W skali od 1 do 10

sobota, 27.4.2019 09:15 1685 0

Tytuł: W skali od 1 do 10
Autor: Ceylan Scott
Wydawca: YA!
Tłumacz:  Agata Byra
Oprawa:  miękka
Wydanie: 1
ISBN978-83-280-6685-4
Liczba stron: 240
Data premiery: 19 czerwca 2019 r. (premiera przeniesiona z 15 maja)

Opis:

Poruszająca historia o mrocznych stronach osobowości, przyjaźni i samowybaczeniu.

Po próbie samobójczej siedemnastoletnia Tamar trafia do Lime Grove, szpitala psychiatrycznego dla nastolatków.

Nieustannie musi tam odpowiadać na pytania lekarzy:
Dlaczego zaczęła się samookaleczać?
Co sprawiło, że zaczęła się nienawidzić?
Jak się czuje, w skali od 1 do 10?
Jest jednak jedno najważniejsze pytanie, na które Tamar nie jest w stanie odpowiedzieć nawet samej sobie – czy jest winna śmierci swojej przyjaciółki Iris?

Fragment:

Dwie dziewczyny piły od godziny piętnastej, po łyku na każdą powstającą na rzece falę.
Paliły tytoń Golden Virginia, wystający z bibułek niczym zasuszone larwy. Wydmuchując dym, próbowały formować z niego kółeczka.
Bezskutecznie.
Zachichotały.
Czuły zawroty głowy – albo od alkoholu, albo z powodu upału.
Zrobiło się późno, niebo lekko poróżowiało, przybierając odcień gładkiego wnętrza muszli.
W trawie błyszczały puszki po cydrze, a ciężkie po kilku tygodniach deszczu korony drzew wyglądały niczym ogromne peruki o barwie kości słoniowej. Na gołych ramionach dziewczyn widniały wzory namalowane henną – pamiątka po festiwalach, które już przeminęły z wiatrem.
Blondynka pociągnęła łyk z puszki.
Druga dziewczyna uplotła łańcuch z kwiatów o długości jej nóg. Wybrała pojedyncze kwiaty i wrzuciła je do rzeki, gdzie unosiły się na wodzie jak małe lilie wodne. Wrona łypnęła na kawałek spalonego bekonu z porzuconego grilla. Zaskrzeczała, jej czarne oczy zalśniły.
Pierwsza z dziewczyn wskazała na porywistą rzekę przed nimi, czarną, spienioną. Roześmiały się. Druga skinęła głową potakująco. Ich palce splotły się w pijanym uścisku i obie zatoczyły się, próbując wstać. Nie założyły butów. Tama na rzece przed nimi huczała.
– Ale z nas debilki – stwierdziła blondynka.
– Megadebilki.
Potknęły się na śliskich poduszkach mchu, ich łydki poróżowiały z zimna. Gałęzie martwego drzewa rozpościerały się jak szkielet, wyblakłe fioletowe pasemka na głowie blondynki rozbłysły promieniami zachodzącego słońca.
– Skacz, Iris – powiedziała. – Ja po tobie. 

Dodaj komentarz

Komentarze (0)