Śmierć mężczyzny po interwencji policji. Biegli podważają ustalenia funkcjonariuszy

piątek, 31.3.2023 07:51 110902

Wracamy do sprawy, gdzie podczas interwencji policji zmarł 46-letni mężczyzna. Świdniccy policjanci z pionu prewencji interweniowali 27 lipca po godzinie 20.30 w jednym z mieszkań w Grodziszczu (gmina Świdnica), gdzie miała miejsce sprzeczka domowa. Ze zgłoszenia wynikało, że nietrzeźwy mężczyzna awanturuje się z żoną w mieszkaniu.

Funkcjonariusze  pojechali na miejsce i potwierdzili zgłoszenie.

Przypomnijmy:

- Brat z bratową mieszkają po sąsiedzku. W środę około godziny 20.00 usłyszałam krzyki, to była dla mnie niecodzienna sytuacja, ponieważ na co dzień nie ma u nas awantur czy interwencji policji - relacjonuje relacjonuje siostra zmarłego mężczyzny. - Postanowiłam wezwać policję, aby przyjechali i sprawdzili, czy coś niedobrego się tam dzieje. Wydawało mi się, że to małżeńska awantura, być może doszło nawet do rękoczynów. Policjanci ze Świdnicy przyjęli moje zgłoszenie, ale po około 5 minutach sytuacja się uspokoiła i nie słyszałam już żadnych odgłosów awantur, a bratowa z bratem normalnie ze sobą rozmawiali i pogodzili się. Zadzwoniłam raz jeszcze na policję, chciałam odwołać tę interwencję, ponieważ uznałam, że nie ma potrzeby, aby fatygować funkcjonariuszy. Oceniłam, że ich przyjazd mógłby jeszcze zaognić sytuację. Dyżurny, który przyjął informację, powiedział, że nie gwarantuje tego, że patrol nie przyjedzie. Radiowozu nadal nie było, więc zadzwoniłam po raz trzeci, z prośbą, aby nikt nie przyjeżdżał. W tym samym momencie przyjechał patrol policji. Wyszłam z domu i wyjaśniłam funkcjonariuszom, że już nie ma potrzeby interweniowania i mogą odjechać. Policjantka poprosiła o dane osoby, do której zostali wezwani. Kiedy podałam dane brata, okazało się, że policjantka i zmarły brat to znajomi. Prosiłam policjantów, aby nie szli do brata. Gdyby sytuacja się powtórzyła, będę ich prosiła o pomoc. Policjantka stwierdziła, że skoro było wezwanie, muszą podjąć interwencję - opowiada kobieta.

