Adam Lizakowski na 100 lat Niepodległości Polski
Adam Lizakowski
Legenda o poszukiwaniu ojczyny*
czyli 100 lat Niepodległości Polski
Dolny Śląsk
Towarzystwu Dolnośląskiemu w Chicago ten wiersz dedykuję
I
Dolny Śląsku, kraino krosien tkackich, kopalń
pól uprawnych, ludzi pięknych, mądrych, pracowitych.
Wrocławiu - stolico marzeń małych chłopców
o bystrych oczach oświetlonych twoim blaskiem,
przodowniku duszy, wyznaczniku talentu,
mieście ambicji i wiedzy, kultury, wyniosłych ludzi.
Kraino - słowniku pierwszych najważniejszych słów,
rozżarzonych miłością, jawisz się jak mityczny jednorożec,
odciskasz się w mej pamięci liściem kasztana,
polnym kwiatem, ulicą Świdnicką, górą Śnieżki.
Jak mam cię wyśpiewać moja mała ojczyzno
pomiędzy Górami Sowimi a Odrą, Nysą i Karkonoszami,
którym językiem wyszeptać: Polaka, Niemca, Czecha
jakim akcentem: wileńskim, lwowskim, nowogródzkim,
matko stu narodów, dwóch cywilizacji
jakim krajobrazem opisać dziecinne marzenia,
wiatry górskie, smak szczawiu, kolor przepysznej czereśni
cokolwiek powiem, napiszę, zawsze w tym odnajdę
czułość i miłość mojego wspaniałego miasteczka Pieszyce;
Jaka to miłość czyni emigrantów w dalekiej Ameryce
bogatymi w planach wyobraźni, w których pachnie koniczyną,
zamienia chłopców dmących w trąbki rąk w zwiastuny
czegoś wielkiego - przyjaźni miast i ludzi:
Świdnica wraz z Wałbrzychem na powitanie wyciąga rękę,
Sobótka przyrodą po prasłowiańsku wita,
Nowa Ruda i Bolesławiec zapraszają na przechadzkę,
a Kłodzko na wieczory polsko-czeskie przy ognisku.
Kudowa, Lądek Zdrój pachną świeżością, Jelenia Góra
wraz ze Szklarską Porębą na odpoczynek wzywa.
Ktoś powie, że w Legnicy najlepiej, bo jakże jej nie pokochać.
Najsłodsze dziewczyny są w Bielawie, tym z Dzierżoniowa,
Wolowa, Bogatyni, Strzegomia tez słodyczy nie brakuje.
Najpiękniejszy jest Dolny Śląsk jesienią, gdy zieleń
w złoto i purpurę się zamienia, gdy cebulowe pola
z Jordanowa otula mgła, a ptaki zaprzestają sporów z latem
w Ząbkowicach Śląskich, Kamieńcu Ząbkowickim,
Lubinie, Polkowicach. Bociany spod Kamiennej Góry
do odlotu się szykują w długą podróż.
Jak po tylu latach rozłąki wskrzesić zapach złotej renety,
smak pstrąga z Walimia,
jak uchwycić majestatyczność
sadu spod Ziębic, Głogowa czy Milicza,
który malarz w Ameryce namaluje brzęk powietrza
tłuczonego skrzydłem bociana?
Mój dom Dolny Śląsk leży w środku serca mego,
pamiętam go w kadzideł dymie, dzwonach, glosie św. Antoniego,
deszczu, śniegu, splocie rąk, jedynym naszyjniku mojej matki.
Chicago 1998r. Pierwodruk „Kultura”, Paryż, 1989r.
Cześć 9
Piotr Włast
Kim był, czy tylko założycielem Pieszyc,
fundatorem kaplic na Dolnym Śląsku,
a może odkrywcą tego czego inni odkryć nie chcieli:
on namówił chrześcijańskie gromady spod Wielkiej Sowy
aby cięli i rąbali, palili i karczowali las
niszcząc zieloną ścianę przyrody.
Nie wiemy czy szedł przez las dębowy czy sosnowy
dziwiąc się urokowi tego miejsca
albo zastanawiając się nad ludzkim życiem,
nie wiemy w której chwili postanowił, zadecydował
zmienić los tej krainy i jak naprawdę to się stało
nic o nim nie wiemy, czy wybrał wzgórze
pod kaplicę, dlatego że zapędził się tam
za jeleniem, a może dzikiem lub wilkiem.
