Mit o królu Herlu

poniedziałek, 3.12.2018 05:32 7463 7

Zapoznając się z Bielawą, obojętne czy z jej zabytkami czy z legendami, wcześniej czy później - ale zawsze - natrafimy na krasnoludy. Sowa na rynku – krasnoludy ją podtrzymują, najstarszy dom w Bielawie – za złoto krasnoludów wybudowany, Góra Parkowa – ależ żadna tam parkowa tylko Góra Krasnoludów po prostu, obrazy malowane przez przedwojennych bielawskich artystów – aż roi się tam od krasnoludów, co było jednym z celów działalności charytatywnej – a żeby w końcu krasnoludy powróciły. Nie, nie można od nich uciec, a więc o co z nimi chodzi?

 

Trop pierwszy, najświeższy, prowadzi do Góry Krasnoludów w Bielawie, czyli do przetłumaczonej wprost na język polski nazwy Herrlainberg. Herrlain to forma pochodząca Herr (Pan, Gospodarz, Władca), a zatem mamy do czynienia ze zdrobnieniem: Herr – Herlain, po polsku to będzie Pan – Paniątko, czy też człowiek – człowieczek, a więc karzeł, gnom, krasnolud. Według legend z przełomu XIX i XX w. właśnie w tej górze żyły od niepamiętnych czasów krasnoludy wraz z ze swoją czarownicą (królewną) Herlą. Po wielu perypetiach obecnie przeniosły się w całości do Wrocławia via Góra Ślęża i aktualnie tam wiodą swój tajemniczy, krasnoludowy żywot. Taka jest najnowsza wersja legendy po jej przeróbkach na modłę królewny Śnieżki i odrzuceniu pogańskich pierwowzorów. Wersja starsza kładzie nacisk na czarownicę Herlę i jej sługi – krasnoludy. Herla miałaby być potężną władczynią w podziemnym pałacu królestwa krasnoludów, mieszczącym się właśnie we wnętrzu tej góry. Ku przyjęciu tej legendy za formę obowiązującą skłania najstarsza zapisana nazwa góry: HerlsBerg. Żadne tam pokurcze w rozmiarze „herlain”, ale właśnie ona, Herla.

Kto to jest zatem ta Herla? Skąd się wzięła w Bielawie, jaka jest historia jej życia i co się z nią stało? Kopałem po źródłach, kopałem coraz głębiej i na początek roboczo przyjąłem do testowania hipotezę, że była to dziewczyna z odłamu plemienia Tuatha de Danann, cywilizacji preceltyckiej, zamieszkującej stoki świętej góry Ślęży. Celtowie uważali tę kulturę za magów, szamanów, protopastów herosów, władców i bogów. W wyniku wędrówek kultur, pod naporem naciskających Celtów, lud Tuatha de Danann uciekał coraz dalej, dotarł aż do Irladii, a stamtąd nie mając już gdzie dalej uciekać albo zginął, albo zasymilował się z Celtami. Pozostały po nich celtyckie mity. Nasza nieśmiertelna dziewczyna mogła gdzieś tam na wyspach spotkać półboga Herna, poślubić go, przyjąć imię Herla, a po tragicznej śmierci Herna powrócić do krainy swojego dzieciństwa, zająć opuszczony pałac krasnoludów, ogłosić powstanie królestwa i ściągać z całej Europy rozproszone krasnoludy pod swój sztandar. Taka hipoteza jednak nie wytrzymuje jednak konfrontacji ze źródłami, nic się nie kleiło. Owszem, są takie postacie, ale do naszej Herli w żaden sposób nie pasują. Z żalem ją porzucamy i kopiemy dalej.

 

Z tych wszystkich analiz wyniosłem głębokie przekonanie o celtyckich korzeniach legendy o Herli i krasnoludach. Ludy dawno wymarłe odciskają swoje piętno zazwyczaj w nazewnictwie i legendach. Mity celtyckie ewoluowały w różne strony, przenikały na północ, docierając nawet do samego Asgardu, ale i do ludów celtów podbijających - do plemion germańskich i słowiańskich. Celtowie czy też Galowie jak pisał o nich Juliusz Cezar, zamieszkiwali nasze tereny chyba najdłużej ze wszystkich ludów, włączając w nie nawet Słowian. Mamy pamiątki po Celtach w naszym języku, słowa pochodzenia celtyckiego to np. sługa, szczyt oraz cała masa nazw geograficznych: np. większość dopływów Wisły ma nazwy celtyckie jak Raba, San, Ropa czy Nida. Jeden z ich potwierdzonych ośrodków bytowania to okolice góry Ślęży, nie ma więc takiej możliwości, aby nie było ich i u nas, w Bielawie. Jest bardzo prawdopodobne, że słowo Herla pochodzi właśnie od Celtów i następnie przeniknęło do Słowian i German, a nawet do Irów i Brytów. To nam rozszerza pole poszukiwań. Aż w końcu natrafiłem na pewnego króla.

