Adam Lizakowski na 100 lat Niepodległości Polski

środa, 7.11.2018 08:30 2257 4

Adam Lizakowski

Legenda o poszukiwaniu ojczyny*
czyli 100 lat Niepodległości Polski

Dolny Śląsk

Towarzystwu Dolnośląskiemu w Chicago ten wiersz dedykuję


I

Dolny Śląsku, kraino krosien tkackich, kopalń
pól uprawnych, ludzi pięknych, mądrych, pracowitych.
Wrocławiu - stolico marzeń małych chłopców
o bystrych oczach oświetlonych twoim blaskiem,
przodowniku duszy, wyznaczniku talentu,
mieście ambicji i wiedzy, kultury, wyniosłych ludzi.
Kraino - słowniku pierwszych najważniejszych słów,
rozżarzonych miłością, jawisz się jak mityczny jednorożec,
odciskasz się w mej pamięci liściem kasztana,
polnym kwiatem, ulicą Świdnicką, górą Śnieżki.
Jak mam cię wyśpiewać moja mała ojczyzno
pomiędzy Górami Sowimi a Odrą, Nysą i Karkonoszami,
którym językiem wyszeptać: Polaka, Niemca, Czecha
jakim akcentem: wileńskim, lwowskim, nowogródzkim,
matko stu narodów, dwóch cywilizacji
jakim krajobrazem opisać dziecinne marzenia,
wiatry górskie, smak szczawiu, kolor przepysznej czereśni
cokolwiek powiem, napiszę, zawsze w tym odnajdę
czułość i miłość mojego wspaniałego miasteczka Pieszyce;
Jaka to miłość czyni emigrantów w dalekiej Ameryce
bogatymi w planach wyobraźni, w których pachnie koniczyną,
zamienia chłopców dmących w trąbki rąk w zwiastuny
czegoś wielkiego - przyjaźni miast i ludzi:
Świdnica wraz z Wałbrzychem na powitanie wyciąga rękę,
Sobótka przyrodą po prasłowiańsku wita,
Nowa Ruda i Bolesławiec zapraszają na przechadzkę,
a Kłodzko na wieczory polsko-czeskie przy ognisku.
Kudowa, Lądek Zdrój pachną świeżością, Jelenia Góra
wraz ze Szklarską Porębą na odpoczynek wzywa.
Ktoś powie, że w Legnicy najlepiej, bo jakże jej nie pokochać.
Najsłodsze dziewczyny są w Bielawie, tym z Dzierżoniowa,
Wolowa, Bogatyni, Strzegomia tez słodyczy nie brakuje.
Najpiękniejszy jest Dolny Śląsk jesienią, gdy zieleń
w złoto i purpurę się zamienia, gdy cebulowe pola
z Jordanowa otula mgła, a ptaki zaprzestają sporów z latem
w Ząbkowicach Śląskich, Kamieńcu Ząbkowickim,

Lubinie, Polkowicach. Bociany spod Kamiennej Góry

do odlotu się szykują w długą podróż.
Jak po tylu latach rozłąki wskrzesić zapach złotej renety,
smak pstrąga z Walimia,
jak uchwycić majestatyczność
sadu spod Ziębic, Głogowa czy Milicza,
który malarz w Ameryce namaluje brzęk powietrza
tłuczonego skrzydłem bociana?
Mój dom Dolny Śląsk leży w środku serca mego,
pamiętam go w kadzideł dymie, dzwonach, glosie św. Antoniego,
deszczu, śniegu, splocie rąk, jedynym naszyjniku mojej matki.

Chicago 1998r. Pierwodruk „Kultura”, Paryż, 1989r.

 

Cześć 9

Piotr Włast

 

Kim był, czy tylko założycielem Pieszyc,

fundatorem kaplic na Dolnym Śląsku,

a może odkrywcą tego czego inni odkryć nie chcieli:

on namówił chrześcijańskie gromady spod Wielkiej Sowy

aby cięli i rąbali, palili i karczowali las

niszcząc zieloną ścianę przyrody.

