Czy warto w Kłodzku wspominać Prusaków? Warto!

czwartek, 4.8.2022 12:27 4279 3

Twierdza Kłodzka, największa militarna budowla Dolnego Śląska, szykuje się do bitwy. Takich niesamowitych emocji nie będzie można przeżyć ani w kinie, ani przy komputerze. Rżenie koni podczas kawaleryjskich potyczek, huk salw armatnich, zapach prochu po wystrzałach z karabinów, wreszcie szturm piechurów i – wyłącznie dla dorosłych! – smak fortecznego piwa… A wszystko na wyciągnięcie ręki. Kłodzko ma swych obrońców, którzy nie raz już proch wąchali!

47 Pułk Piechoty Pruskiej z Kłodzka to stare wiarusy. Już dwukrotnie pokonali armię Napoleona Bonapartego w bitwie pod Waterloo. I to za własne pieniądze. Ostatnio dotarli tam busem, na którym zapakowali nawet armatę! Tylko w bitwie o Twierdzę Kłodzką od lat przegrywają. Nie, nie opowiadamy tu banialuk ani historii sprzed przeszło 200 lat. To się dzieje! Leszek Michalski i Kornel Drążkiewicz szykują się kolejny raz, by stanąć do bitwy, która stoczona została w 1807 roku. Kim są ci, którzy 6 sierpnia będą bronić Kłodzka przed oddziałami Bonapartego?

 

Wszystko zaczęło się przed z górą dwudziestu laty, gdy entuzjasta historii Leszek Michalski, potem zastępca burmistrza Kłodzka, wpadł na pomysł, by miasto zarobiło na tradycji. Jak sam przyznaje, nie była to oryginalna idea. Zaczerpnął ją z lektury przedwojennej prasy kłodzkiej. Ówcześni gospodarze miasta raz do roku przebierali się w stroje z czasów Fryderyka II Wielkiego, króla Prus w latach 1740-86. Panowie w mundury, panie w szykowne suknie. Wydarzenie to miało pomóc w ożywieniu koniunktury gospodarczej. I rzeczywiście, miasto odwiedzali z tej okazji goście z samego Berlina.

Co tradycja pruska ma wspólnego z dzisiejszym Kłodzkiem? „Nie mamy co udawać, że była tu wtedy Polska. Ale twierdza nam została” – mówi doba.pl Leszek Michalski. Podobnie jak twierdza w Srebrnej Górze. Obie łączyła ta sama jednostka wojskowa, która w nich stacjonowała: właśnie 47 pułk piechoty. Władze Kłodzka i Stoszowic, bo to na terenie tej gminy leży srebrnogórska twierdza, postanowiły w 2005 r. wspólnie promować te historyczne obiekty. Za pieniądze Unii Europejskiej oczywiście. Jednym z elementów miało być sformowanie dwóch dziesięcioosobowych regimentów.

Zaciąg do armii pruskiej w Kłodzku powiódł się doskonale. Ochotnicy na co dzień pracowali w przemyśle, straży granicznej, studiowali. Był też bezrobotny. Kornel Drążkiewicz, potem przewodnik Twierdzy Kłodzko, dziś zastępca dyrektora tej instytucji, nie był jeszcze wówczas nawet pełnoletni, musiał więc poczekać na mundur. Zresztą, samo uszycie mundurów z epoki nie było takie proste. Lniane portki, bawełniane koszule, a wszystko bez użycia syntetycznych nici, wszystko też ręcznie obrębiane. Trudniej było z kurtkami. Gdy się już udało, przyszedł czas na broń.

Piechurzy musieli mieć przecież karabiny! I to takie, jakich używali ich poprzednicy na początku XIX w. W sklepach jednak ich nie ma. Zaangażowany w sprawę Patryk Wild, wówczas wójt Stoszowic, dziś radny sejmiku wojewódzkiego, wynalazł najtańsze rozwiązanie: trzeba polecieć do Bombaju, wymienić dolary na rupie i z reklamówkami tej waluty przejść się do manufaktury, gdzie powstawały repliki dawnych karabinów z zamkami skałkowymi. I tak indyjskie karabiny robione na wzór angielski, zasiliły pruską piechotę z polskiego Kłodzka. Nic to, że żeby zaczęły strzelać, pomóc musieli zaprzyjaźnieni rekonstruktorzy z Gdańska. 