Na wzgórzu pasły się jelenie i sarny, ptak śpiewał,
dojrzewały jagody, słońce grzało, lecz on czekał
na zachód słońca, wsparty o lasce trwał nieruchomo
aż w pewnym momencie zrozumiał dlaczego się
tutaj znalazł, kto go tutaj przyprowadził
to nie los go przygnał, ale Bóg tak postanowił
i wybudował kaplicę i ocalił dusze zagubione,
aby w niedziele mogli spotkać się po mszy świętej
mieszkańcy tej ziemi nasi pradawni sąsiedzi.
I zbiegli się święci niczym szybkie jaskółki
mijały stulecia przysłuchujące się rozmowom
ludzi przyjaźnie podającym sobie ręce,
spoglądającym w oczy z dobrocią i życzliwością:
kim był i kim byli ludzie, którzy mu pomagali,
dlaczego możnowładcy tolerowali jego plany?
bardzo mało o tym wiemy, skąd miał tyle pieniędzy,
aby pożyczać je książętom, wzbudzać zazdrość panujących,
jakie śpiewali pieśni budowniczowie tej kaplicy
wyrywając kamienne serce wzgórzu,
ile ptaków było świadkami tych czynów,
ile saren strzegło jego tajemnic,
wiem, że sowa mu dopomogła oferując czuwanie
nad polami i lasami,
jeleń oddał jeden ze swoich rogów na pierwsze
zaoranie ziemi, a piękna sosna która rosła na wzgórzu
została ścięta i z niej zrobiono pierwsze deski na kaplicę
(tyle Piotr Włast powiedział mi we śnie)
trawa rosła wokół i gwiazdy ponad nimi,
a ty zamieniałeś srebro i złoto w czyn,
kraj dopiero się rodził wciąż żyli w nim poganie,
ale ty uwierzyłeś, że złapany szum wiatru
w piersi człowiecze może uczynić z niego budowniczego:
nic o nich nie wiemy, czy dopadała ich tęsknota
za tym co w tyle zostawili, to znaczy gdzie?
czy nocami wyli jak wilki, a w dzień śpiewali jak ptaki
nic o tym nie wiemy, nikt z nich nie został na straży,
aby przekazać tym co przyjdą po nich najmniejszy znak,
a jednak zostawili miejsce na mapie i sercach
tym co osiemset lat później się narodzili
najpierw dzikie zwierzęta wydeptywały ścieżki,
później konie kopytami ustalały pierwsze drogi,
źródła wód, pierwsze studnie domostw:
Piotrze fundatorze i założycielu Pieszyc
nadszedł czas, aby ci podziękować
za twój trafny wybór miejsca wśród łąk i pagórków,
aby słońce co ponad lasem wolno przebiega
mogło się na moment zatrzymać na wieży kaplicy,
aby mgła co z gór opada mogła zaglądać
do chałup mieszkańców tym co budowali przyszłość,
aby górski wiatr przewracał łany zbóż i kopy traw,
a groźny wilk zamienił się w domowego psa,
co podwórka sąsiada odwiedza:
imię twoje - skała na której wybudowano osadę
imię twoje - przecież go tak naprawdę nie znamy
ani twojej krwi ukrytej w geografii map
górskich wąwozów lub dalekich gwiazd galaktyki
a może jest ono ukryte pod wielkimi wilgotnymi
głazami porośniętymi zielonym mchem historii,
przez wiele lat się zastanawiam skąd się wziąłeś
w moim tułaczym życiu po drugiej stronie oceanu
i dlaczego ja się ciebie pytam o tajemnicę
do mrocznych zamków ambicji,
czy twoje kości to korzenie dębów w pieszyckim
parku, a może to gałęzie lip lub kasztanów,
a może ty jesteś lasem, który czerpie życiodajne
soki z moich snów, a moja wyobraźnia go kołysze
i zmusza do śpiewu serce czyniąc mnie bezbronnym,
czuję jak mnie przygniatasz swoją misją człowieka
budowniczego z jasną wizją rozkazując mi
abym rozmawiał w twoim imieniu, dawał znaki
niewidzialne tym widzialnym stąpającym
po asfaltowych ścieżkach jeleni i koni,
którzy noszą głowy wysoko wśród tych
co nie znają twego prawdziwego imienia
choć twoja kaplica przez 800 lat wciąż stoi
w tym samym miejscu i dumnie z górki
spogląda na miasteczko ścielące się u jej stóp
jak kot, któremu dobry gospodarz podał
miseczkę pełną mleka.
