FUTBOL AMERYKAŃSKI – Jakub Głogowski

poniedziałek, 19.9.2016 09:37 3076 0

Miłośnik hip hopu, szef złych chłopców – z Jakubem Głogowskim, prezesem klubu Panthers Wrocław, rozmawia Wojciech Koerber.

Opowiedz, proszę, na początek, swoją młodzieńczą historię…

Pochodzę z Bolesławca, gdzie kończyłem szkołę podstawową i gimnazjum, na które mój rocznik (86) załapał się jako pierwszy oraz, oczywiście, liceum. Grałem tam w koszykówkę, nawet zostałem kapitanem Bolesłavii, mierząc się w wojewódzkich rozgrywkach z takimi chłopakami jak Kamil Chanas z Wrocławia czy Harris Danesi ze Zgorzelca. To moi rówieśnicy, o, pamiętam też Tomka Stępnia.

I co nie pozwoliło kontynuować koszykarskiej kariery? Brak centymetrów czy brak zdrowia?

Kontuzja kolan. Kilka lat chodziłem od lekarza do lekarza, słysząc różne teorie o przeciążeniach czy martwicy. Koniec końców musiałem zamienić basket na lekką atletykę, zacząłem biegać na 400 m ppł., uzyskując w tej profesji trzecie miejsce na szczeblu wojewódzkim w swojej kategorii wiekowej. A zdrowotny problem został wreszcie zdiagnozowany, ale dopiero po przyjeździe do Wrocławia. Otóż nasz klubowy fizjoterapeuta, Krzysiek Trojan, odkrył, że powodem jest zbyt krótki mięsień krawiecki, czemu masażem i rozciąganiem, a także wzmocnieniem poprzez odpowiedni trening, udało się zaradzić. Jak ręką odjął. Aha, byłbym zapomniał. Osobiście za swój największy lekkoatletyczny sukces poczytuję sobie ukończenie zawodów 10-bojowych, na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu. Spaliśmy dwa dni w kempingach na Polach Marsowych, a upały były takie, jak teraz. Ale udało się.

A we Wrocławiu wzywały studia?

Jako 19-latek nie miałem już planu uprawiania sportu zawodowo. Wydawało się to zbyt późno, by wdrapać się na ogólnopolski poziom, w czymkolwiek. Po kilku miesiącach pobytu we Wrocławiu w „Wieży Ciśnień” dolnośląskiej Gazety Wyborczej ukazał się jednak materiał o grupce trenującej futbol amerykański, jeszcze na Górce Szczepińskiej.

I uznałeś, że… potrzebują oni prezesa?

Nie, najpierw dołączyłem do nich jako zawodnik. Chłopaki trenowały pod szyldem Devils, ale zdążyły się pokłócić i powstała też ekipa Angels, na zasadzie przeciwieństw – diabły, anioły. Następnie Anioły przemianowały się na The Crew, by w 2011 roku powstał pomysł fuzji. Jedynym klubem mieli zostać Giganci (Giants), lecz fuzja się nie powiodła. Na naszym rynku pojawili się więc Giganci, ale też nadal funkcjonowali Devils.

Twój wkład w pierwsze sukcesy był również zawodniczy.

Kiedy w 2011 roku zdobywaliśmy mistrzostwo Polski z The Crew, byłem jeszcze, jako 25-latek, grającym prezesem, tuż po studiach public relations. Najpierw spędziłem trzy lata na Dolnośląskiej Szkole Wyższej, a później zrobiłem dwa lata uzupełniające na wydziale dziennikarstwa Uniwersytetu Wrocławskiego. W sportowe struktury wkręcałem się jednak dużo wcześniej, już w 2007 roku tytułowano mnie rzecznikiem, choć do nazewnictwa tych stanowisk nigdy nie przywiązywaliśmy większej wagi. Po prostu organizacją wszystkiego zajmowała się garstka osób, a prezesem zostawał ten, który miał najwięcej czasu i chciał się sprawdzić lub też mógł pomóc klubowi w najlepszy sposób.

