Brutalnie zabił psa. Dostał rażąco niski wyrok
Rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat - taki wyrok otrzymał 39-letni Piotr W., który w marcu tego roku brutalnie zamordował adoptowaną przez siebie suczkę. Rozstrzygnięcie jest nieprawomocne i obrońcy zwierząt już dziś deklarują złożenie odwołania.
Jak informowaliśmy jako pierwsi w marcu tego roku 39-letni Piotr W., mieszkaniec Zebrzydowa najpierw chciał kilkakrotnie popełnić samobójstwo, trafił do szpitala psychiatrycznego. Gdy z niego wyszedł, w bestialski sposób zabił swojego rocznego psa Keti: najpierw zrzucił czworonoga z wysokości ok.3 metrów, pozostawiając go bez pomocy. Wrócił do niego na drugi dzień i dobił suczkę zakładając jej na głowę worek foliowy, który szczelnie owinął taśmą izolacyjną. Pies skonał w ogromnych męczarniach. Ze względu na drastyczność obrażeń nie będziemy ich opisywać. Biegli uznali mężczyznę za poczytalnego w chwili popełnienia obu czynów. Wówczas prokurator zawnioskował o areszt dla mężczyzny, który w czerwcu został uchylony przez sąd.
Przed kilkoma dniami zapadł wyrok. 39-latek usłyszał rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat, 7 tysięcy nawiązki na rzecz schroniska, nadzór kuratora, obowiązek kontynuowania terapii antyalkoholowej oraz zakaz posiadania zwierząt przez lat 15.
- Ponieważ pies nie chciał sobie pójść złapałem go za obrożę i wepchnąłem ją do dziury, która była w stropie. Jak wepchnąłem tego psa to on czepił się na gwoździu za obrożę i zawisł. Ja wtedy szybko rozpiąłem jej obrożę i spadł na dół do tej łazienki. Nie widziałem co się dalej z nim stało ponieważ było ciemno. Tylko ją słyszałem. Pomyślałem, że nic jej się nie stało. Jak to zrobiłem byłem trzeźwy. (…..) Następnego dnia wróciłem do domu podniosłem tego psa i zobaczyłem, że ma uszkodzoną głowę. Głowa była zakrwawiona, jedno oko wypłynęło i wisiało poza oczodołem pies wydawał odgłosy charczenia. Wtedy ja spanikowałem, chciałem ją dobić. Przeciągnąłem psa po podłodze na przedpokój przed łazienkę, ciągnąłem ją za skórę za sierść około półtorej metra. Następnie poszedłem do swojego mieszkania, znalazłem reklamówkę i taśmę izolacyjną. Założyłem psu tę reklamówkę na głowę i zawiązałem na szyi taśmę izolacyjną. Po założeniu tego worka przez około dwie minuty pies charczał i przestał oddychać, nie rzucał się - wyjaśniał oskarżony.
- Nie ma wątpliwości, że oskarżony w sposób bardzo brutalny dopuścił się do cierpienia psa, wypadły mu przecież gałki oczne, wina nie budzi wątpliwości. Okrucieństwo było szczególne. Czemu jednak Sąd zawiesił wykonanie kary? Panuje obecnie maniera, moda, że przy zwierzętach emocje dużo większe niż przy ludziach. Na szczęście to nie społeczeństwo ale zawodowi sędziowie decydują o karze. Sąd zważył, że są zdarzenia dużo bardziej dolegliwsze dla zwierząt, nie była to np. sprawa, w której doszło do znęcania się i doprowadzenia do śmierci stada koni. W Polsce można np. zabić sarnę, karp może też cierpieć. Ale pies według ustawy już nie. Już areszt w tej sprawie stanowił pewne kuriozum, bo był dolegliwy - mówił w ustnym uzasadnieniu cytowanym przez Ekostraż z Wrocławia sędzia Arkadiusz Rodziewicz.
- Brak nam słów. To tylko mikro część sprawozdania z tej rozprawy. Resztą dla dobra postępowania i naszej strategii w sprawie podzielimy się później - po wykorzystaniu wszystkich możliwych środków zaskarżenia tego wyroku. I nie tylko - mówią społeczność z Ekostraży.
39-latkowi za zabicie psa ze szczególnym okrucieństwem groziło do 5 lat pozbawienia wolności.
Przeczytaj komentarze (23)
Komentarze (23)