Biblioteki miejskie przenoszą się do Hali Grafit. Czy odczarują to miejsce?

Jest pomysł na wykorzystanie Hali Grafit przy ulicy Namysłowskiej. Od połowy marca mieścić się będą tam cztery filie Miejskiej Biblioteki Publicznej z Roosevelta, Żeromskiego, Wyszyńskiego i pl. Staszica.

- W 2005 roku radni miejscy w ramach strategii rozwoju bibliotek miejskich postanowili utworzyć przy pl. Słowiańskim centrum biblioteczno-infomacyjno-kulturalne - mówi Doba.pl Jolanta Słowik, zastępca dyrektora Miejskiej Biblioteki Publicznej. - Czekaliśmy na to prawie 10 lat! Pojawiła się hala i można było wykorzystać przestrzeń.

Obecnie wszystkie cztery biblioteki, które mają zostać przeniesione do Grafitu, są zamknięte. - Lokale tych bibliotek są dosyć zniczone i wymagają remontu. Jedna z nich mieściła się w spółdzielni i czynsz był wysoki - wyjaśnia Słowik. 

Biblioteki na Nadodrzu są zamknięte, a wrocławianie niebardzo wiedzą, gdzie mogą przyjść, aby oddać i wypożyczyć książki. - Nie ma możliowści, abyśmy jednocześnie przenosili się do nowej biblioteki i obsługiwali stare filie - komentuje zastępca dyrektora i wskazuje, że wrocławianie mogą korzystać w tym czasie z innych filii Miejskiej Biblioteki Publicznej.

- Nie wiedziałam, że jeszcze tego nie otworzyli - mówi nam pani Hanna, którą spotkaliśmy pod Grafitem. Chciała przyjść i oddać książki, gdyż filia biblioteki przy pl. Staszica jest zamknięta. - Coś słyszałam, że teraz biblioteka ma być tutaj, więc przyszłam. Ale się okazuje, że to jeszcze jest zamknięte i wisi kartka, że muszę iść na Reja oddać książki. Dziś już jednak nie dam rady. 

Sama zaś Hala Grafit to miejsce dość zaklęte. Została wybudowana za 36 mln zł, aby służyć wrocławianom jako hala handlowa. Nie potrwało to jednak długo i kupcy się wyniesli, a niektórzy nawet nie zdążyli się do Grafitu wprowadzić.

Do hali mieli się przenieść najemcy z placu Grunwaldzkiego, ale ci, którzy to zrobili (ponad 50 stoisk na 150 wypełniło się) szybko pożałowali swojej decyzji. Tak dwa lata temu mówiła nam sprzedająca jeszcze wtedy w Graficie Maria Barbacka. – Ja jestem w najlepszej sytuacji, bo sprzedaję zdrową żywność, przyjeżdżają więc do mnie ludzie z różnych części Wrocławia. Najlepszej, to znaczy, że wychodzę na zero. Jest tu nas siedmiu handlujących, a dwie osoby już złożyły wymówienia, bo każdy jest stratny. Barbacka nie ukrywa też, kogo za taki stan rzeczy wini. - Zarządca nie umiał nie tylko wynająć stoisk, ale też zareklamować tego miejsca wrocławianom. Nie ma złych punktów, jest za to zły marketing.

Potem miało być tu centrum społeczno-kulturalne. Jednak z tego projektu też nic nie wyszło. Teraz, jak dowiedzieliśmy się od Rafała Bernasińskiego z Wrocławskich Mieszkań, ludzie w Graficie są niewidoczni dla większej rzeszy wrocławian. - Praktycznie większość pomieszczeń na piętrach jest wynajętych pod biura. Ludzie pracują tu od godziny 7 do 15, dlatego większość wrocławian ich nie widzi.

Adriana Boruszewska Doba.pl

 

Dodaj komentarz

Komentarze (0)