  - Po sprzeczce z mężem wyjrzałam przez okno i zobaczyłam radiowóz. Powiedziałam mężowi, że przyjechała policja - mówi nam z kolei żona zmarłego mężczyzny. - Mąż zszedł na parter domu, po czym otworzył drzwi, przywitał się z policjantką, tak jak witają się znajomi, którzy dawno się nie widzieli. Zaprosił funkcjonariuszkę do domu i zaproponował jej kawę. Policjantka weszła do domu i przywitała się z naszym chorym synkiem. Następnie zapytała o powód interwencji. Opowiedziałam, że posprzeczaliśmy się z mężem. Powiedziałam, że byłam zdenerwowana i uderzyłam męża, a on mi oddał. Uderzył mnie, a później poleciało mi kilka kropel krwi z nosa. Po mojej relacji policjantka stwierdziła, że założy naszej rodzinie Niebieską Kartę. Później wyszła po dokumenty do radiowozu. Policjantka zostawiła mnie z mężem i drugim funkcjonariuszem. Gdyby coś się działo, gdyby mąż faktycznie był bardzo agresywny, to policjantka nie zostawiłaby partnera podczas interwencji. Mąż się normalnie zachowywał, poszedł za funkcjonariuszką prosić, aby nie zakładali żadnej karty, a dzisiejsza sytuacja to sprzeczka rodzinna. Funkcjonariusz, który był z nami w pokoju zauważył fakt, że mąż opuścił pomieszczenie, po czym przyspieszonym krokiem zszedł za nim na dół. Nie widziałam, co tam się wydarzyło, słyszałam jedynie odgłosy szamotaniny. Po chwili usłyszałam, że policjantka wróciła do domu. Funkcjonariuszka zaczęła głośno krzyczeć - "Na glebę, na glebę go!".  Nie wiedziałam, co się dzieje, ale bardzo się wystraszyłam.  Następnie poczułam zapach rozpylanego w domu gazu. Mąż zaczął krzyczeć do policjantki - "Proszę, umyj mi twarz, pali mi twarz!". Nie wiem, w jaki sposób i gdzie rozpylili ten gaz. Kiedy wyszłam z pokoju nie słyszałam, aby funkcjonariusze kaszleli, słyszałam jedynie krzyki męża. Byłam w szoku. Nie mogłam zejść, byłam cały czas na górze, przy dziecku. Kiedy zrobiła się cisza, zeszłam na dół i zobaczyłam nieprzytomnego męża leżącego we krwi. Policjanci kazali mi nie schodzić, tylko wyjść, ponieważ trwa resuscytacja krążeniowo-oddechowa, prawdopodobnie wtedy wezwali również pogotowie. Medycy przyjechali po około godzinie. Nie zgadzam się z oświadczeniem świdnickiej policji. Według mnie interwencja była podjęta w sposób nie adekwatny, a policjanci zareagowali zbyt agresywnie do sytuacji. Dzień po śmierci męża na wniosek policji została wykonana mi obdukcja przez lekarza. Doktor nie stwierdził żadnych zadrapań, siniaków czy innych śladów rękoczynów -  mówiła naszej redakcji pani Joanna.

Policja wydała oświadczenie

- Policjanci zastali pobitą kobietę, która miała widoczne ślady krwi na odzieży, a mężczyzna cały czas zachowywał się agresywnie. Podczas interwencji sprawca przemocy był bardzo pobudzony, nie reagował na polecenia wydawane przez funkcjonariuszy, a rodzina była zastraszona. Policjantka po rozmowie z przebywającą w mieszkaniu kobietą, wspólnie z drugim funkcjonariuszem, podjęli decyzję o izolacji prewencyjnej agresora i wdrożeniu procedury Niebieskiej Karty. 46-latek zachowywał się irracjonalnie, stawiał czynny oraz bierny opór, a także atakował funkcjonariusza, między innymi odpychając go, co doprowadziło do upadku. Policjanci zmuszeni byli użyć zgodnie z prawem środków przymusu bezpośredniego, stosując ich odpowiednią gradację. Najpierw zastosowane zostały chwyty obezwładniające, które okazały się nieskuteczne z uwagi na dużą posturę mężczyzny i ciągły opór. Następnie funkcjonariusz użył pałki służbowej, uderzając w umięśnione części uda, ale też nie doprowadziło do uspokojenia się agresywnego mężczyzny. Funkcjonariusz zastosował następnie ręczny miotacz pieprzu. 46-latek nadal nie stosował się do poleceń, ale po chwili przykląkł i stosując bierny opór stwierdził, że nigdzie nie pójdzie. Mundurowi podjęli próbę założenia kajdanek i gdy założyli je na jedną z rąk, mężczyzna wyraźnie osłabł i nastąpiło jego omdlenie. Chwilę później ustały czynności życiowe i policjanci przystąpili do reanimacji, którą przejęli wezwani na miejsce ratownicy medyczni. Czynności życiowych, jak się okazało - schorowanego mężczyzny, nie udało się przywrócić i niestety zmarł. W związku z tą sytuacją natychmiast powiadomiono miejscową prokuraturę oraz funkcjonariuszy z policyjnych komórek kontrolnych oraz Biura Spraw Wewnętrznych Policji, których czynności wykonywane były z udziałem prokuratora - mówiła Magdalena Ząbek z Komendy Powiatowej Policji w Świdnicy.

