Robert Biedroń w Nowej Rudzie: "Trzeba ciężar ważności przenieść z budowy wypasionych pomników, kościołów i świątyń na budowę szpitali, szkół i żłobków"
- Nie można dzielić ludzi na lepszy i gorszy sort, jak dzieje się to dzisiaj. My wiemy, że w konstytucji zapisane są nasze prawa i w art. 68 zapisany jest dostęp do opieki zdrowotnej dla wszystkich, bezpłatny, na równych prawach, a nie tylko dla elity, nie tylko dla wybranych. Kiedy dzisiaj brakuje 50 tysięcy lekarzy, przez dwa ostanie lata zlikwidowano 350 oddziałów szpitalnych, my musimy głośno powiedzieć, że trzeba ciężar ważności przenieść z budowy wypasionych pomników, kościołów i świątyń na budowę szpitali, szkół i dobrych żłobków. To jest dzisiaj wyzwanie cywilizacyjne dla Polski - mówił podczas wizyty w Nowej Rudzie europoseł i kandydat na Prezydenta RP Robert Biedroń.
Wizyta Roberta Biedronia w Nowej Rudzie związana była z protestem przeciwko likwidacji oddziału wewnętrznego w miejscowym szpitalu. Jego funkcjonowanie zawieszono 1 lutego, powodem jest brak lekarzy. W demonstracji zorganizowanej 9 lutego na noworudzkim Rynku wzięli udział także posłowie Adrian Zandberg i Marek Dyduch oraz Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.
- Jestem chłopakiem z takiego samego miasta jak Nowa Ruda. Wychowałem się w Krośnie. To jest miasto o podobnej scenerii, w trochę innej części naszego kraju. Byłem też prezydentem średniej wielkości miasta i wiem, co to znaczy. Wiem bardzo dobrze, bo przeżywałem na własnej skórze zamykanie małego szpitala. Moi rodzice pracowali w szkole i tę szkołę też zamknięto. Wiem, co to znaczy bezrobocie rodziców i zmuszenie ich do wyjazdu za granicę, żeby zarabiali na utrzymanie naszej rodziny - była nas czwórka rodzeństwa. Wiem, co to znaczy, kiedy likwidowano nam tydzień po tygodniu połączenie autobusowe, kolejowe. Kiedy miejscowość rodzinna była odcinana od świata. Zamykano nam dostęp do tlenu krok po kroku. Wiem, co to znaczy zarządzać miastem tego typu jak Nowa Ruda i dlatego jesteśmy tutaj i krzyczymy „solidarność”. Nie dlatego, żeby przywołać solidarność pisaną przez duże „S”, którą nosimy tutaj w sercach, ale tę solidarność, której dzisiaj najbardziej brakuje, dotyczącą dnia codziennego – mówił na spotkaniu w Nowej Rudzie, Robert Biedroń. - Nasze ojczyzny są w takich miastach jak Nowa Ruda i tutaj jak na dłoni widać jak w Polsce albo rozwija się demokracja, albo się nie rozwija. Jak w Polsce jest bardzo niesprawiedliwie. Politycy w Warszawie, i to wam gwarantuję, jak chcą skorzystać ze szpitala, to mają go na wyciągnięcie ręki. Gdyby jakikolwiek oddział był likwidowany w szpitalu, w którym leczą się ci politycy, oni by w życiu do tego nie dopuścili. Gdyby pociąg, którym dojeżdżają na posiedzenie rządu miał być zlikwidowany, to pierwsi stanęliby w jego obronie. Gdyby połączenie lotnicze z Wrocławia do Warszawy, którym dolatują do Sejmu miało być zlikwidowane, pierwsi by go bronili. Nie ma ich tam, gdzie dzisiaj powinni stać murem. W tych miejscowościach, gdzie tysiące, miliony ludzi nie ma dostępu do pociągów, autobusów, szpitala, lekarza, dobrej szkoły. Tu powinniśmy być. Tu jest nasza demokracja i jestem tutaj, ponieważ ja już to udowodniłem w Słupsku. Takie miejscowości jak Nowa Ruda, Świdnica, Słupsk, Krosno mają swoją godność i powinny być tak samo traktowane. Nie można dzielić ludzi na lepszy i gorszy sort, jak dzisiaj się to dzieje. My wiemy, że w tej konstytucji zapisane są nasze prawa i w art. 68 zapisany jest dostęp do opieki zdrowotnej dla wszystkich. Bezpłatny, na równych prawach, a nie tylko dla elity. Nie tylko dla wybranych. Kiedy dzisiaj brakuje 50 tysięcy lekarzy, przez dwa ostanie lata zlikwidowano 350 oddziałów szpitalnych, my musimy głośno powiedzieć, że trzeba ciężar ważności przenieść z budowy wypasionych pomników, kościołów i świątyń na budowę szpitali, szkół i dobrych żłobków. To jest dzisiaj wyzwanie cywilizacyjne dla Polski.
