Doktorantka i rektor UP uratowali ją od rzezi!

czwartek, 7.5.2015 08:35 5737 2

Nerona, klacz z angielskim rodowodem, wygrywająca na wrocławskim torze wyścigowym, w 2014 roku roku, w jednym z wyścigów zwichnęła staw koronowy, zerwała ścięgna, złamała kość rysikową lewej kończyny piersiowej.Dobiegła do mety, ale czekała ją śmierć...

Oczywistym było, że koń nigdy nie będzie biegał, a do tego potrzebuje długiego i kosztownego leczenia. A to się właścicielowi najzwyczajniej nie opłacało.

Moja teoria jest taka, że biegła tak szybko, gnała i tak bardzo chciała wygrać, że za mocno tąpnęła nogą i kość wyskoczyła, nie wytrzymała. Możliwe również, że kopnęła się tylną nogą w przednią, stąd złamanie. W każdym razie – z takimi uszkodzeniami była trzecia! – opowiada Paulina Zielińska, weterynarz z Katedry i Kliniki Chirurgii Wydziału Medycyny Weterynaryjnej.

–  Było widać, że ma dziewczyna serce do biegania, twarda sztuka – dodaje Anna Zwyrzykowska, doktorantka w Katedrze Higieny Środowiska i Dobrostanu Zwierząt Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. – Niestety, ten sport jest dość brutalny. Cały październik Nerona stała w boksie, postępował przykurcz nogi, doraźne leczenie i opatrunki nic nie dawały. 

To właśnie Anna Zwyrzykowska uratowała klacz od rzezi. Doktoranka poprosiła o pomoc rektora Uniwersytetu Przyrodniczego - prof. Romana Kołacza.

Przyszła do mnie Ania i powiedziała "Panie rektorze, ratujmy tego konia". Właściciel stwierdził, że musi go sprzedać. Gdyby sprzedał go na mięso, otrzymałby jakieś cztery, może cztery i pół tysiąca złotych. Ale biorąc pod uwagę aspekt humanitarny i przywiązanie, chciał mu znaleźć nowego właściciela za 1,5 tysiąca. Więc się długo nie zastanawiałem – opowiada prof. Roman Kołacz i wyjaśnia. – Po pierwsze samemu było mi żal, że koń, który miał takie wspaniałe osiągnięcia, miałby skończyć życie w tak okrutny sposób. A po drugie urzekły mnie emocje i zaangażowanie Ani, która była zdeterminowana do tego stopnia, że sama by go kupiła, gdyby tylko miała go gdzie trzymać.

To nie jest problem kupić konia. Chciałyśmy się nawet złożyć z koleżankami. Ale trzeba go gdzieś trzymać i za coś utrzymać. Do tego doszłoby leczenie. Wiec gdy dowiedziałam się, że uczelnia ma konie w Pawłowicach, pomyślałam, że pójdę do rektora, zapytam, zagadam, może chociaż będę mogła go tam trzymać – opowiada Anna Zwyrzykowska. 

A rektor dopowiada, że skonsultował się z prof. Kiełbowiczem z kliniki chirurgii, który po zapoznaniu się ze stanem Nerony, stwierdził, że jest w stanie przywrócić ją do zdrowia. Oczywiście nie wróci na tor wyścigowy, ale będzie chodziła, nie będzie cierpiała, a że ma świetny rodowód – będzie mogła być matką przyszłych mistrzów. – Profesor przyjął tego konia w ramach elementu dydaktycznego – uczył studentów, a uniwersytet nie musiał płacić za jego leczenie – dodaje prof. Roman Kołacz.

Była seria szesnastu zabiegów laseroterapii wysokoenergetycznej, a potem grzanie ciepłem endogennym pod opatrunkiem. Ostatnim etapem, który jeszcze trwa, jest program ruchowy. 

Jeszcze dwa miesiące temu to był koń stojący w boksie od października, wyprowadzony tylko na zdjęcia rentgenowskie i laser. – A to jest koń pełnej krwi angielskiej, stworzony do biegania, z temperamentem, energią. Przyzwyczajony do wychodzenia na prezentację, blisko człowieka, na wędzidle, nie do spokojnych spacerów i podgryzania trawki – mówi Anna Zwyrzykowska. – Uspokoiła się, ucywilizowała, na początku nie była przyjemna dla innych koni, terroryzowała klinikę. 



Fot. Marta Nowakowska 

"Głos Uczelni", oprac. Doba.pl

Przeczytaj komentarze (2)

Komentarze (2)

Nowy wątek
Józef środa, 13.05.2015 09:41
Brawo za wielkie serce.
capri poniedziałek, 11.05.2015 11:58
Super inicjatywa !! Inni powinni brać przykład z rektora i...