10
Gerhart Hauptmann
Twoja niemiecka i moja polska ojczyzna
objawia się niczym tkalnia tkacka,
przez którą na przestrzeni dziejów
przeszły armie nędzy i głodu,
tkalnia tkacka niczym scena teatralna,
na której odegrały się brutalne sceny
z życia ludzi prostych i dobrych,
wnętrza ich przypominały małe
okopcone izby o nieszczelnych oknach,
krzywych podłogach, zagrzybionych ścianach,
w których z głodu umierały dzieci
nie blade, ale żółte o kolorze wosku,
a płomień ich życia palił się łakomie
wiecznie głodny i za nic miał płacz
oszukanych i za nic miał modlitwy
Gerhartcie Hauptmannie synu hotelarza
ze Szczawna Zdroju, laureacie Nobla,
śnię o tobie w Ameryce, zazdroszcząc
tak wielkiego wyczulenia i współczucia
dla tkaczy pieszyckich moich braci
duchowych, dalekich bohaterów,
dzisiaj myślę o nich ze strachem
nie dlatego żebym się ich bał,
ale ze strachem, że wrócą i zapytają się
gdzie są nasze krosna tkackie, tradycje,
gdzie jest nasza krew przelana i pot,
czy dzisiaj ktoś o tym pamięta?
dzieli nas jedno stulecie i garść prochu,
wobec krzywdy i głodu to niewiele,
łączy nas wspomnienie i czas,
bo on w Pieszycach się zatrzymał,
potknął się na krośnie tkackim i nie wie
jak ma wyjść z tkalni na ulicę
są tacy co w niej i z niej żyli od pokoleń
w głowach ich kołatają szpulki, nici,
wyobraźnia ich jest jak krosno i osnowa
wystarczy tylko przerwać nić,
a ich życie skończy się w tej samej chwili.
Gerhartcie mój mistrzu i przewodniku
po XIX-wiecznych Pieszycach
ty nadałeś sens i znaczenie mojej emigracji,
pokazałeś mi pieszyckie słońce i noc,
abym zrozumiał i uwierzył w miasteczko,
pisałeś o głodzie naszych tkaczy
o walce z wyzyskiem o ludzką godność
ja jestem synem tkaczki, robotnicy ciężko
pracującej na trzy zmiany, aby utrzymać
rodzinę przy życiu, wiem co to jest głód,
ciężka praca, marzenia ludzi bez przyszłości,
znam to zanim ciebie poznałem,
w sztuce twojej jest tyle nędzy i grozy,
rozpaczy, żalu, krzyków, wrażliwości
na cierpienie ludzkie, jedno nieszczęście
jednego człowieka wystarczy, aby cała
ludzkość czuła się podle, ty opisałeś
głodujące całe miasteczko, które nadzieję
widziało w śmierci, kim jesteś.
Gerhartcie Hauptmannie,
z drugiej strony oceanu
dochodzi do mych uszu pieśń tkaczy
Litości? Ha, uczucie to
nie waszej jest natury
gdy każdy z was nie raz, nie sto
z ubogich zdzierał skórę.
11
Moritz Jager
Witaj w niebie przywódco pieszyckiego strajku
- tymi słowami na pewno przywitali cię aniołowie
w niebie, ale ja wiem, że ty nie chcesz zaliczać się
do herosów co to umierali za ludzkość
a później zostawali bohaterami baśni ulicznej
mieszkając w dwóch światach biednych i bogatych
tych co mają i tych co nie mają marzeń:
bardzo cię
przepraszam Moritz
ale przez tyle lat nic o tobie nie wiedziałem,
proszę więc, przebacz mi moją ignorancję
i podziękuj panu Hauptmannowi za to że mnie
z tobą zapoznał, za to ze nałożył przeszłość na
teraźniejszość, która będzie jutrem,
witaj towarzyszu wiosny schodzącej z Gór Sowich
przyjacielu wiatru wiejącego po kartach historii
pragnę cię pozdrowić
przez wiele lat żyłem w nieświadomości
rozmawiałem o niczym, nikt się mną nie zajmował
ani ja nikim, w głowie nie miałem pożaru
a w piersiach wiatru, serce moje nie było dzwonem,
dzieciństwo kwiatem, wiek męski owocem,
znasz to, bo mówiąc o sobie, czuję,
że tak samo mógłbym powiedzieć o tobie,
jesteśmy braćmi - synami tego samego miasteczka
znam ludzi, którzy milczeli w tobie,
znam głosy wołające chcemy
chleba, chleba, chleba, chleba
obaj nie chcieliśmy tego świata,
w którym dane było nam żyć,
korozja tego świata zżerała nas,
nie było żadnej ucieczki poza walką,
bicie po twarzy, łapanie za gardło brudnymi
łapami życia, grzebanie w sprawach intymnych,
nie wzywaliśmy zmarłych ani świętych
na ratunek, ale żywych a ci wzruszali
ramionami mówiąc co nas to obchodzi.