 

Nie wiemy czy szedł przez las dębowy czy sosnowy

dziwiąc się urokowi tego miejsca

albo zastanawiając się nad ludzkim życiem,

nie wiemy w której chwili postanowił, zadecydował

zmienić los tej krainy i jak naprawdę to się stało

nic o nim nie wiemy, czy wybrał wzgórze

pod kaplicę, dlatego że zapędził się tam

za jeleniem, a może dzikiem lub wilkiem.

 

Na wzgórzu pasły się jelenie i sarny, ptak śpiewał,

dojrzewały jagody, słońce grzało, lecz on czekał

na zachód słońca, wsparty o lasce trwał nieruchomo

aż w pewnym momencie zrozumiał dlaczego się

tutaj znalazł, kto go tutaj przyprowadził

to nie los go przygnał, ale Bóg tak postanowił

i wybudował kaplicę i ocalił dusze zagubione,

aby w niedziele mogli spotkać się po mszy świętej

mieszkańcy tej ziemi nasi pradawni sąsiedzi.

 

I zbiegli się święci niczym szybkie jaskółki

mijały stulecia przysłuchujące się rozmowom

ludzi przyjaźnie podającym sobie ręce,

spoglądającym w oczy z dobrocią i życzliwością:

kim był i kim byli ludzie, którzy mu pomagali,

dlaczego możnowładcy tolerowali jego plany?

bardzo mało o tym wiemy, skąd miał tyle pieniędzy,

aby pożyczać je książętom, wzbudzać zazdrość panujących,

jakie śpiewali pieśni budowniczowie tej kaplicy

wyrywając kamienne serce wzgórzu,

ile ptaków było świadkami tych czynów,

ile saren strzegło jego tajemnic,

wiem, że sowa mu dopomogła oferując czuwanie

nad polami i lasami,

jeleń oddał jeden ze swoich rogów na pierwsze

zaoranie ziemi, a piękna sosna która rosła na wzgórzu

została ścięta i z niej zrobiono pierwsze deski na kaplicę

(tyle Piotr Włast powiedział mi we śnie)

trawa rosła wokół i gwiazdy ponad nimi,

a ty zamieniałeś srebro i złoto w czyn,

kraj dopiero się rodził wciąż żyli w nim poganie,

ale ty uwierzyłeś, że złapany szum wiatru

w piersi człowiecze może uczynić z niego budowniczego:

nic o nich nie wiemy, czy dopadała ich tęsknota

za tym co w tyle zostawili, to znaczy gdzie?

czy nocami wyli jak wilki, a w dzień śpiewali jak ptaki

nic o tym nie wiemy, nikt z nich nie został na straży,

aby przekazać tym co przyjdą po nich najmniejszy znak,

a jednak zostawili miejsce na mapie i sercach

tym co osiemset lat później się narodzili

najpierw dzikie zwierzęta wydeptywały ścieżki,

później konie kopytami ustalały pierwsze drogi,

źródła wód, pierwsze studnie domostw:

Piotrze fundatorze i założycielu Pieszyc

nadszedł czas, aby ci podziękować

za twój trafny wybór miejsca wśród łąk i pagórków,

aby słońce co ponad lasem wolno przebiega

mogło się na moment zatrzymać na wieży kaplicy,

aby mgła co z gór opada mogła zaglądać

do chałup mieszkańców tym co budowali przyszłość,

aby górski wiatr przewracał łany zbóż i kopy traw,

a groźny wilk zamienił się w domowego psa,

co podwórka sąsiada odwiedza:

imię twoje - skała na której wybudowano osadę

imię twoje - przecież go tak naprawdę nie znamy

ani twojej krwi ukrytej w geografii map

górskich wąwozów lub dalekich gwiazd galaktyki

a może jest ono ukryte pod wielkimi wilgotnymi

głazami porośniętymi zielonym mchem historii,

przez wiele lat się zastanawiam skąd się wziąłeś

w moim tułaczym życiu po drugiej stronie oceanu

i dlaczego ja się ciebie pytam o tajemnicę

do mrocznych zamków ambicji,

czy twoje kości to korzenie dębów w pieszyckim

parku, a może to gałęzie lip lub kasztanów,

a może ty jesteś lasem, który czerpie życiodajne

soki z moich snów, a moja wyobraźnia go kołysze

i zmusza do śpiewu serce czyniąc mnie bezbronnym,

czuję jak mnie przygniatasz swoją misją człowieka

budowniczego z jasną wizją rozkazując mi

abym rozmawiał w twoim imieniu, dawał znaki 

niewidzialne tym widzialnym stąpającym

po asfaltowych  ścieżkach jeleni i koni,

którzy noszą głowy wysoko wśród tych

co nie znają twego prawdziwego imienia

choć twoja kaplica przez 800 lat wciąż stoi

w tym samym miejscu i dumnie z górki

spogląda na miasteczko ścielące się u jej stóp

jak kot, któremu dobry gospodarz podał

miseczkę pełną mleka.

 

10

Gerhart Hauptmann

 

Twoja niemiecka i moja polska ojczyzna

objawia  się niczym tkalnia tkacka,

przez którą na przestrzeni dziejów

przeszły armie nędzy i głodu,

tkalnia tkacka niczym scena teatralna,

na której odegrały się brutalne sceny

z życia ludzi prostych i dobrych,

wnętrza ich przypominały małe

okopcone izby o nieszczelnych oknach,

krzywych podłogach, zagrzybionych ścianach,

w których z głodu umierały dzieci

nie blade, ale żółte o kolorze wosku,

a płomień ich życia palił się łakomie

wiecznie głodny i za nic miał płacz

oszukanych i za nic miał modlitwy

Gerhartcie Hauptmannie synu hotelarza

ze Szczawna Zdroju, laureacie Nobla,

śnię o tobie w Ameryce, zazdroszcząc

tak wielkiego wyczulenia i współczucia

dla tkaczy pieszyckich moich braci

duchowych, dalekich bohaterów,

dzisiaj myślę o nich ze strachem

nie dlatego żebym się ich bał,

ale ze strachem, że wrócą i zapytają się

gdzie są nasze krosna tkackie, tradycje,

gdzie jest nasza krew przelana i pot,

czy dzisiaj ktoś o tym pamięta?

dzieli nas jedno stulecie i garść prochu,

wobec krzywdy i głodu to niewiele,

łączy nas wspomnienie i czas,

bo on w Pieszycach się zatrzymał,

potknął się na krośnie tkackim i nie wie

jak ma wyjść z tkalni na ulicę

są tacy co w niej i z niej żyli od pokoleń

w głowach ich kołatają szpulki, nici,

wyobraźnia ich jest jak krosno i osnowa

wystarczy tylko przerwać nić,

a ich życie skończy się w tej samej chwili.

Gerhartcie mój mistrzu i przewodniku

po XIX-wiecznych Pieszycach

ty nadałeś sens i znaczenie mojej emigracji,

pokazałeś mi pieszyckie słońce i noc,

abym zrozumiał i uwierzył w miasteczko,

pisałeś o głodzie naszych tkaczy

o walce z wyzyskiem o ludzką godność

ja jestem synem tkaczki, robotnicy ciężko

pracującej na trzy zmiany, aby utrzymać

rodzinę przy życiu, wiem co to jest głód,

ciężka praca, marzenia ludzi bez przyszłości,

znam to zanim ciebie poznałem,

w sztuce twojej jest tyle nędzy i grozy,

rozpaczy, żalu, krzyków, wrażliwości

na cierpienie ludzkie, jedno nieszczęście

jednego człowieka wystarczy, aby cała

ludzkość czuła się podle, ty opisałeś

głodujące całe miasteczko, które nadzieję

widziało w śmierci, kim jesteś.

Gerhartcie Hauptmannie,

z drugiej strony oceanu

dochodzi do mych uszu pieśń tkaczy

Litości? Ha, uczucie to

nie waszej jest natury

gdy każdy z was nie raz, nie sto

z ubogich zdzierał skórę.