Zanim kłodzki regiment dostał karabiny, musztrę ćwiczył zaopatrzony w drewniane atrapy broni pod okiem przyjaciół z Pułku Strzelców Konnych I Legii Księstwa Warszawskiego, jednostki z… podwrocławskiej Sobótki. Bo grupy rekonstrukcyjne trzymają się razem. To normalna rzecz. Gdy kończą się dotacje, każdy musi sam zadbać o swój rynsztunek. Stąd jedni pomagają drugim: jak uszyć plecak, pas, podkuć buty. A wszystko metodami sprzed 200 lat. Choć finansowanie działalności jest jak najbardziej współczesne.

Gdy w 2009 roku kłodzcy entuzjaści historii postarali się o kolejne wsparcie z Unii Europejskiej, wpadli w pułapkę. Grant rozliczany miał być nawet rok po zakończeniu imprezy, a wydatki trzeba ponosić było dzień po dniu. Zaciągnęli więc kredyt, poręczyli własnoręcznie podpisanym wekslem i… zostali z odsetkami. Zapłacili je z własnej kieszeni. Sami też płacą za podróże, a zwiedzili już pół Europy. Tylko paliwo podczas ostatnie eskapady pod Waterloo kosztowało 2 tys. złotych. Każdy za swoje pieniądze szyje też mundury: Leszek Michalski i Kornel Drążkiewicz przyznali się, że mają ich po cztery. 

Co na to ich rodziny? Żony czy dziewczyny kłodzkich rekonstruktorów historii nie zawsze podzielają ich pasje… „Nie będę się włóczyła za tobą po słomie!” – usłyszał jeden z nich. Bo podczas bitew wygód nie ma. Regiment stacjonuje pod pałatkami, słońce czy deszcz, bez znaczenia, na słomie właśnie, czasem tylko w jakiejś stodole. Żołnierze gotują dla siebie sami. Żadnych kuchenek gazowych! Nad ogniskiem rozstawiają trójnogi z kociołkami. I nie wrzucają tam zup błyskawicznych, ale – według przepisów z epoki – gotują np. zupy piwne czy pokrzywowe. 

Warunki sanitarne na wyprawach też są więcej niż skromne. Powrót do domu rodzinnego zaczyna się więc od szorowania i spłukiwania bitewnego kurzu, a całe umundurowanie trafia natychmiast do pralek. Panowie wiedzą jednak, że należy to damom swojego serca wynagrodzić. Tu przetrwał etos rycerski! Mogą one zabłysnąć w swych kreacjach, oczywiście także z epoki, choćby na specjalnie organizowanych dla nich balach. Żołnierze regimentu zwykle lepiej też radzą sobie w domu z igłą i nitką… I nie noszą ze sobą trunków, bo to nie manierki, ale po prostu prochownice.

Czy to są zatem normalni ludzie? Ależ gdzie tam! Zwyczajni „wariaci”. To dzięki nim i ich przyjaciołom z Polski i połowy Europy, możemy w Kłodzku każdego roku fantastycznie spędzać czas. Historyczne widowisko, którego są współorganizatorami, zapiera dech. To lekcja, o której nie da się powiedzieć, że jest nudna. A to tylko początek. Chętni, by zaciągnąć się do 47 Pułku Piechoty Pruskiej z Kłodzka, są tam mile widziani. Dostaną mundur, przejdą się w pełnym rynsztunku choćby na twierdzę srebrnogórską, to raptem jakieś 20 kilometrów, a potem dostaną szansę na pokonanie armii Bonapartego! Pod Waterloo, bo w Kłodzku zawsze przegrają. Taka jest prawda historyczna, a kłodzcy rekonstruktorzy są jej wierni. [kot]

Bitwa o Twierdzę Kłodzko rozpocznie się w sobotę, 6 sierpnia o godz. 16 w parku przy ul. Noworudzkiej. Wcześniej jednak czekają na wszystkich liczne atrakcje. Szczegóły na stronie organizatorów.

Przeczytaj komentarze (3)

Komentarze (3)

Odpowiadasz na komentarz:
czwartek, 01.01.1970 01:00
Ciekawe czy za 200 lat przyszłe pokolenia będą incenizować walki z II wojny światowej? Zastanawiające dlaczego mężczyzn tak bardzo ciągnie do wojaczki?
Bogdan piątek, 05.08.2022 07:55
Burmistrz z PiS to zmieni i Bitwa o Twierdze będzie...
obserwator piątek, 05.08.2022 09:20
A jakie rezerwacje mają wam oddać - miejsc w okopach
piątek, 05.08.2022 08:34
Ciekawe czy za 200 lat przyszłe pokolenia będą incenizować walki z II wojny światowej? Zastanawiające dlaczego mężczyzn tak bardzo ciągnie do wojaczki?