rakdzisiaj, 16 min temu
Z tego, co wiem – a wiem z bardzo dobrego...
rakdzisiaj, 37 min temu
to miał poeta na myśli Może dlatego wciąż...
rakdzisiaj, 44 min temu
Dużo pieniędzy czy dużo okazji?
Mówi się, że na odbudowę po...
rakwczoraj, 12 godz temu
Rak robi przerwę. Ale nie długą.
Felieton Raka
Rak zrobił sobie dziesięć...
rakwczoraj, 21 godz temu
Po ch... nam Luk z takimi zarobkami i rada nadzorcza? No...
rakwtorek, 24.06.2025 06:28
Apel o pełną transparentność w sprawie sprzedaży budynku „Barbara Budnek”
Sukces?...
rakwtorek, 24.06.2025 06:13
Lądek-Zdrój – miasto, które potrzebuje cepa, a nie kolejnych obietnic
Od...
rakwtorek, 24.06.2025 05:55
Deklaracje Klubu Radnych Gminy Lądek-Zdrój, czyli Rok w Kropelce Farsy
To...
rakponiedziałek, 23.06.2025 15:21
Ponoć w Lądku-Zdroju (i okolicznych enklawach samorządowej finezji) kultura rozkwita....
rakponiedziałek, 23.06.2025 11:08
Cyrk w klubie, mgła na ulicach – czyli jak to w Lądku-Zdroju bywa
Wróciłem z Bornego Sulinowa z pomysłem na współpracę między gminami. Ale zanim zdążyłem cokolwiek rozwinąć – zderzyłem się z dobrze znaną w Lądku ścianą milczenia. Bo przecież nie po to się zasiada w radzie, żeby słuchać mieszkańców…
A wszystko to w miejscu, gdzie przez niemal pół wieku stacjonowali Rosjanie – jak u nas w Lądku, tylko tam ciszej się o tym mówi.
Spacerując po Bornem, przyszła mi do głowy prosta myśl: przecież łączy nas wspólna historia, podobne doświadczenia i potencjał turystyczny. Nawet udało mi się porozmawiać z tamtejszym radnym – był otwarty na pomysł współpracy między gminami. No to, jak przystało na obywatela z inicjatywą, przekazałem temat naszej Radzie.
I co? Jak zawsze – nic. Może mają to w nosie, może mają ważniejsze sprawy, jak np. odwoływanie się nawzajem albo przeliczanie diet. Bo po weekendzie człowiek wraca do codzienności, a ta – jak zwykle w naszej gminie – nie zawodzi. Zamiast konkretnych decyzji mamy teatr. Zamiast odpowiedzi – ciszę. A zamiast szacunku dla mieszkańców – dobrze znane lekceważenie, podszyte uśmiechem z dietą w kieszeni.
Zwróciłem się – jako obywatel, wyborca, podatnik – do Klubu Radnych, którzy ogłosili inicjatywę odwołania viceburmistrza. Sprawa poważna, dotykająca fundamentów lokalnej demokracji. Naiwnie myślałem, że skoro to oni zaczęli, to chociaż odpowiedzą, odniosą się, zachęcą do rozmowy.
Ale nie. Ani słowa. Bo i po co?
Lepiej przecież zrobić swoje, uchwalić swoje, powiedzieć swoje, a potem zamglić, zamydlić i zakryć wszystko mgłą urzędowego zadęcia. Tak tu niestety bywa. „Bo ja radny”. No właśnie. Tylko co to dzisiaj znaczy?
Bo jak się przyjrzeć z bliska, to wielu z tych radnych to już nie reprezentanci mieszkańców, tylko po prostu... dietożercy. Zasiadają, głosują, wnioskują – byle coś w protokole zostało i żeby dieta się zgadzała. A lud? Lud niech patrzy z dołu i dziękuje, że wolno mu jeszcze pisać pisma, na które i tak nikt nie odpisze.
A najciekawsze – i najbardziej smutne – jest to, że klub, który dziś inicjuje odwołanie viceburmistrza, nie do końca jest tym samym, który kiedyś robił referendum przeciwko poprzedniemu burmistrzowi. Czyli znowu polityczna karuzela. Ci sami, ale inni. Razem, ale osobno. Wspólnie, ale każdy po swoje.
A żeby było jeszcze śmieszniej – ten sam klub wydaje teraz własną gazetę. Nazywa się szumnie „Feniks. Gazeta niecykliczna”, z płomieniem na okładce. Tyle że jak patrzę, co się dzieje w radzie i jak się (nie)komunikuje z mieszkańcami, to mam nieodparte wrażenie, że to bardziej gazetka dymna niż informacyjna. Ot, kolejny zasłonowy teatrzyk. Więcej w tym dekoracji niż treści, więcej symboli niż konkretu. A szkoda.
Nie oczekuję cudów. Ale oczekuję minimum przyzwoitości i szacunku. Bo władza w gminie nie bierze się z łaski, tylko z naszych głosów. A jak ktoś o tym zapomniał – to może czas nie odwoływać vice, tylko przyjrzeć się całej radzie.
Komentarze (114)
mmmmmmmmmmmWłaśnie o to chodzi — dla wielu z nas...