Jaga Hupało: Ostoja Sztuki koło Barda

piątek, 29.4.2022 18:09 10270 1

Przedwojenna leśniczówka stoi u zbiegu potoku Wilcza i wąwozu Piekiełko, na wysokości około 325 m, kawałek za Bardem. Dawna, powojenna kolonia Wilczyca. Od czterech lat azyl Jagi Hupało, warszawskiej artystki, stylistki fryzur. - Tworzę tu Ostoję Sztuki, miejsce artystycznych, rzemieślniczych i różnorodnych spotkań. Wszystko dzieje się dookoła natury, sztuki, wspólnych pasji, wymiany myśli. Wróciłam do miejsca, w którym dorastałam – przyznaje Jaga.

Starego domu wiosną i latem nie widać z ulicy, mówią zapytani o drogę miejscowi. Wiosna jest jeszcze wczesna, leśniczówka nagle wyłania się zza niezazielenionych jeszcze konarów drzew. Elewację z czerwonej cegły zdobią napisy: Ostoja Wilczy Potok, Korzenie, Zioła.

Pamiętnik z życia roślin

W garnkach na starej kuchni gotuje się czarna kawa i napar z pokrzyw. Ścianę nad kuchnią ozdabiają płytki ceramiczne z motywami roślin, wiszą wiązanki suszonych ziół. Z naparem w zielonych filiżankach wchodzimy po drewnianych schodach na piętro. Od razu czuć spokój starego domu. Niepowtarzalny charakter nadają wnętrzom ceramika, rzeźby i obrazy w powiązaniu z prostym, wiejskim, nieco surowym klimatem.
- Motywy roślinne na płytkach są odwzorowaniem dziko rosnących tu roślin. Wszystkie zioła zbieram własnoręcznie, a następnie zawożę do Pracowni Ceramicznej Janowczarnia, gdzie Aleksandra Sypiańska wykonuje odciski, maluje, szkliwi i wypala. Później instaluję je w domu, tworząc pamiętnik roślin w formie ceramicznej. To część procesu powolnego odkrywania tego domu, tworzenie atmosfery zielnika z lokalnych ziół, wprowadzanie tych ziół do wewnątrz, żeby natura mogła też zamieszkać w środku w formie naparów, produktów do pielęgnacji ludzkiego ciała i w formie sztuki. Zapisałam się na zielarstwo, odkrywam tę wielką wiedzę – tłumaczy Jaga.

Pielgrzymki do miasta cudów

W nazwie i otoczeniu domu jest las, co wpływa na wyobraźnię artystyczną Jagi.
- Wyjątkowością tego miejsca jest unikatowe położenie w lesie. Japończycy mówią na to shinrin-yoku, czyli kąpiel leśna. Mam wrażenie, że flora z zewnątrz przenika do domu. Genialnie się tu śpi, odzyskuję szybko energię, mimo tego że przejeżdżam co tydzień z Warszawy ponad czterysta kilometrów w jedną i drugą stronę. Zapach ziół, cisza i stare mury poniemieckie, stwarzają rodzaj azylu, izolacji od świata. Inni też to potwierdzają.

Leśniczówkę wybudowano w 1870 roku. Lokalne źródła historyczne niewiele mówią o tym miejscu z czasów, kiedy żyli w niej Niemcy. Jaga mieszka w niej od czterech lat. Wychowała się w tych stronach, w Wojborzu. Jako dziecko chodziła na spacery po okolicznych lasach. Z Wojborza pamięta pielgrzymki z rodzicami i wujostwem do Barda - miasta cudów. Majówki, wyszukiwanie ziół na Boże Ciało, barwinki w lesie, zbieractwo leśne. Poziomki. Wracała często do domu z niteczkami poziomek i dawała je mamie i rodzeństwu w prezencie. W tych lasach od uderzenia piorunem zginął jej wujek. Burza jest w nim dużym zagrożeniem. Z dzieciństwa zna więc różne oblicza lasu.
- Mama była bardzo wierząca. Przed naszym domem co roku musiał był ołtarz na Boże Ciało. Dom trzeba było omieść dookoła miotłami, przygotować do świętowania. W domu rodzinnym mieliśmy podłogę na wzór szachownicy ułożonej z czarno-białych płyt i piękne drzwi, ze szparą przy ziemi. Pamiętam, jak myjąc podłogę obserwowałam, jak zamarzała we wzory. Przed naszym domem rosły dwa kasztany. Na kasztanach zawsze wisiały klepsydry. Śmierć była na afiszu, blisko nas.