Życie przydzieliło Ci działalność w futbolu amerykańskim, ale tak chyba nie musiało być. To suma pewnych zdarzeń, zgadza się?

Tak można powiedzieć. Jestem wielkim fanatykiem hip hopu i amerykańskiego stylu życia, który nie był mi obcy od dziecka. Obserwowałem go w filmach czy teledyskach, a kiedy pojawiła się informacja o treningach futbolistów amerykańskich, długo się nie zastanawiałem. Było to w pewnym sensie spełnienie marzeń.

Dokończmy jeszcze te fuzje, by powstały Pantery.

Kiedy powstali Giants, prezesem został początkowo Artur Guzik, a ja wiceprezesem. W 2013 roku Giants połączyli się z Devils i w ten sposób urodzili się Panthers, którym prezesuję od tego roku. Właśnie sobie uświadomiłem, że każda z wrocławskich ekip sięgała po mistrzostwo kraju dopiero wtedy, gdy przejmowałem to stanowisko: w 2011 świętowaliśmy z The Crew, w 2013 z Giants, a teraz z Panthers. Powtarzam jednak, że te stołki nie są w naszych strukturach najistotniejsze, widnieją tylko na papierze. Najbardziej dumni jesteśmy z tego, że współpracujemy i decyzje podejmujemy wspólnie. A Panthers to już dziś spółka z o.o.

Z biurem w prywatnym mieszkaniu?

Biuro mieliśmy na Stadionie Olimpijskim, ale z racji remontu obiektu musieliśmy się wyprowadzić. Wynajmowaliśmy więc lokum na ul. Kampinoskiej, teraz na Powstańców Śląskich, ale nie wyobrażam sobie, byśmy w okolicach lutego, marca nie wrócili na Olimpijski. A wcześniej rzeczywiście tak to wyglądało, że siedzibę klubu lokowaliśmy w czyimś mieszkaniu. Chociaż je, de facto, przebywam w biurze bardzo rzadko, po prostu budzę się, odpalam komputer i od rana jestem w pracy.

A jest własne mieszkanie i druga połowa taki styl życia akceptująca?

Własne mieszkanie właśnie kupiłem, w okolicach Gaju, za pół roku się wprowadzę. A ta połówka? Jestem stanu wolnego, singlem, jak się dziś mówi.

Singlem z odzysku?

Tak, była dziewczyna, oczywiście związana z Panthers, bo w moim przypadku to jednak większość życia. Historia na serial, ale wciąż pozostajemy w bardzo dobrych relacjach. Takie pary to standard w naszym środowisku, futbol bardzo pochłania i absorbuje, wspólna praca, wspólne życie. Wiele związków się u nas zaczynało. I wiele kończyło.

To ilu obecnie zawodników tworzy związki z dzikimi kocicami, czyli Waszymi cheerleaderkami (Wild Cats Cheerleaders)?

Niech pomyślę, akurat aktualnie nie ma chyba takiej pary. Albo jakaś dziewczyna już nie tańczy, albo jakiś zawodnik już nie gra.

Takie kocice mogłyby chyba bardziej związać z regionem Waszych Amerykanów, gdyby je lepiej pomiziać. Ilu ich macie?

W pierwszej drużynie jest czterech Amerykanów, bo taki został ustalony w lidze limit. Trenerów z USA również mamy czterech i staramy się stale rozbudowywać sztab o polskich trenerów.

W jaki sposób opłacasz zawodników? Skądinąd wiem, że te drobne gaże są zależne od liczby rozegranych sezonów.

My te gaże nazywamy stypendiami. Wynoszą one od 300 do 600 zł i rzeczywiście były zależne od liczby spędzonych w drużynie sezonów, ale mówię „były”, ponieważ za chwilę reguły się zmienią. Dodajmy, że zawodnicy mają też zabezpieczone takie sprawy jak opiekę fizjoterapeuty, ubezpieczenie, badania, dostęp do siłowni etc. To wszystko ma na celu pokrycie ich potrzeb związanych ze sportem, by nie musieli dokładać do pasji.

Rozumiem, że Amerykanów obowiązują osobne zasady?

