Zabytkowy most św. Jana w Lądku-Zdroju zagrożony. Dotarliśmy do protokołu z jego kontroli. Jest z nim kiepsko...
Historia najnowsza mostu św. Jana w Lądku-Zdroju nawet filozofom by się nie przyśniła! Postaramy się ją jednak opowiedzieć, choć zwrotów akcji jest w niej tyle, ile razy na scenie pojawia się burmistrz Roman Kaczmarczyk. Ale spokojnie: zabytek z 1565 roku jeszcze stoi.
Przypomnijmy na wstępie, że 30 listopada 2022 roku opisywaliśmy kontrolę mostu, której dokonały tego dnia konserwatorki zabytków. Byliśmy jej świadkami [więcej znajdziecie na ten temat TUTAJ].
W tytule ogłosiliśmy wtedy triumfalnie: „Znaleźliśmy właściciela zabytkowego mostu, którego przez lata nikt nie chciał”. Kontrolowana była gmina Lądek-Zdrój, która poddała się działaniom konserwatorów i o godzinie 11:00 na most przysłała dwie upełnomocnione urzędniczki.
Teraz dotarliśmy do protokołu tej kontroli, który został sporządzony w tzw. trybie gabinetowym i podpisy „strony kontrolowanej”, czyli przedstawicieli gminy, został złożone dopiero niedawno. Zanim więcej o tym dokumencie, podgrzejmy atmosferę. Będzie jak w filmach Alfreda Hitchcocka. Zacznijmy więc… od trzęsienia ziemi.

A jeszcze kilka dni wcześniej osobiście podpisał odpowiedź na wniosek o informację publiczną, który złożył Krystian Takuridis, prezes Lądeckiego Towarzystwa Historyczno-Eksploracyjnego. Pytanie dotyczyło listy zabytków nieruchomych będących WŁASNOŚCIĄ gminy Lądek-Zdrój. Jaki obiekt został na niej wymieniony przez burmistrza? Właśnie most św. Jana…
Pomyłka w wywiadzie? Roman Kaczmarczyk się nie myli… 9 lutego portal dkl24.pl zacytował jego słowa: „Co prawda nie mamy tego mostu w naszym gminnym rejestrze, niemniej wystąpiliśmy o przyznanie funduszy, które nam pozwolą przeprowadzić ekspertyzę jego stanu”. Jak nic, recydywa! Burmistrz dwukrotnie już w tym roku zaparł się mostu.

W punkcie „b”, zatytułowanym „Przyczyny powstania i skutki nieprawidłowości oraz osoby za nie odpowiedzialne”, jak wół opisany jest stan mostu: „Postępująca degradacja obiektu, ubytki budulca, samosiewy, które osłabiają konstrukcję obiektu, co powoduje zagrożenie zniszczeniem lub uszkodzeniem zabytku”.
Kto jest za to odpowiedzialny: właściciel obiektu. Nawet, jeśli się do swojej własności nie przyznaje. I dalej: „Protokół sporządzono w dwóch egzemplarzach. Jeden egzemplarz zostanie przekazany właścicielowi obiektu w formie wydruku”. Dokument ów podpisany został – jak już stwierdziliśmy – bez wyjaśnień, z upoważnienia burmistrza przez jego zastępcę, Alicję Piwowar.
Teraz czekamy, aż konserwator zabytków wyda tzw. nakaz konserwatorski i nałoży na gminę administracyjny obowiązek ratowania mostu albo zastosuje nieco słabszą formę, czyli tzw. zalecenia pokontrolne, które zobowiążą właściciela do usunięcia wymienionych szczegółowo „nieprawidłowości”.
Ufać należy, że burmistrz Kaczmarczyk trzeci raz tak cennego zabytku już się nie zaprze. Pewne jest zaś, że prezes Takuridis, który złym stanem mostu zainteresował konserwatora zabytków, w tej sprawie nie popuści. Tajemnicą poliszynela jest, że panowie za sobą nie przepadają. Obaj kochają jednak Lądek-Zdrój i ambicja nie stanie na drodze ku zachowaniu dziedzictwa historycznego miasta. Czyż nie? [kot]
Komentarze (41)