Protestujący apelowali również o natychmiastowe zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia w Polsce do postulowanych przez Razem 7,2% PKB.
- To, co dzieje się tutaj, czyli zamykanie oddziałów, ostatnich oddziałów w mniejszych miejscowościach to jest rezultat tego, że wydajemy w Polsce zdecydowanie za mało na publiczną ochronę zdrowia. Takich miejscowości jak Nowa Ruda, które tracą ostatni szpital, ostatni oddział, gdzie starsi ludzie słyszą, że teraz, jeśli potrzebują pomocy lekarskiej mają jeździć daleko, do innej miejscowości, jest niestety w Polsce coraz więcej. Z roku na rok coraz więcej. My jesteśmy świadomi tego, że żeby to odwrócić, żeby to zmienić, musimy zacząć wydawać w Polsce na publiczną ochronę zdrowia więcej niż dotąd. Dlatego złożyliśmy w parlamencie projekt ustawy, który podnosi na publiczną ochronę zdrowia nakład do 7,2 PKB. Musimy zacząć więcej wydawać na publiczne szpitale, publiczne przychodnie, bo ci, którzy przez lata opowiadali, że rynek załatwi sprawę, że wystarczy się nie wtrącać, że wszystko się zrobi samo siłami prywatnych przedsiębiorców, w dużym stopniu doprowadzili nas do sytuacji, w której jesteśmy, w której w mniejszych miejscowościach zamyka się szpital po szpitalu, zwija się państwo, zwijają się usługi publiczne i ludzie zostają sami, bez wsparcia. Chcemy to odwrócić. Ta ustawa, którą złożyliśmy i która leży już w parlamencie i czeka na rozpatrzenie to jest krok w stronę tego, żeby ochrona zdrowia w Polsce zaczęła się rozwijać, a nie zwijać - mówił Adrian Zandberg.
Obecna na proteście posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk w swojej wypowiedzi odniosła się także do sobotniej wizyty premiera Matusza Morawieckiego w powiecie kłodzkim.
- Wczoraj odwiedził nasz region premier Morawiecki. Przejeżdżał przez Kłodzko i gdyby pomyślał, żeby zboczyć nieco z trasy, gdyby skierował swoje rządowe limuzyny w państwa kierunku - to tylko 20 km, być może zobaczyłby, z jakim problemem muszą się państwo tutaj mierzyć. Być może zrozumiałby, że niespełnione obietnice to nie są po prostu niespełnione obietnice wypowiedziane w okienku telewizora. To są autentyczne dramaty mieszkańców Polski powiatowej, polskiej prowincji i mniejszych miejscowości - mówiła Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.
Przeczytaj komentarze (33)
Komentarze (33)
Taka %super komuna%.
Za leki płaciłam po 50-60 zł miesięcznie a teraz prawie 700. Nie wspomnę o pampersach które PIS podrożył o 300%.
Tylko wy ciemna PISowska maso nie widzicie tego że dali 500 a zabrali 600.
Do podstawówki na matematykę bo coś komuna was liczyć nie nauczyła.
Zbuk