Premiera tramwaju Maximum po renowacji

piątek, 17.9.2021 14:15 631 0

Ornamenty roślinne, kinkiety w kształcie kwiatów, zasłonki w oknach, szlachetne drewno oraz mosiądz – tak jeździło się po Wrocławiu na początku XX w. Teraz sami możemy się o tym przekonać, bo właśnie zakończyła się renowacja legendarnego tramwaju Maximum z 1901 r. To chyba najpiękniejszy tramwaj w Polsce, a może nawet na świecie – zachwalają miłośnicy. I nie ma w tym chyba żadnej przesady, gdyż wygląd sędziwego wagonu naprawdę przenosi nas w czasy secesji, gdy wszystkie przedmioty były małymi dziełami sztuki.

– Kursujące codziennie po mieście tramwaje łączą mieszkańców, zawożą ich do pracy, do szkoły, do domu, do przyjaciół, do rodziny. Tramwaj Maximum także połączył wielu ludzi. Połączył kilka pokoleń wrocławian, połączył przedwojennych oraz dzisiejszych mieszkańców naszego miasta. Jest owocem miłości do Wrocławia i jego pięknej, chociaż trudnej historii. Niczym feniks z popiołów na naszych oczach ze zmurszałego wraku powstało dzieło sztuki inżynieryjnej początku XX w. – opowiada Tomasz Sielicki, który koordynował renowację zabytkowego pojazdu. Odbudowa tramwaju Maximum to projekt w Polsce nowatorski. To pierwsza tak kompleksowa odbudowa czteroosiowego wagonu o konstrukcji drewnianej. Prace na zlecenie Gminy Wrocław koordynował Klub Sympatyków Transportu Miejskiego, który jako głównego wykonawcę zaprosił do współpracy firmę Polmat, znajdującą się w dawnej zajezdni przy ul. Legnickiej. Oto jak historia zatoczyła koło. Gdy przed 120 laty wrocławskie tramwaje konne przechodziły elektryfikację, nowy tabor składany był właśnie w tej zajezdni. Wagon Maximum wrócił zatem do tego samego miejsca, by narodzić się powtórnie – dodaje.

Niewiele jest zachowanych do naszych czasów tramwajów tej klasy. Wrocław ma to szczęście, że od teraz może pochwalić się wyjątkowym pojazdem, który – jak mają nadzieję członkowie Klubu  – szybko stanie się jednym z jego symboli. Jest to pierwszy zabytkowy pojazd komunikacji miejskiej we Wrocławiu, któremu przywrócono wygląd z okresu przed II wojną światową. Obfitość elementów dekoracyjnych stanowiła spore wyzwanie, ale dzięki nim każdy pasażer może przenieść się 120 lat wstecz i poczuć atmosferę nadodrzańskiej metropolii tamtych czasów. – Wyobraźmy sobie Wrocław tamtych czasów. Niezwykłą urodą zachwyca niedawno wzniesiony most Zwierzyniecki. Za chwilę rusza budowa domu handlowego braci Baraschów na Rynku, niebawem przed Uniwersytetem pojawi się fontanna Szermierza, a południe miasta zyska nową wizytówkę – wieżę ciśnień przy al. Wiśniowej. To właśnie epoka, w której nadodrzańska metropolia przechodzi swój rozkwit, czego symbolem były nowe elektryczne tramwaje – opowiada Sielicki.

Diabeł tkwi w szczegółach

Dbałość o detale oraz wierność historyczna stanowiły główną oś projektu. Stąd duży nacisk położono na kwerendy archiwalne, które okazały się bardzo owocne. Zebrany materiał ikonograficzny pozwolił na wierne odtworzenie wcześniej nieznanych elementów. Największe wrażenie z pewnością wywołają elementy dekoracyjne, jak choćby subtelna ornamentyka roślinna czy też liternictwo. Namalowali je Beata Bugajska oraz  Krzysztof Kłowaty, którzy na co dzień zajmują się restaurowaniem zabytkowych pojazdów, szczególnie motocykli, działając w stowarzyszeniu Vehiculum Vitae. – Wszystkie litery, cyfry oraz ornamenty zostały namalowane ręcznie przy użyciu szablonów na podstawie archiwalnych zdjęć sprzed ponad wieku – tłumaczy Krzysztof Kłowaty. – Na burtach pojawiły się złote cyfry z czarnym cieniem. To znajomy widok dla wrocławian także i dziś, bo obecna czcionka taborowa nawiązuje właśnie do tej historycznej – zaznacza Sielicki.

