INTERWENCJA: W Kłodzku straż miejska karze mandatami za dojazd do własnego domu. Dostał go nasz Czytelnik [AKTUALIZACJA]
Czy można wjechać samochodem w ulicę, jeśli stoi tam znak zakazu? Nie, chyba, że na tabliczce pod tym znakiem zaznaczone są wyjątki. Tak jest właśnie przy ul. Zamiejskiej w Kłodzku, gdzie trwa remont. Nie dotyczy dojazdu do posesji przy ul. Zamiejskiej – głosi wyraźny napis. Nasz Czytelnik mieszka przy Zamiejskiej, a jednak dostał mandat, gdy chciał dojechać do domu. Czy słusznie? Szybko odezwał się do nas komendant kłodzkiej straży miejskiej, Michał Tułacz, by wyjaśnić sprawę.
– 10 września kłodzka straż miejska zatrzymała mnie do kontroli na ul. Zamiejskiej w Kłodzku, około godziny 20:00, za rzekome złamanie zakazu ruchu na w/w ulicy, będącej jak wiadomo w remoncie. Jestem od kilku lat mieszkańcem ulicy Zamiejskiej pod nr 28 (blok). Nałożono na mnie mandat karny w wysokości 50 zł i 5 pkt. karnych. Informowałem wielokrotnie obecnych [tam] funkcjonariuszy straży miejskiej o swoim miejscu zamieszkania, jednak wg nich popełniłem wykroczenie. Informacja pod znakiem B-1, czyli zakaz ruchu brzmi następująco: NIE DOTYCZY DOJAZDU DO POSESJI PRZY UL. ZAMIEJSKIEJ ORAZ POJAZDÓW BUDOWY – napisał do nas Czytelnik portalu doba.pl. Postanowiliśmy zebrać więcej informacji. Jak bowiem rozumieć to, że niby można, ale jednak nie można dojeżdżać do swojego domu? Okazało się, że opisana historia to tego wieczoru nie był koniec przygód naszego Czytelnika.
Przed 20:00 wracał wraz ze swoją partnerką i ich dzieckiem od babci. Jechali samochodem od strony ul. Warty. Nasz Czytelnik wiedział, że jest tam remont oraz zakaz poruszania się pojazdami, ale wiedział też, jaka jest treść tabliczki. Był przekonany, że jako mieszkaniec ul. Zamiejskiej może dojechać do domu. Dojazdu od „ósemki” używa w ostateczności, zwłaszcza, gdy jedzie z dzieckiem, bo jest tam po prostu niebezpiecznie. To nie jest miejska ulica przeznaczona dla ruchu lokalnego, ale trasa, którą kierowcy, nie zważając na ograniczenia prędkości, ścigają się często. Naszego czytelnika z rodziną zatrzymała jednak straż miejska.
– Pan źle rozumie tę tabliczkę – usłyszał od strażników. Ich zdaniem, wyłączenie z zakazu dotyczy jedynie posesji stojących na odcinku ul. Zamiejskiej, gdzie jest prowadzony remont. Na Zamiejskiej 28, mimo, że przy wjeździe na osiedle frezowano asfalt, remontu nie ma... Nie ma też znaków, że powierzchnia drogi jest uszkodzona. Sprawa dotyczy kilkudziesięciu rodzin, które mieszkają tam w czterech blokach. – A to żaden sąsiad nie pochwalił się jeszcze panu, że tu jesteśmy? – miał usłyszeć nasz Czytelnik od strażnika miejskiego. W rezultacie mandat 50 złotych i 5 punktów karnych. Komendant Michał Tułacz mówi, że strażnicy miejscy nie mogli postąpić inaczej, a kierowcy skracają sobie drogę przez plac budowy. Na nasze pytanie, czy zatem przekaz na tabliczce pod znakiem jest precyzyjny, odpowiedział, że zajmie się tą sprawą. – Jeśli są wątpliwości, trzeba to poprawić – zadeklarował.
Nasz Czytelnik jest kierowcą zawodowym i czuje się skrzywdzony tą decyzją. Na domiar złego cała interwencja straży miejskiej w jego sprawie trwała półtorej godziny. Nie dlatego, że zatrzymany kierowca jakoś specjalnie się wykłócał czy stawiał opór. Strażnicy zakwestionowali ważność jego prawa jazdy i zastanawiali się, czy nie powinien zostać ukarany mandatem w wysokości 1,5 tys. zł za poruszanie się samochodem bez uprawnień. Trwały narady z centralą, nikt nic na pewno nie wiedział, nie działał system ewidencji pojazdów i kierowców, tzw. CEPiK, aż wezwana została policja. Policjant po sprawdzeniu dokumentów sam nie wiedział, co począć i także konsultował się ze swoimi przełożonymi. Czy nasz Czytelnik dokumenty miał zatem w porządku? Tłumaczył to – powtarzamy – półtorej godziny. Ani straż miejska, ani policja nie nałożyły na niego dodatkowego mandatu. Nie skierowały też przeciwko niemu sprawy do sądu. To się może jednak zmienić. Straż miejska teraz twierdzi, że kierowca nie posiadał uprawnień do kierowania pojazdem, bo wygasła ważność posiadanego przez niego prawa jazdy kategorii B.
Czego oczekuje teraz nasz Czytelnik? Anulowania mandatu, który już zresztą zapłacił, a zwłaszcza punktów karnych, bo dla niego, kierowcy zawodowego, to bardzo dotkliwa i – jak twierdzi – niezasłużona kara. Jaki będzie los tej sprawy? Komendant Tułacz mówi, że strażnicy wybrali najniższy z możliwych mandatów, bo nie po to w tym miejscu stoją, żeby złośliwie karać kierowców. Prosić ich o to mieli okoliczni mieszkańcy. Naszemu Czytelnikowi, jeśli go to nie przekonuje, pozostaje zatem droga sądowa. [kot]
Z mandatu, który 10 września wystawiła kłodzka straż miejska, usunęliśmy dane osobowe naszego Czytelnika.
Przeczytaj komentarze (33)
Komentarze (33)