Moritz wiesz, że ręce są do roboty, mięso dla
fabrykantów, pieczenie, torty, guwernantki
też są dla fabrykantów,
Moritz ręce służą też do zasłonięcia głowy przed
spadającym ciosem, mówię to głośno, bo jak ty
potrzebuję spokoju i chociaż domy fabrykantów
w Pieszycach i Bielawie płoną już od 150 lat
dużo się tutaj zmieniło, wierz mi, już nie
strajkujemy, nie wyrywamy kamieni z bruku,
ale uchodzimy za morza i oceany za chlebem
tkactwo w Pieszycach i Bielawie to historia,
czy uwierzysz w to, jedynie pory roku są te same,
śnieg białe kołdry szyje, a deszcz krople wody
w nitki przewleka i nimi szyje wielki płaszcz
dla miasteczka pod którym wszyscy się schowamy,
gdy nadejdzie pora, wierz mi wszyscy kiedyś się
spotkamy na pieszyckim rynku przed urzędem gminy
ale zanim to nastąpi pozdrów ode mnie
tkaczy z Pieszyc i moją matkę, sąsiadki i znajome,
to co kochałem nie przeminęło, zatrzymało się we mnie
noszę to w sobie, jeśli umrę, to wyrośnie i wyda plon
i zlecą się białe ptaki z zielonych gór po ziarno
i wtedy zrozumiem, że czas nastał aby wrócić do domu,
usiąść za stołem, zamówić obiad i napić się z tobą wina.
12
Nasi bohaterowie pieszyccy - współcześni
Nic o nich nie wiedziałem, kim byli, jak wyglądali, ilu z nich przeżyło terror stalinizmu, ilu doczekało się dzieci i wnuków. Dopiero potrzeba było wyjechać z Pieszyc za granicę, pomieszkać tam prawie 20 lat, aby na nich natrafić, a to za sprawą człowieka z Pieszyc, który na początku lat 50. wyjechał z Pieszyc do Gdańska, a 40 lat później trafił do Chicago. Spotkałem go w mojej księgarni na Archer Ave w połowie lat 90. I tak od słowa do słowa zgadaliśmy się o Pieszycach. Ale to jeszcze nie koniec tej dziwnej historii. Pod koniec lat 90., bo w 1998 r. pomagałem zakładać Towarzystwo Dolnośląskie w Chicago, korzystając z Internetu wysyłałem nasz komunikat do wszystkich miast i miasteczek Dolnego Śląska z prośbą o zamieszczenie go w miejscowych mass mediach. Wśród wielu osób gratulujących nam pomysłu założenia Towarzystwa Dolnoślązaków w Chicago znalazła się Dorota Ostrowska, pracownica Urzędu Miasta Wrocławia, z czasem okazało się, że jest ona córką Zbyszka Ostrowskiego z Pieszyc, który został skazany na 5 lat więzienia w 1950 r. za działalność harcerską w naszym miasteczku. Do dzisiaj Państwo Ostrowscy mieszkają w Pieszycach i chociaż Dorota urodziła się we Wrocławiu i tam mieszka ze swoimi rodzicami, często odwiedza swoich kuzynów Pieszycach. Natomiast ja zapoznałem się z nią w 1999 r. nie gdzie indziej jak w Chicago, gdzie ma rodzinę - linię pieszycką i wrocławskich sąsiadów tutaj mieszkających. To ona właśnie przywiozła do Chicago książkę Krzysztofa Szwagrzyka pt. Winni? Niewinni? wydaną w 1999 r. we Wrocławiu, z której poniższe informacje o naszych współczesnych bohaterach znalazłem i wykorzystałem do swoich potrzeb poetyckich. Z rodziny Ostrowskich z Pieszyc mieszka w Chicago Leszek
Ostrowski, który ku mojemu zaskoczeniu ma zdjęcia (na których jestem)
robione przed restauracją „Relax” w Pieszycach prawie 25 lat temu.