Dotychczasowe ustalenia nie wskazują, aby policjanci przyczynili się swoim działaniem do zgonu mężczyzny, a podejmowane czynności zakwalifikowane zostały, jako zgodne z obowiązującymi przepisami. Policjant interweniujący na miejscu posiada specjalistyczne przeszkolenie z zakresu udzielania kwalifikowanej pierwszej pomocy.

Czynności w tej sprawie obecnie prowadzi Prokuratura Rejonowa w Świdnicy oraz wewnętrzne komórki kontrolne Policji. Na polecenie Komendanta Powiatowego Policji w Świdnicy, w celu pilnego wyjaśnienia przebiegu zdarzenia, wszczęto czynności wyjaśniające w sprawie.

- 46-latek nie reagował na polecenia policjantów i podczas tej interwencji odepchnął jednego z nich. Na miejscu zostały przeprowadzone oględziny, przesłuchano wiele osób. Dzisiaj prokurator wszczął śledztwo, które prowadzone jest w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci. Będziemy badać, czy podczas tej interwencji nie doszło do przekroczenia przez funkcjonariuszy uprawnień  – informował prokurator Marek Rusin.

W poniedziałek, 1 sierpnia w Zakładzie Medycyny Sądowej we Wrocławiu przeprowadzono sekcję zwłok, jednak nie dały one jednoznacznej odpowiedzi, co było przyczyną zgonu mężczyzny. Biegli nie byli w stanie wydać opinii co do przyczyny śmierci 46- letniego mężczyzny. Pobrano do badań materiał biologiczny: wycinki do badań histopatologicznych oraz krew do badań toksykologicznych. Pełna opinia dotycząca przyczyny zgonu mężczyzny będzie wydana, wtedy gdy będą znane wyniki tych badań oraz przeanalizowane zostaną akta sprawy. Trwa opracowywanie wniosku do Prokuratury Okręgowej w Świdnicy o wyznaczenie prowadzenia sprawy dotyczącej tego postępowa innej jednostki prokuratury, po to, aby uniknąć zarzutu stronności tutejszej prokuratury.

Sprawę badała Prokuratura Rejonowa w Świdnicy, ale w ostatnich dniach zapadła decyzja o przeniesieniu śledztwa. W sierpniu podjęto decyzję o przeniesieniu postępowania do Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze. Rodzina zmarłego domaga się ponownej sekcji zwłok.

 - Złożyliśmy wniosek o wyłączenie naszej jednostki w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci 46-letniego mężczyzny - mówiła Piekarska-Kaleta Beata z Prokuratury Okręgowej w Świdnicy.

Biegli podważają ustalenia funkcjonariuszy

Jak informują dziennikarze gazety Wyborczej śledztwo przekazano Prokuraturze Okręgowej w Jeleniej Górze. Według nieoficjalnych informacji, do których dotarła „Wyborcza", wynika, że w opinii ekspertów medycyny sądowej policjanci jednak mogli się przyczynić do śmierci mężczyzny.

Ze względu na dobro śledztwa prokuratura nie ujawnia ustaleń. - W dokumencie jako o jednym z czynników, który mógł spowodować śmierć, mowa jest o „elementach asfiksji restrykcyjnej". Czyli uduszenia, które jest efektem obezwładniania osoby patologicznie pobudzonej. Mężczyzna leżący na brzuchu, z rękami wykręconymi do tyłu, miał trudności w oddychaniu. Na dodatek policjanci użyli wobec niego gazu pieprzowego, co dodatkowo utrudniało mu złapanie oddechu. Według nieoficjalnych informacji eksperci prokuratury zwracają uwagę na to, że mężczyzna był otyły i był pod wpływem alkoholu. Nieoficjalnie słyszeliśmy, że nie jest wykluczone zlecenie biegłym wykonania uzupełniającej opinii. Ma być też zlecona opinia ekspertowi, który oceni, czy policjanci właściwe stosowali techniki obezwładniania, czyli tzw. środki przymusu bezpośredniego. Na razie nikomu w tej sprawie nie przedstawiono zarzutów popełnienia przestępstwa - informują dziennikarze Wyborczej.