Pociąg do regionu

środa, 5.5.2021 09:15 767 0

Patryk Wild w "Ludziach regionu" mówi, kiedy władzy trzeba się postawić, co dla samorządu najzdrowsze i dlaczego województwo przywraca dawną linię kolejową do Piławy Górnej.

- Dlaczego założył pan Bezpartyjnych Samorządowców?

- Współtworzę tę inicjatywę. Bezpartyjni samorządowcy, czyli po prostu tacy, którzy się nie wikłali w partyjne zależności, istnieli zawsze. Moim zdaniem to najzdrowsze, co może być na poziomie samorządu, bo bezpartyjni włodarze mają tylko jedną lojalność. Gdy rząd zapowiada na przykład, że zamknie turystykę, to komuś, kto jest samorządowym politykiem partii rządzącej, nie wypada krytykować decyzji, mimo że ma ona katastrofalny wpływ na branżę turystyczną, również w jego gminie. Władzy centralnej czasem trzeba się postawić, bo po prostu robi błędy. Politycy uwikłani w przynależność partyjną zawsze mają dwie lojalności: w stosunku do swoich wyborców i partii politycznej, którą reprezentują. Najczęściej wygrywa ta druga, dlatego uważam, że niezależność od partyjnych central jest w samorządzie dużo korzystniejsza dla wyborców, a finalnie również dla państwa polskiego czy samej partii politycznej. Przecież dobre pomysły rodzą się w dyskusji, kiedy ścierają się poglądy, a nie wtedy gdy ludzie zgodnie salutują czy podnoszą ręce do głosowania.

- Kiedy sprawował pan funkcję Członka Zarządu Województwa Dolnośląskiego silne różnice zdań z Platformą Obywatelską spowodowały, że wybrał pan własną drogę...

- Tak, 15 lat temu, przez rok należałem do Platformy. Kiedy marszałek Andrzej Łoś zaproponował mi miejsce w Zarządzie Województwa, gdzie zająłem się infrastrukturą, poprosił jednocześnie, żebym zapisał się do PO. Spotkał się bowiem z zarzutami, że wziął kogoś z zewnątrz. Kilka dyskusji, w których ośmieliłem się nie zgodzić z Grzegorzem Schetyną czy innymi politykami, spowodowało, że wspierający mnie marszałek Łoś miał być odwołany. Powiedzieli nam, że na jego miejsce będzie powołany Marek Łapiński. Uważałem, że będzie on posłusznym wykonawcą wszystkich partyjnych poleceń, a to oznaczało zły scenariusz dla województwa dolnośląskiego.

- Co pan zrobił?

- Nie zgodziłem się, mimo że obiecano mi, że pozostanę członkiem zarządu. Platforma była wtedy świeżo po wygranych wyborach parlamentarnych i rozdawała karty. Powiedzieli mi wprost, żebym się martwił o rodzinę, bo nie będę miał z czego jej wykarmić. Mimo wszystko nie dałem się przekonać. Ta przygoda nauczyła mnie, że skoro formacja, która nazywa się „obywatelska”, tak się zachowuje, to nie warto zawracać sobie głowy. Z grupą samorządowców, wśród których był wtedy jeszcze Rafał Dutkiewicz, postanowiliśmy zbudować ruch bezpartyjny. Na początku inicjatywa miała charakter regionalny, ale rozrosła się i przybrała zasięg ogólnopolski. Wciąż różnimy się od partii politycznej. Nie mamy pieniędzy z budżetu. dzielonych przez szefa partii, żadnej centrali partyjnej czy tych wszystkich zagrywek związanych z kolejnością na liście. Decyzje podejmujemy demokratycznie.

- Czy koalicja z partią nie pozbawia niezależności?

- Weszliśmy w koalicję z partią polityczną, bo wyborcy nie dali nam jeszcze pełni władzy w sejmiku. Nie jesteśmy ani propisem ani antypisem czy antyplatformą albo proplatformą, tylko niezbędnym elementem do tego, żeby tworzyć zarząd. Jednym i drugim potencjalnym koalicjantom zadaliśmy więc pytanie: Co możecie zrobić dla regionu? Oczywiście, Prawo i Sprawiedliwość, jako partia rządząca w Polsce, może zrobić więcej. Powiedzieliśmy więc, jakie mamy oczekiwania, a one zostały spisane w umowie koalicyjnej. Umowa w 99% składa się z zadań, które przed sobą stawiamy. Dopiero ostanie zdanie mówi o podziale miejsc w zarządzie. Upubliczniliśmy ją, żeby każdy mógł rozliczyć nas i naszych koalicjantów. W Polsce to rzadkość. Mam wrażenie, że w bardzo wielu koalicjach cała umowa sprowadza się do tego, kto i jakie ma objąć stanowisko. Pewnie dlatego takie umowy najczęściej nie są upubliczniane. Nigdy też nie wykorzystywaliśmy większości w zarządzie, żeby np. ograć koalicjanta.  