Haus unter den Kastanien

„Dom pod kasztanami, po niemiecku Haus unter den Kastanien, przedwojenny lokalny dom kultury z pokojami hotelowymi, był własnością pana Dudy, który hodował w nim kury. Rodzice kupili upokorzony budynek za dwa tysiące złotych i mama szybko przeistoczyła go w nasze gniazdo rodzinne. Ozdabiała je tkaninami, kwiatami, przedmiotami. Został zbudowany dla gości, dla ich przyjemności i rozrywek, dawał nam poczucie wybraństwa. Ale nie byliśmy gośćmi. Dom wymagał ciężkiej codziennej pracy” - wspomina Jaga Hupało w wydanej w tym roku książce „Lady Baba Jaga. Opowieść o Jadze Hupało” autorstwa Kazimiery Szczuki. We wnętrzu domu była sala taneczna z antresolą dla orkiestry i sala teatralna. „W sali można było bawić się w teatr, grzebać w gratach i starych dekoracjach. (…) Urządzaliśmy w sali koncerty naszej orkiestry dziecięcej, tata grał na akordeonie. W kącie stał stołek z szufladką, obity skórą. Obok leżał szyld z napisem „szewc”, stare prawidła, butelka po smarowidłach, może nawet szydło. Szyłam niewidzialne buty. Ojciec trzymał w sali osobiste zabawki. Kolekcję zegarków, akordeon, akcesoria do golibrody. Miał po prostu mały barber shop. Taboret, przyrządy do golenia i strzyżenia: brzytwa, nożyczki, maszynki. (…) To właśnie on stworzył pierwszą grzywkę na mojej głowie. Nie dotykałam wtedy nożyczek ani maszynek, nie czesałam lalek ani koleżanek” - zwierza się w książce Jaga Hupało.

 Kształtowanie formy, teatr, opera

Pierwsze kroki w zawodzie fryzjerki Jaga Hupało, czyli Janina Schmidt stawiała jako nastolatka w salonie państwa Szymańskich w Kłodzku, by w 1985 roku otworzyć własny salon fryzjerski w Nowej Rudzie. Lokal w ruderze może nie był szczytem marzeń, ale Jadze nie brakowało energii i wyobraźni, by tworzyć coś swojego. To było najważniejsze. Miała 21 lat, kiedy zaczęła wyjeżdżać, intensywnie uczestniczyć w sesjach i projektach w Warszawie. Dolny Śląsk opuściła na dobre sześć lat później.
- Moją dziedziną jest fryzjerstwo naturalne, eksploruję i poszukuję w tym zakresie. W swoim salonie w Warszawie praktykuję codziennie, nie uznaję, że pracuję. Przychodzę pierwsza, często ostatnia wychodzę, nie wydzielam tego na godziny, raczej na spotkania, podczas których jestem w procesie od koncepcji do kształtowania formy. Mam zespół dwudziestu stylistów. Częścią mojej pracy jest też współpraca z instytucjami kulturalnymi typu teatr, opera. To szersze pole, wchodzące trochę w charakteryzację, czyli projektowanie peruk, często stylizacja tych peruk, obcinanie. Niedawno realizowaliśmy projekt wspólnie z Zamkiem Królewskim. Miałam wygłosić wykład na temat wpływu mody osiemnastowiecznej na współczesną. Poprosiłam o możliwość stworzenia materiałów wizualnych i na podstawie obrazów z kolekcji zamkowej zrobiłam własną kolekcję. Zaprosiłam aktorów, modeli do zamku do sali żółtej, gdzie organizowano sławne spotkania czwartkowe. Zrobiliśmy tam sesję uwzględniającą moje projekty operowe, teatralne, współczesne interpretacje. Cały ten projekt powstawał mentalnie i potem realizowany był w leśniczówce. Mam tu warsztat perukarski, na tamtym stole leży broda utkana przez moją córkę. Tu jest cisza, światło, można tkać. Eksperymentuję też tutaj z kosmetykami ArtiSHOQ, które zawierają między innymi zapach z tutejszego ogrodu o poranku – zetknięcie zapachu lasu, leśnych ziół z zapachem ziemi. Nie chciałam używać syntetycznych komponentów. Przypominam sobie babcine buteleczki. Mam starą wannę, a przy niej misy z różnymi ziołami.