Nie może być inaczej. Zawodnicy amerykańscy zarabianą u nas do tysiąca euro miesięcznie i mają opłacone mieszkanie, trenerzy mogą liczyć na ciut więcej. Nie są to wielkie pieniądze, jak na sportowców. Wszyscy są u nas na kontraktach, a ich pozyskanie to bardzo długofalowy proces. Patrząc na zawodników, którzy pojawiają się czasami we Wrocławiu w innych dyscyplinach, muszę przyznać, że robimy to bardzo profesjonalnie. Od mejli poprzez rozmowy kwalifikacyjne na skype. To samo dotyczy trenerów.

No nie są to, rzeczywiście, ogromne pieniądze. W związku z powyższym Amerykanie poszukują też innych środków zarobku?

To ich osobiste decyzje. Nie zarabiają u nas kwot, które nie starczałyby na życie, ale jeśli chcą, mogą szukać też innych źródeł. Np. Deante Battle jest już we Wrocławiu sześć lat i łatwiej wymienić rzeczy, których nie robi. Ma swój sklep internetowy, jest trenerem personalnym, bierze udział w różnych sesjach odzieżowych jako model, a gdy wybieramy się na mecz wyjazdowy, to potrafi dać ogłoszenie i wynająć komuś swoje mieszkanie na dwa dni.

Rozumiem, że to ten zawodnik, który jako jedyny rozgrzewa się z podciągniętą koszulką, by wyeksponować efektowny sześciopak na brzuchu?

Dokładnie ten. On dobrze wie, co robi, zresztą sam podkreśla, że to „for the ladies”. W czasie meczu koszulkę musi już jednak opuścić, na inną ekstrawagancję nie pozwalają przepisy.

Bywa, że Polacy się buntują i chcą zbliżonych apanaży do amerykańskich? Albo zapytam inaczej – czy każdy Amerykanin w drużynie jest lepszy od wszystkich rodzimych graczy?

Nasi zawodnicy nie robią najmniejszych problemów, doskonale temat rozumieją, buntów nie organizują. Zresztą uważam, że w tym roku mieliśmy najlepszy zestaw amerykańskich graczy, pokazali, że są liderami. Wcześniej nasi Amerykanie byli też po części trenerami, podczas zajęć udzielali wskazówek, uczyli. Teraz już tego nie ma, po prostu poziom i organizacja treningów na to nie pozwalają. Ale udzielają się w biurze, mają rozpisane zadania, pomagają w analizie wideo, ustalaniu zagrywek. W meczach europejskiej Ligi Mistrzów limit na graczy amerykańskich jest dwukrotnie mniejszy, zatem ci, którzy nie grali, wcielali się w role asystentów szkoleniowców i stali przy linii bocznej. Poza tym Amerykanie pomagają na różne sposoby przy eventach promocyjnych w ciągu dnia, wtedy kiedy nasi gracze pracują. A czy Amerykanie zawsze są lepsi od Polaków? Zdarzają się przypadki, że nie robią aż takiej różnicy, co czasem wynika z faktu, że transfer nie do końca się udał, a czasem z rosnącego poziomu miejscowych. Polski trzon jest jednak najważniejszy, my w ten nasz mocno inwestujemy.

Dzięki komu jesteście w stanie te wszystkie pensje wypłacać?

Mamy dwóch poważnych sponsorów, firmy Tarczyński i Mitutoyo. Pierwszej przedstawiać nie trzeba, swego czasu barw naszego klubu bronił Tomek Tarczyński, a teraz gra Dawid – obaj są synami właściciela firmy. Jestem przekonany, że dziś ta inwestycja marketingowa się Tarczyńskiemu zwraca, o czym z pewnością nie można było mówić sześć, siedem lat temu. Wtedy pomagał nam on z dobrego serca. Mitutoyo to z kolei japoński producent wysokiej jakości urządzeń pomiarowych, kosztujących nawet po kilkaset tysięcy euro. Te ich urządzenia mierzą wielkość odchylenia, grubość i inne wymiary różnych rzeczy, od widelca po skrzydło Boeinga. Siedziby firma ma m.in. w USA i w Niemczech, a we Wrocławiu na Europę Środkowo-Wschodnią. O ile w strategii Tarczyńskiego kluczowe – co zrozumiałe - jest dojście do konsumenta, o tyle w świadomości marketingowej Japończyków bardzo ważne wydaje się też zrobienie czegoś pożytecznego dla lokalnego społeczeństwa. Zresztą, pomagają oni również kolarzom Politechniki Wrocławskiej, występującym pod nazwą Mitutoyo AZS Politechnika Wrocławska.