- To uczciwe.

- To układ, w którym udało nam się zafunkcjonować z dużym sukcesem dla Dolnego Śląska, bo załatwiliśmy wiele spraw dotyczących regionu. W umowie znalazły się m.in. drogi ekspresowe na południu województwa, przejmowanie linii kolejowych (których państwo polskie nie ma w planie remontować, a my uważamy, że jesteśmy w stanie zrobić to skuteczniej niż PKP Polskie Linie Kolejowe) i bardzo nowoczesny szpital onkologiczny. Z naszych obserwacji wynika, że zintegrowanie lecznictwa onkologicznego jest absolutnie konieczne, żeby uratować życie nawet kilku tysiącom Dolnoślązaków, bo choroby nowotworowe pod względem zgonów znajdują się już na drugim miejscu. Kiedy będziemy kończyć kadencję, zrobimy bilans. Będzie można powiedzieć, że związaliśmy się z partią rządzącą i wspólnie z nią zrobiliśmy na Dolnym Śląsku wszystkie te rzeczy, które bez rządowego wsparcia po prostu by się nie udały.

 - Skąd pomysły na rozwój regionu?

- Są po części nasze. Dawniej tylko my mówiliśmy o korzyściach z budowy Sudeckiego Ygreka. Wtedy jeszcze nikt nie miał go w planach. Gdyby nie nasza inicjatywa i dorobek intelektualny, to podejrzewam, że nadal nikt by o nim nie myślał, a tymczasem drogi ekspresowe Sudeckiego Ygreka są już na etapie opracowywania dokumentacji. Nie tylko uratują życie setkom ludzi, którzy giną na drogach nr 5, 8 i 35, ale będą też korzystne dla całego regionu i Polski. Powstanie najkrótszy dojazd z Warszawy do Pragi – drugiego po Niemcach naszego partnera gospodarczego. To pomysły fachowców od zarządzania sferą samorządową. Uważam, że Bezpartyjni Samorządowcy stanowią jedną z bardziej doświadczonych ekip, funkcjonujących w polityce regionalnej.

- Obydwie koncepcje rozwoju biedniejszej części województwa - Alians S35 i Sudecki Ygrek - opierają się na transporcie…

- Bo jedyny dobry rozwojowo pomysł to integracja transportowa tego obszaru. Potrzeba sprawnego systemu transportu publicznego, żeby ktoś, kto mieszka np. pod Wałbrzychem, mógł wsiąść w pociąg, za 40 minut wysiąść we Wrocławiu i tam pracować. Najważniejsze to zintegrować Dolny Śląsk. Nasz region jest jak pociąg. Chcemy, żeby mocniejsze gospodarczo obszary pociągnęły za sobą słabsze, jak lokomotywy ciągną wagony. Wówczas ten pociąg będzie jechał z jednakową prędkością, a dysproporcje nie będą wzrastać i biedniejsze obszary staną się beneficjentem rozwoju. Z całą pewnością nasza część województwa jest niezwykle atrakcyjna do zamieszkania, ale pozostaje problematyczna, gdy chodzi o miejsca pracy. Jeżeli tylko zapewnimy dobry dojazd, to wykorzystanie walorów przyrodniczych i kulturowych czy nawet postindustrialnej zabudowy, która w wielu miejscach na świecie służy za lofty, stanie się bardzo realną wizją.

- Nie zapominajmy o turystyce…

- Kiedy w wakacyjny weekend 1991 roku pierwszy raz przyjechałem do Srebrnej Góry, kursował jeszcze PKS. Dzisiaj w weekend nie da się tam dojechać. Chcielibyśmy doprowadzić do sytuacji, gdy taki dojazd stanie się codziennością. Ktoś chce po prostu miło spędzić czas, więc wsiada do pociągu i za półtorej godzinny jest w jednym z wielu fantastycznych miejsc na Dolnym Śląsku, gdzie może wydać pieniądze, zostać na noc i wrócić do pracy pierwszym porannym pociągiem. Przecież na piwo nie pojedziemy samochodem… Tymczasem w naszym regionie mnóstwo wspaniałych miejsc położonych peryferyjnie pozostaje nieznanych i izolowanych komunikacyjnie.