Świat jest mały i niesamowicie ciekawy, ludzi z Pieszyc spotykam w tak przeróżnych i dziwacznych miejscach, że kiedyś będę musiał napisać o tym książkę. Słowem, gdzie nas nie ma.
Wolność i Niezawisłość (Roli)
6-osobowa grupa działająca w Pieszycach w latach 1947 - 1948. Jej założycielem był Stefan Rola (ps. Piołun), a dowódcą Józef Orzeł (ps. Groźny)skazany wyrokiem WSR we Wrocławiu z 21.05.1948 r. na 8 lat więzienia.
Czarna Śmierć (Plury)
Powstała w listopadzie 1947 r. w Pieszycach z inicjatywy Wiktora Plury i Bogdana Krutowicza. Z czasem grupa ta, licząca 6 osób, rozszerzyła swoją działalność na Wrocław. Czarna Śmierć skupiała młodzież pochodzącą z Kresów wschodnich. Jej emblematem była trupia czaszka na tle skrzyżowanych piszczeli. Dowódcą był Wiktor Plura, zastępcą Henryk Krzycki, którego mianowano pułkownikiem. Ponadto w skład sztabu wchodzili: Bogdan Krutowicz ze stopniem majora gwardii i Bogdan Czekała w stopniu kapitana.
W dniu pierwszej swojej akcji, tj. 18.12.1947 r., wszystkich członków grupy Czarnej Śmierci aresztowano.
WSR we Wrocławiu pod przewodnictwem mjr Stanisława Wotoczka, wyrokiem z 7.02. 1948 r., skazał:
Wiktora Plurę i Bogdana Krutowicza na karę śmierci (decyzją Bieruta z 30.03.1948 r. zamienioną na karę dożywotniego więzienia),Zygmunta Galanta na 15 lat, Henryka Krzywickiego na 1O lat, Bgdana Czekałę na 2 lata(15.04.1949r. zmarł więzieniu przy ul. Kleczkowskiej we Wrocławiu), Władysława Kłosowskiego na 2 lata więzienia.
Harcerska Organizacja Podziemna (Taflińskiego)
Organizacja harcerska istniejąca w 1950 r. w powiecie dzierżoniowskim. Liczyła 13 osób. Dowódcą był Józef Tafliński. Członkowie HOP przeprowadzili jedną akcję rozlepiania ulotek w Pieszycach. Byli również w posiadaniu pistoletu. 25 i 26.10.1950 r. UB w Dzierżoniowie zlikwidował organizację. WSR we Wrocławiu wyrokiem z 31.01.1950 r. skazał:
Józefa Taflińskiego (ps. Tygrys) na 10 lat, Zdzisława Słomińskiego na 8 lat, Jerzego Ostrowskiego (ps. Lew i Parasol) na 7 lat, Ksawerego Kurpa na 6 lat, Jana Grodeckiego na 5 lat, Stanisława Stężyckiego (ps. Zośka) na 5 lat, Zbigniewa Ostrowskiego na 5 lat więzienia.
Łączy nas bunt
Przez długie lata nic o was nie wiedziałem
tak jak się nic nie wie o dobrych rzeczach, które
skryte są przed nami i wreszcie otrzymujemy je
wtedy gdy los zadecyduje, że pora najwyższa
albo przyszła odpowiednia chwila.
Nie wiem gdzie teraz jesteście, czy żyjecie?
nie umiem, nie wiem jak wam podziękować,
bo słowa nie oddadzą mojego podziwu dla was,
dla waszej młodzieńczej odwagi, szaleństwa wieku.
