Wrocławski podróżnik rusza w rowerową wyprawę życia

wtorek, 14.8.2018 08:00 1344 0

Amator ekstremalnych ekspedycji Marcin Korzonek w połowie sierpnia wyrusza samotnie w podróż na dwóch kółkach przez indyjskie Himalaje, chcąc przejechać słynną wysokogórską drogę Manali-Leh i wjechać rowerem na pięć przełęczy o wysokości ponad 5 tys. metrów. W ramach wyprawy Kross the Himalaya przez 36 dni będzie walczył ze słońcem, wiatrem, trudnym górzystym terenem i brakiem tlenu. 

„Tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono” – tej dewizie hołduje doświadczony globtroter, instruktor turystyki rowerowej, dziennikarz i laureat wielu nagród podróżniczych Marcin Korzonek. Należy do tych niespokojnych dusz, które nie potrafią spokojnie usiedzieć w jednym miejscu, zadowalając się urlopową wycieczką nad morze lub w góry raz czy dwa do roku. Korzonek regularnie czuje zew przygody i natury, a na myśl o kolejnym ekstremalnym wyzwaniu czuje gęsią skórkę. W ciągu 20 ostatnich lat zorganizował 16 wypraw rowerowych, odwiedzając 40 krajów na trzech kontynentach, głównie w Azji. Szczególnie chętnie przedziera się przez tereny pustynne, których pokonał już osiem - w tym m.in. Saharę w Tunezji, pustynię Syryjską, Gobi w Mongolii czy Synaj w Egipcie.

Bez taryfy ulgowej 

Ale śmiałek z Wrocławia ciągle czuje niedosyt, dlatego teraz wziął na celownik wysokogórski region Ladakh w Himalajach (północne Indie) w ramach projektu Kross the Himalaya 2018. Ta kraina, zwana małym Tybetem, znana jest z wysokich przełęczy. Tych wyraźnie sięgających powyżej 4000 m n.p.m. znajdują się tam dziesiątki, a być może setki. Korzonek już kiedyś odwiedził ten rejon pieszo, a teraz może połączyć swoje dwie największe pasje. Planuje przejechać rowerem trasę Manali-Leh na której znajduje się 5 najwyższych przełęczy o wysokości od ok. 4000 m n.p.m. do ponad 5000 m n.p.m. Wyrusza 16 sierpnia, a na miejsce docelowe swojej wyprawy chce dotrzeć 20 września.

- Celem jest pokonanie słynnej wysokogórskiej drogi Manali-Leh, mierzącej 480 km długości. Łącznie, licząc wysokie podjazdy, w ciągu około 20 dni ciągłej jazdy mam do przejechania ponad 1000 km. To rejon pustynny i piekielnie górzysty, a dla rowerzysty stanowi tak ambitną misję jak zdobycie ośmiotysięcznika dla himalaisty – tłumaczy Marcin Korzonek, prywatnie redaktor naczelny najstarszego polskiego portalu o tematyce dwóch kółek wRower.pl oraz właściciel dwóch wrocławskich firm – informatycznej i wykonującej przeglądy rowerów pracowników firm. – Co więcej, na tej wyprawie wsiądę na trekkingowy model Kross Trans 11.0, chcąc udowodnić, że można wybrać się w tak trudną podróż na zwykłym rowerze z katalogu, a nie jakimś wysoko wyspecjalizowanym sprzęcie – dodaje.

Trasa składa się w połowie z drogi szutrowej, a w połowie z asfaltowej i należy do najbardziej niebezpiecznych na świecie. Wystarczy wspomnieć, że przy jej budowie zginęło 120 osób. Dopiero od kilkunastu lat jest otwarta dla turystów i to tylko latem. Odgrywa strategiczną rolę dla indyjskiego wojska, które w każdej chwili z dnia na dzień może ją zamknąć. Często z licznych i wąskich himalajskich serpentyn spadają autobusy, co kończy się śmiercią wszystkich pasażerów. 

Walka o każdy oddech

Na początku, gdy nieustraszony wrocławianin będzie miał do pokonania trzy pierwsze przełęcze (Rohang La, Baralacha La i Lachulung La), planuje przejeżdżać ok. 50 km dziennie (jego rower waży ok. 16 kg, do tego trzeba dodać 30 kg bagażu schowanego w sakwach, panel słoneczny na wierzchu i ważące co najmniej kilka kilogramów zapasy wody). Ale to właśnie w przypadku dwóch przełęczy - Khardung La i Chang La (5300 m n.p.m., należy do 5 najwyższych na świecie i na przejazd trzeba dostać specjalne zezwolenie), blisko spornej granicy z Chinami, wyprawa zamieni się w prawdziwą walkę z wysokogórskim klimatem i własnym wycieńczeniem.

- Ladakh to niezwykle surowe miejsce. Temperatura waha się tam od 25 stopni do - 5 stopni Celsjusza, więc pod tym względem akurat nie ma tragedii. Ale powietrze jest na takich wysokościach bardzo rzadkie. Przed wyruszeniem przez każdą z pięciu przełęczy niezbędna jest co najmniej kilkudniowa aklimatyzacja. W razie potrzeby będę też zażywał leki typowe dla himalaistów, zapobiegające chorobie wysokościowej. Złe przygotowanie, błędnie wytyczona trasa czy brak odpowiedniej taktyki w całej podróży mogą skończyć się nawet śmiercią – przyznaje Korzonek.   

Ten wielbiciel ekstremalnych wrażeń zawsze kieruje się jedną zasadą - jedzie samotnie, codziennie śpi w namiocie i absolutnie nikt nie może mu pomagać. - Faktycznie mam przed sobą ambitną ekspedycję. Na tym polega cała frajda, gdy w pocie czoła kręcąc korbą, czuje się palące słońce na karku, a twarz smagają wiatr i piach. Można wtedy przeżywać jedność z naturą i automatycznie zapomina się o problemach codziennego życia – zaznacza Marcin Korzonek.    

Całą wyprawę Kross The Himalaya będzie można śledzić na bieżąco oficjalnym profilu podróżnika na Facebooku.

Fot. mat. prasowe 

Dodaj komentarz

Komentarze (0)

Nowy wątek