- Przywrócenie do życia linii kolejowej 310 z Piławy Górnej do Kobierzyc otwiera nową perspektywę dla naszego miasta.

- Przejęliśmy tę linię. Rząd zadeklarował duże pieniądze na jej rewitalizację. Premier Morawiecki mówił o 20 milionach, a minister Dworczyk powiedział, że będzie to nawet 40 milionów złotych. Zadeklarowane środki umożliwią rozpoczęcie prac niezależnie od pieniędzy unijnych, na które musimy jeszcze poczekać, bo nowy okres programowania dopiero się rozpoczął i trochę to potrwa, zanim zostaną uzgodnione wszystkie programy operacyjnie. Tymczasem skończyliśmy inwentaryzację drzew do wycięcia. Naszym zdaniem ta linia będzie bardzo dobrze funkcjonowała, kiedy puścimy nią pociągi do Dzierżoniowa i Bielawy. To spore miasta. Pozostałe miejscowości, od Niemczy w kierunku Wrocławia, będą mogły zafunkcjonować jako sypialnie dla Wrocławia i mocno odżyją. Będą przeprowadzali się tam ludzie, którzy pracują, ale niekoniecznie chcą mieszkać w wielkim mieście, bo przecież mieszkanie w nim jest uciążliwe.

- W Newagu zamówiliście już nawet szynobusy hybrydowe

- Producent zaproponował pociągi elektryczno-spalinowe. Nie są to jeszcze w 100% hybrydy (jak to rozumiemy w kontekście samochodu), czyli nie odzyskują energii z hamowania na trakcji spalinowej, ale mają silnik elektryczny i spalinowy. Pod trakcją elektryczną jadą, korzystając z sieci i nie zanieczyszczają już środowiska. Kiedy kończy się sieć, to bez kłopotu mogą jeździć po takich trasach jak linia 310 Kobierzyce - Piława Górna. Z Piławy Górnej do Wrocławia powinniśmy wyrobić się w około 50 minut. Ostatecznie, z Leśnicy do centrum Wrocławia jedzie się samochodem 40 minut, a bywa dłużej. Pociąg jest znacznie wygodniejszym środkiem transportu. Można aktywnie spędzić czas w podróży, poczytać książkę albo zjeść śniadanie, czego przecież nie da się zrobić, trzymając ręce na kierownicy.

- Integracja transportowa wspiera też możliwość powrotu produkcji. Czy różnicowanie środków na poziomie województwa przyniesie rozwój zapadniętych przemysłowo miejscowości na południu regionu?  

- W pełni popieram podział statystyczny, który sprowadzałby się do wydzielenia osobnej puli pieniędzy dla subregionu wałbrzyskiego i jeleniogórskiego, bo bogatszy Wrocław czy zagłębie miedziowe obniżają szanse całego regionu na większe wsparcie unijne. Jako Przewodniczący Komisji Polityki Rozwoju Regionalnego i Gospodarki jestem bardzo czuły na punkcie sprawiedliwego przestrzennie wydatkowania pieniędzy. Środki powinny być dedykowane. Z podziału statystycznego będzie wynikało, że południe regionu powinno dostawać pieniądze analogiczne do tych, jakie na jednego mieszkańca dostaje np. Ściana Wschodnia (obydwa obszary mają podobne parametry) i te pieniądze powinny być zagospodarowane w południowej części województwa. Absolutnie nie do zaakceptowania jest stan, kiedy połowę środków wojewódzkich na drogi wydaje się w subregionie wrocławskim. Jeśli mówimy o budowie obwodnic, to potrzeby Wrocławia powinny być tak samo ważne jak innych miejscowości, gdzie giną ludzie, którzy akurat przechodzą po pasach do sklepu, bo przez miasto jest przeprowadzony ciężki transport i ruch tranzytowy.  