Mój pieszycki świat przez wiele lat istniał bez was,
budząc się o świcie nad Oceanem Spokojnym
przez okno widziałem mewy i morsy wylegujące
się na skałach, wtedy wydawało mi się, że moje
marzenia powoli się spełniają i świat zatacza koło,
świeciło słońce i wiatr lekko poruszał firanką
nad niczym ważnym się nie zastanawiałem
i było mi dobrze, byłem szczęśliwy, widok
na zatokę San Francisco, bliskość oceanu, mew,
eukaliptusów wypełniała mnie, czułem się
pełny, a jednak ten czas się skończył i zabrakło
mi Pieszyc, nagle któregoś dnia poczułem pustynię
ja byłem pustynią, gorący cień kalifornijskiego brzegu
kładł się na mnie i pomyślałem sobie,
że jedno życie to za mało,
aby być w dwóch miejscach na raz,
aby czuć dwa smaki dwóch jakże odmiennych
od siebie światów. Wychodziłem na długi spacer
tam gdzie fale oceanu rozmawiają ze skałami,
patrzyłem w głębie wody, a widziałem starą lipę
miasteczko, którego nie było. Teraz wiem, że było
bo wy byliście w nim obecni, poza daleką wodą
myśl moja o was kołysała się na wietrze
jak motyl unosząc się nad łąką młodości,
wiem, że nigdy nie dostaliście od nas żadnych
kwiatów, może ktoś podarował wam wieńce,
kto to wie, i dni waszej chwały były krótkie,
całe życie klęsk, inni mają pomniki i tablice,
swoich imion nazwy szkół, bibliotek, ulic
wam pozostał pieszycki deszcz jesienny
i słowo wspominające w wierszu i krótki
oddech piersi, które go uwięziły w sobie.
Jedno jest pewno oskarżyciele pomylili się
nie pierwszy to raz w historii, żadna to dla mnie
radość, ale smutek, bo zbyt późno to się stało.
13
Zakończenie
Czym jest ojczyzna? - ktoś zapyta - i jaka z niej korzyść?
czym jest moja ojczyzna? czas zakończyć legendę
o jej poszukiwaniu, ojczyzna jest w każdym z nas
ona jest we śnie i w biały dzień, gdy idziesz na zakupy
i wracasz do domu ze szkoły lub pracy, kościoła lub
urzędu, ojczyzna jest przy tobie, wierna jak pies
patrzy prosto w oczy, siedzi na ramieniu niczym dusza,
nigdy nie myślałem, że będę o niej pisał i rozmyślał
nigdy nie myślałem, że magia tego słowa uniesie mnie
nigdy nie myślałem, że będę za nią tęsknił i wzdychał:
ojczyzna to rudy włos Haliny na poduszce
ojczyzna to korzeń starej sosny wywróconej przez wichurę
ojczyzna to kamień polny leżący u drogi do Rościszowa
ojczyzna to smak ust dziewczyny i zapach jabłek
ojczyzna to kruche ludzkie ciało i Góry Sowie
ojczyzna to wieczorna opowieść mojej mamy
o dobru i złu, tak pamiętaj o dobru i złu,
i o tym, że nie wiem jak byś zacierał po niej ślady
ona zawsze cię znajdzie o swoje upomni,
ojczyzna to wezwanie do spełnienia obowiązku
uczenia się i bycia porządnym człowiekiem
ojczyzna to nadzieje starych i młodych ludzi
toczące się po niebie niczym złoty pieniądz.
- Wydawcą tomu pt. „Legenda o poszukiwaniu ojczyzny” jest Dzierżoniowski Ośrodek Kultury (DOK) w 2001 roku. Wybór i posłowie Beata Hebzda-Sołogub. Fotografie i pocztówki ze zbirórów Beaty Hebzdy-Sołogub i zbiorów Mariana Wódkiewicza. Projekt okładki i opracowanie graficzne Biuro Literackie Port Legnica
Przeczytaj komentarze (4)
Komentarze (4)
1. Piotr Włast nie był założycielem Pieszyc. Żył jakieś sto lat wcześniej niż powstały Pieszyce. To legenda nie mająca nic wspólnego z prawdą historyczną.
2. W Pieszycach nigdy nie było organizacji Wolność i Niezawisłość. Była natomiast Wolność i Niepodległość, założycielem której był Stefan Dola, a nie Stola. Miał pseudonim "Piorun" a nie "Piołun".
3. Czarna Śmierć nie była organizacją młodzieżową. Jej członkowie liczyli sobie od 19 do 33 lat.
- tylko jeden z nich pochodził z Kresów Wschodnich. Plura pochodził z Wielkopolski, a Krutowicz ur. się w Rembertowie. Reszta przekazu na ten temat, to niemal w całości kompletne bzdury.
4. Nie było żadnej akcji rozlepiania ulotek przez harcerzy z HOP. Znów bzdura. Wyrok w sprawie HOP zapadł 31 stycznia, ale nie 1950 r. tylko rok później. Wyrok zapadł przed WSR, ale nie we Wrocławiu tylko w Dzierżoniowie. O innych błędach przez litość dla "poety" nie wspomnę.