza, a podczas wywózki w czerwcu 1940 roku – potworne upały. W ciągu kilkunastu minut ludzie tracili dorobek całego życia. Wywieziono wtedy około 140 tys. ludzi. W nieludzki warunkach transportowano ich na nieludzką ziemię. W czasie transportu deportowani umierali z wyczerpania, głodu i zimna.

We Wrocławiu odbyły się  obchody 81. rocznicy wywózek Polaków w głąb Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich, podczas których Dowódca Garnizonu wraz z Dowódcą 16 Dolnośląskiej Brygady Obrony Terytorialnej upamiętnili ofiary tamtych wydarzeń. To we Wrocławiu przebywa obecnie najwięcej więźniów tamtych czasów – ocalałych Sybiraków.

Z powodu pandemii, uroczystości w tym roku miały skromny charakter. W intencji Sybiraków odprawiono mszę świętą w kościele na Pl. Staszica a następnie złożono kwiaty pod pomnikiem Zesłańcom Sybiru. Modlono się za tych, którym nie było dane wrócić z "nieludzkiej ziemi", a historia każdego zesłańca pełna jest dramatycznych wspomnień. Zostały z nimi na zawsze - choć większość była wówczas dziećmi.

Ludzie ludziom zgotowali piekło na ziemi.

Okrucieństwa wywózki były tak  olbrzymie, że wydawało się, iż  nadszedł już koniec świata. Tak w istocie jest, choć nie w sensie dosłownym. Świat dla tych ludzi już jest zupełnie inny. Ludzie, którzy przeżyli wywózkę posiadają inną świadomość. Widzieli rzeczy, których nikt nie widział, byli świadkami takich sytuacji, które współczesnym nie pojawiają się w najgorszych koszmarach sennych. To, do czego jest zdolny człowiek, do jakiego zła, najpełniej dostrzegli.

„A myśmy szli i szli - dziesiątkowani!.. ’’

Deportacje przeprowadzały tzw. trójki operacyjne NKWD, działające według specjalnych instrukcji. Każda z nich miała przydzielone po dwie lub trzy rodziny przeznaczone do wywiezienia. Po wejściu do domów żołnierze oznajmiali tonem niedopuszczającym sprzeciwu lub pytań co rodziny mogły zabrać ze sobą. Deportowanym kazano się pakować w ogromnym oszołomieniu, przerażeniu i  pośpiechu ludzie często nie myśleli logicznie. Wielu z nich nie zdołało zabrać ze sobą właściwie nic. We wspomnieniach deportowanych często pojawia się stwierdzenie, że dużo zależało od postawy funkcjonariuszy, ponieważ wszelkie instrukcje jednak obowiązywały jedynie na papierze.

Zesłańców czekała podróż trwająca nawet kilka tygodni. W bydlęcych wagonach, którymi jechali, były prycze, żelazne piecyki, a zamiast toalet – dziury w podłodze. Brakowało wody, ciepłych posiłków, opieki lekarskiej. W transportach szybko rozprzestrzeniały się wszy i pluskwy. Do tego dochodził potworny ścisk, dotkliwy

Mimo krzywdy jaka ich spotkała Sybiracy nie czują nienawiści, ponieważ przebaczyli swoim oprawcom. Przebaczyli, ale nie zapomnieli i będą pielęgnować pamięć o tym, co się stało.

Deportacji na Syberię nic nie usprawiedliwia. To nie była żadna forma walki z politycznym wrogiem, jak się tłumaczyli sowieccy oprawcy. To była perfidna, zaplanowana zbrodnia na polskim narodzie.

Tragedia każdego z nich zasługuje na naszą pamięć.

Dodaj komentarz

Komentarze (0)