- Niektórzy mieszkańcy powiatu dzierżoniowskiego mogą znać pana wyłącznie z kontrowersyjnego billboardu, jaki stał niedawno* przed wjazdem do Bielawy…

- Jestem bardzo zadowolony, że autor hasła nie pomylił też mojego nazwiska. Cieszę się tym bardziej, że alarmistyczne tezy, jakie stawia, są sprzeczne z rzeczywistością. W planach województwa był tylko jeden etap budowy obwodnicy Dzierżoniowa. Drugi, obecnie zakontraktowany, wrócił do planów, właśnie dlatego, że złożyłem taką interpelację i poprawkę do budżetu. Jest więc dokładnie odwrotnie, niż głosiło hasło na billboardzie. Problem od początku był wydumany. To dzięki mnie zakontraktowano budowę, która rusza w sezonie wiosennym. Ukończenie obwodnicy to jeden z priorytetów województwa. Czekamy tylko na informację o środkach unijnych, które pozwolą na realizację trzeciego etapu.

- Skąd się pan wziął na Dolnym Śląsku?

- To była miłość. Zanim po raz pierwszy przyjechałem do Srebrnej Góry, czytałem o tej miejscowości w książce o poszukiwaniach bursztynowej komnaty, w rozdziale „Niesprawdzone tropy”. Postanowiłem wówczas, że trzeba obejrzeć twierdzę, wejść do podziemi i odkryć tę bursztynową komnatę. Byłem w liceum, a Srebrna Góra, zaraz po transformacji ustrojowej zrobiła na mnie ogromne wrażenie, zwłaszcza założenie urbanistyczne miejscowości i sama twierdza (w zupełnej ruinie, niewidoczna z dołu, bo porośnięta lasem). Poczułem się trochę jak pierwsi Europejczycy, którzy odkryli ruiny Majów w Meksyku. Od tego impulsu każdą wolną chwilę spędzałem, przyjeżdżając na Dolny Śląsk.

- Później kupił pan dom w Srebrnej Górze. Warto było? Przecież Warszawa stwarza o wiele większe możliwości, szczególnie młodemu człowiekowi u progu kariery zawodowej…

- Ponieważ już na studiach prowadziłem działalność gospodarczą, stwierdziłem, że stać mnie, żeby kupić tu działkę. Dom był w ostatnim stadium przed fizycznym unicestwieniem, a kosztował równowartość tysiąca dolarów. Bardzo cenię sobie przeprowadzkę z Warszawy. Oczywiście, stolica ze wszystkich miast w Polsce stwarza najwięcej okazji na rynku pracy. Pozostaje jednak daleko w tyle na przykład pod względem komfortu wychowywania dzieci. W Warszawie prawie niemożliwe byłoby, żeby dzieci tak po prostu wyszły sobie przed dom, żeby się pobawić. Pewnie w stolicy jest więcej biznesowych okazji i możliwości, ale tu da się zdecydowanie lepiej żyć, a ja uważam, że to jest w życiu najważniejsze. Na pewno bardziej niż kolejny zarobiony milion… Zawsze staram się wspierać Srebrną Górę i cały region, bo uważam, że jest to najpiękniejsza część Polski.

- Jak został pan najmłodszym wójtem w Polsce?

- Ze znajomymi założyliśmy stowarzyszenie na rzecz ratowania twierdzy i promocji miasteczka. Na kilka miesięcy przed wyborami ówczesny wójt zrezygnował z funkcji. Gmina była wtedy w fatalnej sytuacji finansowej. Rada szukała kogoś, kto by się podjął wyprowadzenia gminy z impasu i zwróciła się do naszego stowarzyszenia. To był tak szalony pomysł, że nie potrafiłem odmówić. Stwierdziłem, że stoję przed szansą na zmianę rzeczywistości, w sumie być może nawet większą niż architektura, którą ukończyłem. W samorządzie działam od lutego 2002 roku, czyli osiągnąłem już samorządową pełnoletniość. Przygoda z sektorem publicznym ciągle trwa, bo do dzisiaj jestem radnym sejmiku, a w międzyczasie byłem członkiem zarządu województwa. Moje zaangażowanie publiczne nadal sprowadza się do tego, by kawałek świata, za który jesteśmy odpowiedzialni, zmieniać na lepsze. Czynić piękniejszym, fajniejszym do życia, bo do tego zostaliśmy powołani. Jestem katolikiem, ale bez względu na to, czy ktoś wierzy w Boga, czy nie, ludzie przekształcają ziemię i powinni robić to w sposób odpowiedzialny dla siebie, innych gatunków i przyszłych pokoleń.

* Wypowiedź z 28 listopada 2020 r. Przetarg na budowę ostatniego odcinka obwodnicy Dzierżoniowa właśnie został ogłoszony.

UM Piława Górna

Dodaj komentarz

Komentarze (0)