Jest taki XII wieczny zbiór starożytnych opowieści i legend, De Nugis Curalium. Znajdziemy tam taką opowieść: jeden ze starożytnych władców, król Herla spotyka pewnego dnia nieznajomego, który oświadcza mu, że jest panem i władcą wielu królów i książąt, niezliczonych rzesz poddanych i właśnie oto zaprasza go na wyprawę do swego podziemnego królestwa, do krainy Sidhe. Wejście znajduje się na stoku góry, a podziemia są oświetlone niezliczonymi lampami. Król Herla zostaje ugoszczony prawdziwie po królewsku, hojnie obdarowany i odprowadzony do wyjścia. Po wyjściu na powierzchnię spotyka pewnego pasterza i pyta go o nowiny, o to co słychać u jego ukochanej królowej. Wieśniak zszokowany wytrzeszcza na niego w zdumieniu oczy i mówi: „Panie, ledwie potrafię zrozumieć twą mowę, jesteś bowiem Celtem, a ja Saksonem: imienia tej królowej nigdy jednak nie słyszałem. Hm, podobno dawno temu królowa o tym imieniu panowała nad prastarymi Celtami, była zaś żoną króla Herli, który, jak mówi opowieść, zniknął na tym tutaj stoku góry i nie widziano go więcej na ziemi. Minęło już dwieście lat, od kiedy Saksoni wzięli w posiadanie ten kraj, wypędziwszy dawnych mieszkańców!”

Inna wersja legendy, dużo późniejsza, ale bazująca na tym samym motywie:

Król Herla był tym razem wodzem starożytnego ludu Brytów. Pewnego wieczoru udał się na ślub karła, który mieszkał w górach. Gdy opuścił salę biesiadną, gospodarz podarował mu konie, psy, uprzęże oraz jednego piekielnego ogara, który siedział na grzbiecie rumaka tuż przed królem. Oddział jego wojska mógł zsiąść ze swoich koni tylko wtedy, gdy ogar dobrowolnie zeskoczył z siodła. Okazało się, że noc spędzona na ślubie karła trwała aż 200 lat. Niektórzy wojownicy spadli z koni i przemienili się w pył. Jednakże król wraz z piekielnym ogarem i reszta oddziału wciąż muszą polować i galopować dalej w orszaku Dzikiego Gonu. Polując na ludzi i zwierzęta, zabijają ich i włączają ich duchy do swojego orszaku. Zejdą z siodeł dopiero w dniu Sądu Ostatecznego. 

 

Wersja najnowsza, spopularyzowana przez Shakespeare’a, ograniczona w zasadzie do samego motywu Dzikiego Gonu:

W tej wersji Herl występuje pod nieco zmienionym imieniem Hern. Jest teraz duchem lasu i rogatym bogiem. Legenda mówi, że Hern był niegdyś myśliwym samego króla Ryszarda II. Pewnego dnia udali się obaj na polowanie na jelenie. Hern zauważył szarżujące zwierzę, któremu zagrodził drogę – w ten sposób uratował życie Ryszarda II. Jednakże jego los nie został jeszcze przesądzony. Jeden z magów cudownie go ożywił, lecz w zamian za to Hern zyskał jelenie poroże na czubku głowy. Jednak nie była to jedyna cena za uleczenie. Mag zabrał mu także zdolność polowania. Hern po kilku dniach z rozpaczy powiesił się na gałęzi dębu. Od tej chwili jako duch przemierza lasy Windsoru wraz z innymi wodzami Dzikiego Gonu i razem ścigają zabłąkane dusze. Hern dosiadający konia wędruje również z diabelnymi ogarami i wiernym puszczykiem.

Motyw Dzikiego Gonu jest fenomenem w kulturze wszystkich ludów indoeuropejskich. Na jego wzór w kulturze germańsko-nordyckiej działali „Hari” – wędrowni, pozostający w ekstazie wojownicy-wilki oddający cześć Wodanowi (Odynowi). Mamy tutaj ten sam rdzeń: Hari – Herli. Później w kulturach poszczególnych narodów nazwy ewoluowały, mamy w języku niemieckim Wildes Heer, po angielsku: Herlabing, we Francji nazywa się go Mesnée d'Hellequin.

A w Bielawie jest Herlsberg (góra Herli) i cała zgraja krasnoludów (sidhe) w środku. Czy Państwo to kojarzycie? Jeżeli wierzyć legendom, to mamy u siebie górę, z której wyrusza Dziki Gon pod wodzą upiornego, rogatego króla Herla, przed którym drżały wszystkie narody ówczesnego świata. Fajne, nie? :)

 Rafał Januszkiewicz

 

Przeczytaj komentarze (7)

Komentarze (7)

Tutejszy poniedziałek, 03.12.2018 20:00
Bardzo interesująca opowieść. Inną, ciekawą legendę o górze Parkowej można...
Tutejszy wtorek, 24.12.2019 15:04
PS. Nazwanie tej góry Panek jest jak najbardziej prawidłowe. Niemieckie...
Beata.R wtorek, 04.12.2018 22:44
Gdzie jest ulica Sienkiewicza w Bielawie?
MH środa, 05.12.2018 10:50
Jak od pl Wolności dojeżdżasz do ronda Bielbaw, to ta...
MH wtorek, 04.12.2018 12:08
Współcześnie ma wiele totalnych reinkarnacji. Podupadł w kondycji strasznie, mówi się na nich leavy ( taka pijawka, nie siła lawy), w spolszczeniu her lawy. Nie mogący pracować uczciwie np. Mateusz Kucyk, założyciel Klubu Opętanych D... ( dalej wiele epitetów pasuje). Zdegenerowali się w międzyczasie i zamierają po woli.
wtorek, 04.12.2018 07:34
Fajne.
Pozdrawiam.Jozek z Gor Sowich. poniedziałek, 03.12.2018 08:36
Jak zwykle bardzo ciekawe i pouczajace!