Jak bardzo obie firmy Wam pomagają?

Nie jest żadną tajemnicą, że nasz budżet wynosi około miliona złotych, z czego 90-95 procent pokrywają do spółki Tarczyński i Mitutoyo. Pozostałe dotacje czy nagrody to już tylko znikomy procent, choć mam nadzieję, że teraz – po wygraniu europejskiej Ligi Mistrzów – to się zmieni i miasto nas doceni. A, póki co, wielkie dzięki dla obu sponsorów.

Przejdźmy do tajemnic szatni. Największy żartowniś w drużynie?

Oj, wielu ich jest. Jako drużyna Pantery stanowią może nie najbardziej niesforną – bo to raczej określenie pasujące do dzieciaków – ale najbardziej trudną i szaloną ekipę pod względem charakterologicznym. Od zawsze tak było i wcale to nam nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, chętnie taki nasz wizerunek wzmacniamy. Nie jest łatwo być polskim Realem Madryt, atmosfera musi być specyficzna, skoro budują ją specyficzne postacie i to w liczbie pięćdziesięciu. Niemal wszystkie pracują zawodowo, pochodzą z kilkunastu polskich miast i z różnych stron kraju.

Czyli bardziej Bad Boys niż Pampers Wrocław?

Zdecydowanie, taki wizerunek nasi gracze kreują. Mogę podać przykład Bartka Zalejskiego ze Zgorzelca, który brał udział w lokalnym plebiscycie na sportowca roku. Pamiętam jego promocyjny spot, w którym mówił, że „największa frajda to patrzeć na przeciwnika i widzieć w jego oczach świadomość, iż nigdy nie będzie ode mnie lepszy”. Niekiedy świadomie staramy się budować taką otoczkę i taki przekaz, ale na tym przecież sport polega. Futbol amerykański, więc i styl amerykański.

Na mieście też lubicie się dobrze zabawić, prawda?

Na pewno w mniejszym stopniu niż kiedyś. W tym względzie tendencja wydaje się spadkowa, bo robimy się jednak starsi. Kiedyś prowadziliśmy życie studenckie, teraz wielu z nas ma żony, stałe partnerki, poważne prace. Zatem upływającego czasu i możliwości organizmu nie jesteśmy w stanie oszukać. Kiedyś imprezowaliśmy w czasie podróży powrotnych z meczów, teraz częściej… zasypiamy. Większość nie pozwala już sobie na wielkie wyskoki, chociaż zdobycie mistrzostwa Polski nadal trzeba oblać. Tak jak J.R. Smith, który świętował tegoroczne mistrzostwo NBA z Cleveland Cavaliers. Jego zdjęcia bez koszulki pojawiały się przez jakieś dwa tygodnie po wywalczeniu pierścieni.

Media społecznościowe potrafią jednak wciąż odnotować późnonocne czy też wczesnoporanne spotkanie salutującej w swoim stylu sprinterki Ewy Swobody z salutującym prezesem Głogowskim.

To akurat było spotkanie po koncercie, bo – jak już mówiłem – hip hop to moja druga pasja. Na imprezy z zawodnikami wychodzę rzadko, tylko po największych sukcesach. Nie mam już na to siły, mecz domowy to przecież praca od rana do popołudnia, a to, że jesteś prezesem, nie oznacza, że nie musisz się zajmować np. nagłośnieniem.

Rozumiem, że tak poświęcający się prezes nie jest prezesem społecznym?

Jestem normalnie zatrudniony w klubowej spółce i pobieram z tego tytułu wynagrodzenie. Ale mam też drugą pracę, w agencji public relations PR Expert, gdzie szefuję działowi social media.

