Życie bliźniaków w naszych rękach. Pomóżmy!
- Nasze dzieci mogą nie widzieć, nie słyszeć, nie mówić. Nikt tak naprawdę nie wie, jakie będą skutki niedotlenienia i przedwczesnego porodu. Przez wiele tygodni walczyliśmy o to, by ochronić te kruche życia, o to, by Ignaś i Stefanek pojawili się na świecie, bo śmierć chciała odebrać nam ich, zanim w ogóle przyszli na świat…- taki rozpaczliwy apel pojawił się na portalu siepomaga. Zamieściła go pani Krystyna Gut z Jaworzyny Śląskiej.
Chłopcy przyszli na świat w 29 tygodniu ciąży, ważąc odpowiednio 1300 i 1340 g. Walka o ich życie była długa, bowiem rodzice maleństw mieszkali na stałe w Anglii. A tam gdy pojawiły się pierwsze skurcze (pod koniec 20 tygodnia) nikt nie ratowałby tak skrajnych wcześniaków. W Polsce procedury są inne, dlatego pani Krystyna wraz z mężem, wrócili natychmiast do kraju.
- Miałam wybór, mogłam siedzieć tam i czekać na nieuniknioną śmierć naszych dzieci albo zaryzykować wszystko i polecieć do Polski, do szpitala, gdzie mogli je uratować. Decyzja była dla mnie oczywista. Zrobiłabym wszystko, żeby mieć chociaż cień szansy, że Ignacy i Stefanek przeżyją. Z lotniska w Polsce pojechałam prosto do szpitala, gdzie natychmiast zaczęto podawać mi leki na podtrzymanie ciąży. Dzieci ważyły wtedy tylko 420 i 400 g i nie miały żadnych szans na przeżycie, gdyby zaczął się poród. Spędziłam w szpitalu 7 tygodni. Boże Narodzenie, Nowy Rok… wszystko wśród szpitalnych ścian. Codziennie prosiłam tylko o kolejny dzień, odwlekający poród, to to zwiększało szansę na to, że moje dzieci przeżyją. W końcu nie można było jednak dłużej czekać. Stefan i Ignacy przyszli na świat 13 stycznia, w 29 tygodniu ciąży. Ważyli 1300 i 1340 g. Gdy leżąc na łóżku na oddziale porodowym usłyszałam ich płacz, pierwszy krzyk, świadczący o tym, że moje dzieci urodziły się żywe, płakałam tak mocno, że lekarze myśleli, że znieczulenie nie działa - mówi pani Krystyna.
Stan dzieci był jednak krytyczny. Lekarze każdego dnia walczyli o ich życie.
- Radość z przyjścia dzieci na świat przysłonił jednak kolejny lęk. Dowiedzieliśmy się, że bliźnięta mają nieodwracalne zmiany w mózgu, spowodowane niedotlenieniem w czasie ciąży. Że mogą być niewidome, głuche, nieme, mogą nigdy nie chodzić - opowiada dalej mama bliźniąt.
W tej chwili chłopcy są pod opieką kardiologa, okulisty, audiologa, neurologa i chirurga. Ignaś ma problemy z oczami, miał już laseroterapię, ma też wrodzoną wadę rozwojową przegrody serca. Stefek ma dziecięce porażenie mózgowe. Maluchy przeżyły już wylewy dokomorowe, mieli przetaczaną krew, mają niedokrwistość.
- Bycie rodzicem wcześniaka to ciągła walka, okupiona niewyobrażalnym bólem, wysiłkiem, łzami. Walka o to, co zdrowym dzieciom przychodzi naturalnie – o pierwsze słowo, pierwszy krok. To też walka pochłaniająca ogromną ilość czasu i pieniędzy. Czeka nas kosztowna rehabilitacja i leczenie. Terminy ustalane przez NFZ są kosmiczne. Nie możemy czekać wielu miesięcy, musimy rehabilitować dzieci już teraz, bo każdy dzień zwłoki odbiera nam szansę na to, że nasze dzieci będą kiedykolwiek zdrowe. Dlatego błagamy o pomoc - dodaje pani Krystyna.
Jak pomóc Stefankowi i Ignasiowi?
Można dokonać wsparcia poprzez stronę: https://www.siepomaga.pl/ignasistefek lub wpłacić choćby symboliczną kwotę na konto:
Odbiorca: Fundacja Siepomaga
Bank BPH: 65 1060 0076 0000 3380 0013 1425
Tytułem: 4655 Ignacy i Stefan Gut darowizna
IBAN: PL SWIFT: BPHKPLPK.
Można także wysłać sms'a na numer 72365 o treści: S4655 (koszt 2,46 zł brutto, w tym vat).
Wpłaty pokryją koszty leczenia oraz 12 miesięcznej rehabilitacji. W tej chwili na koncie chłopców zebrano ponad 18 tysięcy złotych, co stanowi połowę pożądanej kwoty.
Przeczytaj komentarze (10)
Komentarze (10)