„Noc złych zakończeń” Teatru RAZY DWA, czyli między modnym Halloween i tradycyjnym Dniem Zadusznym [FOTO]
Aktorzy Teatru RAZY DWA z Bystrzycy Kłodzkiej postawili przed nami zajmującą kwestię: czy w śmierci może być coś dobrego? Przecież to nieunikniony koniec, zatem nad czym tu deliberować? Wielu pamięta jednak jeszcze modlitwę: „Od nagłej i niespodziewanej śmierci. Zachowaj nas, Panie!”. „Tu i teraz” mamy tymczasem istne igrzyska śmierci.
Może to za poważne pytania, może nie takie były zamiary twórców spektaklu „Noc złych zakończeń”, który swą premierę miał 30 października w Bystrzyckim Ośrodek Kultury i Sportu. Dla nas było to chyba jednak najbardziej intrygujące przedstawienie zjawiska, które znane jest pod nazwą Teatr RAZY DWA. A jego autorką jest bodajże 17-letnia Zuzanna Sakowska. I zagadką jest, czy możemy jeszcze zrozumieć to pokolenie.
Początkowo mieliśmy wrażenie, że chodzi tu jedynie o pastisz klasyki horroru. Do domu, w którym mieszka „rodzinka grozy” trafia młoda, pełna życia osoba. Oglądamy odgrywaną przez wszystkich scenkę, raz, drugi, trzeci... I od początku. Aktorzy dobrze się bawią, a publiczność wraz z nimi. Jest to dowcipne, bezpretensjonalne, może czasem naiwne, ale dajemy się temu porwać. Myślimy: – Ależ gra formą! Aż tu nagle...
Dopiero za trzecim razem [spektakl zaczyna się cztery razy i tyleż razy kończy] z błogostanu wyrywa nas krzyk bohaterki granej przez Zuzannę: – To nie jest zakończenie, jakiego oczekujecie! [lub coś bardzo podobnego]. Sztuka nie może się zakończyć, bo zginęła ostatnia scena scenariusza i nie wiadomo, jaki ma być finał. Za trzecim razem wszyscy domownicy na końcu padają trupem, ale ich gość nie. Nie tego oczekujemy...
Za czwartym razem jesteśmy zatem uważni. Znużona główna bohaterka, która zna już wszystkie kwestie i popędza domowników, popełnia samobójstwo. Czyż nie na taki finał wszyscy czekali? Obejrzeć śmierć dziewczyny, która nie pasuje do otoczenia, w ogóle jest jakaś taka dziwna. Prawdopodobnie banalizujemy przesłanie spektaklu, ale to jest właśnie teatr! Każdy może po swojemu go czytać. I trudno być obojętnym.
Przed premierą rozmawialiśmy z Pauliną Kajdanowicz, twórczynią Teatru RAZY DWA, ale też – znacznie szerzej – zjawiska, które sprawuje rząd dusz w Bystrzycy Kłodzkiej. Pełna dumy mówiła, że młodzi twórcy spektakl przygotowali sami. Ona i Ewelina Sowiak miały nie tyle uwagi, co rady. – Brakowało nam czegoś dla młodzieży... – podkreślała jeszcze przed przedstawieniem. I... miała rację! Sala była pełna.
Oczywiście byli tam rodzice, ale chyba nigdy – poza plenerowymi imprezami – nie widzieliśmy tylu nastolatków do tego reagujących z entuzjazmem i dobrze się bawiących! Do młodych najlepiej trafiają młodzi, mówiący tym samym językiem, bez napuszonego moralizatorstwa, ale jednak wykorzystujący formę znaną nam od wieków jako moralitet. „Moralitet grozy” – tak może nazwiemy ten gatunek?
Gdybyście widzieli dumę na twarzy Romana Bogdała, dyrektora BOKiS... „Wieczór grozy”, czyli impreza, która rozpoczęła ten wyjątkowy weekend, miała coś wspólnego i z Halloween, i z Zaduszkami, a przyciągnęła tłumy dzieci, młodzieży i dorosłych, i nie wywołała chyba w mieście wielkich sporów. Musimy jednak znaleźć coś, co nie przypadło nam do gustu. Trumna przed sceną? To chyba przesada. [kot]
PS Spojlerujemy, ale Teatr RAZY DWA wyjątkowy jest i dlatego, że realizuje prapremiery, premiery, ale rzadko jest okazja, by przedstawienie obejrzeć raz jeszcze, czego tak żałujemy. A tym razem na scenie widzieliśmy: Nataszę Bednarczuk Jagodę Jesionowską, Julię Łopusiewicz, Martę Hekiert, Wiktorię Grześków, Wiktorię Sierpińską, Emila Kapuszyńskiego i Stanisława Filiksa. I – oczywiście - Zuzannę.
Komentarze (6)