A co słychać u Babatunde Aiyegbusiego, który miał trafić do NFL?

To się nie udało, ale Babs z żoną i dzieckiem wciąż przebywa za oceanem, gdzie szykuje się do nowego wyzwania, czyli wrestlingu. Niebawem ma stoczyć swoją pierwszą walkę . Ma zapewne podpisany kontrakt, a czy wróciłby do futbolu? W Europie nikt nie da mu takich pieniędzy, żeby ten powrót mógł uznać za opłacalny. Osobiście czekam na jego pierwszą walkę, bo uważam, że się w tym biznesie sprawdzi. Ma odpowiednią posturę i z natury jest showmanem. Ciekawi mnie też, jaką mu wymyślą ksywkę.

A ilu następców Babsa trenuje w Waszym klubie?

W pierwszej drużynie 50 osób, a w drugiej, będącej przedsionkiem, około 70 młodych zawodników. Jest też sekcja juniorska, licząca 40-50 osób, a także około 15-20 chłopaków w kategorii 9-12 lat. Do tego powstał projekt powiązany z The World Games 2017, czyli Wroclove Flage – międzyszkolna liga futbolu flagowego. Zaangażowanych zostało łącznie 150 dzieci z dwunastu szkół. Niedługo się okaże, że pod skrzydłami klubu mamy już 500 osób.

A jaki jest Twój cel?

Sami sobie wyznaczamy sufit. Tegoroczny sukces w Lidze Mistrzów przerósł nasze najśmielsze oczekiwania, nigdy w życiu nie przypuszczaliśmy, że możemy wygrać grupę, a co dopiero cały turniej. Poprzeczka powędrowała wysoko, bo zawsze mówiliśmy, że trzeba dogonić Europę, a okazało się, że Europa musi gonić nas. Nie zachłystujemy się jednak, ostatnio dowiedziałem się, że austriacki klub Vienna Vikings ma własną szkołę, w której uczy się 500 dzieciaków. Nie szkółkę, a szkołę, z całym planem rozwoju naukowo-sportowego, od rana do wieczora. Więc jeśli mówimy o celach i marzeniach, to mogę postawić sobie za cel stworzenie podobnej szkoły, byśmy doczekali się zawodników, którzy z Polski trafią do NFL. Babsowi się nie udało, ale droga jest otwarta.

Czerpalibyście zyski z takich wysyłek?

Nie sądzę. Wydaje mi się, że Amerykanie mieliby w poważaniu polskie kluby. Ale na pewno byłby to wielki krok wprzód dla naszego sportu i wielka jego popularyzacja. To, co dzieje się do tej pory, też rozniosło się bardziej niż myślałem, więc nikt nie może powiedzieć, że nie ma szans na spełnienie amerykańskiego snu. Tak jak nasi piłkarze mogą się dziś dostać np. do szkółki Barcelony, tak nasi futboliści też mają szansę na osiąganie rzeczy wielkich.

A kto powoła reprezentację na The World Games?

Kadra ma osobny sztab, w którym głównym szkoleniowcem jest Amerykanin Brad Arbon. Nie istnieje jednak żaden system rekomendacji, a osobiście uważam, że kilka rzeczy jest do poprawy. Taka dla przykładu, że aż 20 reprezentantów Polski pochodzi z Panthers Wrocław, tymczasem selekcjoner jeszcze nigdy nie skontaktował się z naszym trenerem. Choć trzeba dodać, że jeden z naszych klubowych opiekunów, Jakub Samel, znalazł się też w sztabie reprezentacji.

Jakub Głogowski

Urodził się 5.01.1986 roku w Bolesławcu.

Sukcesy: cztery mistrzostwa Polski (2007, 2011, 2013, 2016), triumf w europejskiej Lidze Mistrzów 2016, wyróżnienie w plebiscycie „30 kreatywnych Wrocławia”, a także trzecie miejsce w konkursie Gazety Wrocławskiej w kategorii działacz roku.

źródło: Wrocław pl

Dodaj komentarz

Komentarze (0)