 

11

Moritz Jager

 

Witaj w niebie przywódco pieszyckiego strajku

- tymi słowami na pewno przywitali cię aniołowie

w niebie, ale ja wiem, że ty nie chcesz zaliczać się

do herosów co to umierali za ludzkość

a później zostawali bohaterami baśni ulicznej

mieszkając w dwóch światach biednych i bogatych

tych co mają i tych co nie mają marzeń:

bardzo cię

przepraszam Moritz

ale przez tyle lat nic o tobie nie wiedziałem,

proszę więc, przebacz mi moją ignorancję

i podziękuj panu Hauptmannowi za to że mnie

z tobą zapoznał, za to ze nałożył przeszłość na

teraźniejszość, która będzie jutrem,

witaj towarzyszu wiosny schodzącej z Gór Sowich

przyjacielu wiatru wiejącego po kartach historii

pragnę cię pozdrowić

przez wiele lat żyłem w nieświadomości

rozmawiałem o niczym, nikt się mną nie zajmował

ani ja nikim, w głowie nie miałem pożaru

a w piersiach wiatru, serce moje nie było dzwonem,

dzieciństwo kwiatem, wiek męski owocem,

znasz to, bo mówiąc o sobie, czuję,

że tak samo mógłbym powiedzieć o tobie,

jesteśmy braćmi - synami  tego samego miasteczka

znam ludzi, którzy milczeli w tobie,

znam głosy wołające chcemy

chleba, chleba, chleba, chleba

obaj nie chcieliśmy tego świata,

w którym dane było nam żyć,

korozja tego świata zżerała nas,

nie było żadnej ucieczki poza walką,

bicie po twarzy, łapanie za gardło brudnymi

łapami życia, grzebanie w sprawach intymnych,

nie wzywaliśmy zmarłych ani świętych

na ratunek, ale żywych a ci wzruszali

ramionami mówiąc co nas to obchodzi.

Moritz wiesz, że ręce są do roboty, mięso dla

fabrykantów, pieczenie, torty, guwernantki

też są dla fabrykantów,

Moritz ręce służą też do zasłonięcia głowy przed

spadającym ciosem, mówię to głośno, bo jak ty

potrzebuję spokoju i chociaż domy fabrykantów

w Pieszycach i Bielawie płoną już od 150 lat

dużo się tutaj zmieniło, wierz mi, już nie

strajkujemy, nie wyrywamy kamieni z bruku,

ale uchodzimy za morza i oceany za chlebem

tkactwo w Pieszycach i Bielawie to historia,

czy uwierzysz w to, jedynie pory roku są te same,

śnieg białe kołdry szyje, a deszcz krople wody

w nitki przewleka i nimi szyje wielki płaszcz

dla miasteczka pod którym wszyscy się schowamy,

gdy nadejdzie pora, wierz mi wszyscy kiedyś się

spotkamy na pieszyckim rynku przed urzędem gminy

ale zanim to nastąpi pozdrów ode mnie

tkaczy z Pieszyc i moją matkę, sąsiadki i znajome,

to co kochałem nie przeminęło, zatrzymało się we mnie

noszę to w sobie, jeśli umrę, to wyrośnie i wyda plon

i zlecą się białe ptaki z zielonych gór po ziarno

i wtedy zrozumiem, że czas nastał aby wrócić do domu,

usiąść za stołem, zamówić obiad i napić się z tobą wina.