To nie jedyne elementy dekoracyjne w wagonie. Uwagę przykuwa również efektowny lambrekin o historyzującej formie liścia. To było jedno z najtrudniejszych zadań, gdyż do naszych czasów nie zachowały się dawne maszyny, które jednocześnie tłoczyły oraz wycinały wzór na blasze. – Na podstawie zdjęć zidentyfikowaliśmy dokładnie taki wzór na jednym z zabytkowych tramwajów w Berlinie. Na tej podstawie powstała forma, która wytłoczyła ornament. Po wycięciu trafił on na świetlik – wyjaśnia Tomasz Sielicki. W ten sposób odtworzono techniki, których nie stosuje się od wielu dziesiątków lat. Firma Polmat, która w zajezdni przy ul. Legnickiej prowadzi renowację zabytkowych pojazdów – tramwajów, autobusów czy samochodów – może pochwalić się zatem wyjątkowymi zdolnościami. – Szukamy wzorców w całej Europie, podpatrujemy, jak prowadzi się renowacje pojazdów w Niemczech, Wielkiej Brytanii czy Szwecji. Chętnie sięgamy po tradycyjne materiały czy techniki. Chodzi o to, żeby odbudowa zabytku była jak najbardziej wierna – mówi Artur Matkowski, właściciel firmy Polmat. Na swoim koncie dolnośląska firma ma już kilka tramwajów i autobusów. Wśród nich są m.in. wrocławskie wagony typu Standard z 1929 r. (Baba Jaga oraz Juliusz), a także dawny warszawski wagon typu C z 1925 r., który stanowi eksponat Muzeum Inżynierii Miejskiej w Krakowie. – Równolegle z tramwajem Maximum remontowaliśmy inny kultowy pojazd. To autobus-kabriolet Fredruś. Jego także zaprezentujemy w najbliższy weekend – zapowiada Matkowski.

Mknęły po szynach zielone tramwaje

Każdego wrocławianina zaskoczy kolorystyka tramwaju Maximum. Wagon jest beżowo-zielony z bordowymi i czarnymi akcentami. – Były to tradycyjne barwy spółki Breslauer Straßen-Eisenbahn-Gesellschaft (BSEG, Wrocławskie Towarzystwo Kolei Ulicznej), prywatnej firmy, która od 1877 r. prowadziła we Wrocławiu ruch tramwajów konnych. W latach 1899-1901 przeprowadziła olbrzymią inwestycję – elektryfikację swojej sieci. Zbudowano wówczas nowe zajezdnie oraz zamówiono całkiem nowy tabor – aż 150 wagonów silnikowych – opowiada Tomasz Sielicki, który na co dzień zajmuje się historią wrocławskich tramwajów. Sto z nich było krótszymi, dwuosiowymi wagonami, a pięćdziesiąt to właśnie dłuższe tramwaje Maximum. Zabierały one na swój pokład więcej pasażerów – 28 na miejscach siedzących oraz 16 na stojących na dwóch otwartych pomostach. Tramwaje tego typu przeznaczone były do obsługi linii biegnącej od obecnej pętli Krzyki przez ul. Powstańców Śląskich, Świdnicką, Rynek, most Uniwersytecki oraz pl. św. Macieja do Dworca Nadodrze. – Na tej relacji jeździło najwięcej wrocławian, dlatego zakupiono pojemniejsze wagony – wyjaśnia historyk.

Również odtworzone wnętrza przedziału pasażerskiego tramwaju Maximum robią niesamowite wrażenie. Boazeria z elementami mahoniu, zasłonki w oknach, kinkiety w formie kwiatów – to wszystko pokazuje niezwykłą elegancję dawnych wrocławskich tramwajów. – Prawdziwą sensacją okazały się przesuwne drzwi do przedziału pasażerskiego. Po oczyszczeniu ukazało nam się piękne drewno – orzech amerykański. Jedno skrzydło to oryginalne drzwi sprzed 120 lat. Drugie zostało odtworzone przy użyciu tego samego materiału – opowiada Sielicki. W drzwiach odtworzono okienko konduktorskie. Spółka BSEG montowała takie okienka już w tramwajach konnych. – Pasażerowie skarżyli się na przeciągi, gdy konduktorzy sprzedawali bilety podróżnym stojącym na pomostach. Stąd też montaż okienek – dodaje.

W 1911 r. wagon przeszedł na własność miasta, które wykupiło prywatną firmę i wcieliło w struktury miejskiego przedsiębiorstwa komunikacyjnego – firmy Städtische Straßenbahn Breslau. Wagony przemalowano na biało-czerwono, bo takie wówczas były barwy miejskie. W latach 30. wszystkie tramwaje czteroosiowe przeszły gruntowną przebudowę. Pojawiły się w nich m.in. zabudowane pomosty, a okna podzielono dodatkowymi słupkami. Usunięto także wszystkie elementy dekoracyjne. W takim stanie większość wagonów przetrwała II wojnę światową. Na wrocławskich ulicach jeździły do początku lat 60., a potem zostały zezłomowane. Okazuje się jednak, że nie wszystkie…