Omen: suknia w kolorze japońskich klonów

Pewnego razu jadąc z Warszawy do domu rodzinnego Jaga Hupało zobaczyła, że leśniczówkę wystawiono na sprzedaż. Poczuła dojmujący, wewnętrzny głos. Tym bardziej, że kiedy rok wcześniej jechała tą samą drogą na urodziny swojej mamy, zatrzymała się na wysokości leśniczówki, żeby przebrać się w sukienkę. Jaga wierzy w znaki, intuicję.
- Na co dzień chodzę ubrana na czarno, więc postanowiłam założyć jasną suknię, by rozświetlić mamie jej święto. Suknię w kolorze japońskich klonów, zupełnie jak słońce. Przebrałam się w aucie właśnie w tym miejscu, a przyjaciel zrobił mi w niej zdjęcie na tle jesiennych drzew. Popatrzyłam na te drzewa, jak tu pięknie, poezja, wszystko jest. Właściwie to jest mój dom, taki naturalny dom. Jakby mnie coś prowadziło. Jest w tym coś mistycznego.
Żółta suknia do samej ziemi wisi na masywnej, ciemnobrązowej szafie w sypialni. Jaga dotyka materiału, trzęsie wieszakiem tworząc wrażenie jakby była w nią ubrana i kręciła się w kółko.
- Dół jest zrobiony z koła. Przy szyi są dwie wstążki. Można zawiązać albo puścić luzem. Kupiłam ją w Hiszpanii. Mam też jej czarną wersję.

Łączenie kultur: polskiej, czeskiej i niemieckiej

- Wiele w życiu przeżyłam, zrealizowałam ogrom projektów, poznałam ogrom ludzi, ale dopiero teraz przez naturę poznaję człowieka. Biochemiczną czy anatomiczną, stare dusze lasu, głos natury. Być może to nieprzypadkowo, jestem w takim okresie życia, że dojrzała zarówno moja twórczość, jak i świadomość kobieca. Ta leśniczówka, była na początku takim squatem w lesie, w którym już nikt nie mieszka. My ten dom robimy własnymi rękoma, z moim przyjacielem i bratem. Wspierają nas różne lokalne ekipy w sprawach, w jakich nie dalibyśmy sobie rady, typu dach, okna, odgrzybianie, odwilgacanie, bo natura to szybko weryfikuje. W drugim budynku, dawnej stodole, chcę zrobić część typowo zielarską połączoną z laboratorium, w którym będę eksperymentowała z pięknem przyszłości, by tworzyć alternatywy w obliczu kryzysu ekologicznego, klimatycznego, żywieniowego. Uczymy się tutaj pieczenia chleba według dawnych receptur, sztuki tradycji. Dobrze jest wiedzieć, jak upiec chleb, jak żyć bez używania prądu – możesz iść do strumienia się wykąpać, wodę wypić ze studni, ogrzać się przy rozpalonym ogniu. Szukamy nowych rozwiązań, z jednej strony nowoczesnych, na które nam pozwala technologia, z drugiej strony tradycyjnych.
Chcę nawiązać dialog z otaczającą przyrodą, nie tylko czerpać z tego miejsca, ale także dawać, być w dobrych relacjach z przyrodą i zwierzętami. Mieszkają tu przepiękne ptaki, sarny, muflony, motyle, salamandry, a w domu popielica. Tutejsze nasze spotkania artystyczne powiązane z wymianą myśli są bardzo wzbogacające dla nas i dla regionu. Przyjeżdżają ze mną artyści, którzy są związani z naszą warszawską pracownią Born to Create oraz lokalni twórcy. Mam taki zamysł, żeby to nie było tylko miejsce prywatne, ale żeby łączyło kultury przygraniczne, języki będą mieszały się ze sobą, tak jak było kiedyś - te tereny należały na zmianę do Czech, do Niemiec, do Polski. Ten tygiel kulturowy, bogactwo różnorodności może być przykładem dla zmieniającego się świata, który raz ma granice mocno zaciśnięte, raz się otwiera.

Aneta Pudło-Kuriata

Przeczytaj komentarze (1)

Komentarze (1)

Czytelniczka piątek, 29.04.2022 21:12
Wszędzie się śpieszymy, a tu proszę Ktoś, kto wyhamował, poczuł...