Cudem uratowany

Jak to się stało, że do naszych czasów dotrwał jedyny egzemplarz tramwaju Maximum? Zawdzięczamy to samym wrocławianom. Pierwszy był Jan Pięta, pracujący jako brygadzista w warsztatach głównych MPK przy ul. Legnickiej. Wprowadził wiele ulepszeń w taborze tramwajowym i autobusowym. Warto wspomnieć, że był także jednym z twórców autobusu kabrioletu Fredruś. Dzięki jego zamiłowaniu do historii komunikacji miejskiej we Wrocławiu do naszych czasów przetrwał jedyny egzemplarz tramwaju Maximum. W 1960 r. Jan Pięta odkupił od przedsiębiorstwa nadwozie wycofanego z ruchu wagonu i ustawił jako altankę w swoim sadzie w podwrocławskim Smolcu. To było częste zastosowanie złomowanych tramwajów. Dzięki temu wagony miały szansę przetrwać kolejne lata. Ponieważ pojazd stał na wolnym powietrzu, był narażony na działanie warunków atmosferycznych. Nowy właściciel zmienił też jego wygląd, dostosowując do całkiem nowej funkcji. Dach został pokryty papą, a pomosty częściowo zdemontowano. Okna zostały zaślepione. Po kilkudziesięciu latach na nietypową altankę przypadkowo natrafili bracia Piotr i Paweł Drabowie, miłośnicy komunikacji z Wrocławia. Wiosną 1995 r. wybrali się na piknik do znajomych do Smolca. – To było rutynowe rozpoznanie drogi do nieznanego nam miejsca. Znajomy opisał nam, jak dojechać z Wrocławia do Smolca i którędy przemieszczać się na terenie samej wsi: prosto, w lewo, potem znów prosto i za działką, na której stoi taki stary tramwaj, znów skręcicie w lewo – wspomina Piotr Drab, którego komunikacja miejska jest wielką pasją. – Stary tramwaj – ta fraza od razu postawiła mnie na baczność – relacjonuje. Do Smolca pojechał najpierw jego brat – Paweł, który zlokalizował obiekt. Istotnie altanka na jednym z ogródków była zrobiona z nadwozia starego tramwaju. Na pierwszy rzut oka nie wywoływała aż takich emocji, ale później wraz z kolegami miłośnikami komunikacji ustalono: to przecież czteroosiowy wagon typu Maximum. – Nie było innego wyjścia. Musieliśmy go sprowadzić do Wrocławia. To cud, że tak unikalny pojazd w ogóle zachował się do naszych czasów – mówi Drab. W 2005 r. straż pożarna przetransportowała altankę ze Smolca do Wrocławia. Wagon trafił do hali zajezdni przy ul. Legnickiej i tam czekał kilkanaście lat na remont. Był to jeden ze zwycięskich projektów pierwszej edycji Wrocławskiego Budżetu Obywatelskiego. Wtedy udało się zrealizować pierwszy etap – odbudowę nadwozia. – Przywróciliśmy mu jego pierwotny wygląd z 1901 r., bo w trakcie wieloletniej eksploatacji wagon przeszedł poważną modernizację – opowiada Tomasz Sielicki. Kolejne etapy obejmowały remont podwozia. – Oryginalne wózki udało się pozyskać dzięki miłośnikom z Berlina. Bez nich odbudowa by się nie powiodła. Spory udział w projekcie miał dawny mieszkaniec Wrocławia, Karl-Heinz Gewandt, przedwojenny miłośnik tramwajów oraz konserwator zabytków – dodaje Sielicki.

  

Projekt odbudowy tramwaju Maximum prowadził Klub Sympatyków Transportu Miejskiego, który w tym roku obchodzi jubileusz dziesięciolecia istnienia. W tym czasie stowarzyszeniu udało się uratować kilkanaście pojazdów komunikacji miejskiej, w tym popularną Enusię z 1960 r. czy też ostatni wrocławski tramwaj przegubowy typu 102Na z roku 1972. – Renowacja tramwaju Maximum była najbardziej wymagającym projektem. To pierwszy pojazd tej klasy, którym klub się zajmował – opowiada Krzysztof Kołodziejczyk, prezes Klubu Sympatyków Transportu Miejskiego.

Można śmiało powiedzieć, że renowacja tramwaju Maximum to dzieło wrocławian oraz serdecznych przyjaciół naszego miasta. Ta idea połączyła kilka pokoleń miłośników – przedwojennych oraz obecnych mieszkańców. Dzięki ich wysiłkowi Wrocław otrzymał wyjątkową wizytówkę – pojazd wiekowy, a przy tym niezwykle elegancki. Pozwoli on przenieść się nam do dawnych czasów i poczuć atmosferę przełomu XIX i XX w. Wrocławski tramwaj Maximum to jedyny czteroosiowy wagon w Polsce. Zaryzykujemy także stwierdzenie, że jest on również najpiękniejszy na świecie – nie kryje dumy Kołodziejczyk.

Odbudowa wagonu Maximum trwała siedem lat i została w całości sfinansowana przez Gminę Wrocław. Tramwaj pojawiać się będzie okazjonalnie – podczas największych świąt miasta. Już w najbliższą sobotę i niedzielę będzie go można podziwiać na terenie zajezdni przy ul. Legnickiej. 

Dodaj komentarz

Komentarze (0)