12

Nasi bohaterowie pieszyccy - współcześni

Nic o nich nie wiedziałem, kim byli, jak wyglądali, ilu z nich przeżyło terror stalinizmu, ilu doczekało się dzieci i wnuków. Dopiero potrzeba było wyjechać z Pieszyc za granicę, pomieszkać tam prawie 20 lat, aby na nich natrafić, a to za sprawą człowieka z Pieszyc, który na początku lat 50. wyjechał z Pieszyc do Gdańska, a 40 lat później trafił do Chicago. Spotkałem go w mojej księgarni na Archer Ave w połowie lat 90. I tak od słowa do słowa zgadaliśmy się o Pieszycach. Ale to jeszcze nie koniec tej dziwnej historii. Pod koniec lat 90., bo w 1998 r. pomagałem zakładać Towarzystwo Dolnośląskie w Chicago, korzystając z Internetu wysyłałem nasz komunikat do wszystkich miast i miasteczek Dolnego Śląska z prośbą o zamieszczenie go w miejscowych mass mediach. Wśród wielu osób gratulujących nam pomysłu założenia Towarzystwa Dolnoślązaków w Chicago znalazła się Dorota Ostrowska, pracownica Urzędu Miasta Wrocławia, z czasem okazało się, że jest ona córką Zbyszka Ostrowskiego z Pieszyc, który został skazany na 5 lat więzienia w 1950 r. za działalność harcerską w naszym miasteczku. Do dzisiaj Państwo Ostrowscy mieszkają w Pieszycach i chociaż Dorota urodziła się we Wrocławiu i tam mieszka ze swoimi rodzicami, często odwiedza swoich kuzynów Pieszycach. Natomiast ja zapoznałem się z nią w 1999 r. nie gdzie indziej jak w Chicago, gdzie ma rodzinę - linię pieszycką i wrocławskich sąsiadów tutaj mieszkających.  To ona właśnie przywiozła do Chicago książkę Krzysztofa Szwagrzyka pt. Winni? Niewinni? wydaną w 1999 r. we Wrocławiu,  z której poniższe informacje o naszych współczesnych bohaterach znalazłem i wykorzystałem do swoich potrzeb poetyckich. Z rodziny Ostrowskich z Pieszyc mieszka w Chicago Leszek

Ostrowski, który ku mojemu zaskoczeniu ma zdjęcia (na których jestem)

robione przed restauracją „Relax” w Pieszycach prawie 25 lat temu.

Świat jest mały i niesamowicie ciekawy, ludzi z Pieszyc spotykam w tak przeróżnych i dziwacznych miejscach, że kiedyś będę musiał napisać o tym książkę. Słowem, gdzie nas nie ma.

Wolność i Niezawisłość (Roli)

6-osobowa grupa działająca w Pieszycach w latach 1947 - 1948. Jej założycielem był Stefan Rola (ps. Piołun), a dowódcą Józef Orzeł (ps. Groźny)skazany wyrokiem WSR we Wrocławiu z 21.05.1948 r. na 8 lat więzienia.

Czarna Śmierć (Plury)

Powstała w listopadzie 1947 r. w Pieszycach z inicjatywy Wiktora Plury i Bogdana Krutowicza. Z czasem grupa ta, licząca 6 osób, rozszerzyła swoją działalność na Wrocław. Czarna Śmierć skupiała młodzież pochodzącą z Kresów wschodnich. Jej emblematem była trupia czaszka na tle skrzyżowanych piszczeli. Dowódcą był Wiktor Plura, zastępcą Henryk Krzycki, którego mianowano pułkownikiem. Ponadto w skład sztabu wchodzili: Bogdan Krutowicz ze stopniem majora gwardii i Bogdan Czekała w stopniu kapitana.

W dniu pierwszej swojej akcji, tj. 18.12.1947 r., wszystkich członków grupy Czarnej Śmierci aresztowano.

WSR we Wrocławiu pod przewodnictwem mjr Stanisława Wotoczka, wyrokiem z 7.02. 1948 r., skazał:

Wiktora Plurę i Bogdana Krutowicza na karę śmierci (decyzją Bieruta z 30.03.1948 r. zamienioną na karę dożywotniego więzienia),Zygmunta Galanta na 15 lat, Henryka Krzywickiego na 1O lat, Bgdana Czekałę na 2 lata(15.04.1949r. zmarł więzieniu przy ul. Kleczkowskiej we Wrocławiu), Władysława Kłosowskiego na 2 lata więzienia.

Harcerska Organizacja Podziemna (Taflińskiego)

Organizacja harcerska istniejąca w 1950 r. w powiecie dzierżoniowskim. Liczyła 13 osób. Dowódcą był Józef Tafliński. Członkowie HOP przeprowadzili jedną akcję rozlepiania ulotek w Pieszycach. Byli również w            posiadaniu pistoletu. 25 i 26.10.1950 r. UB w Dzierżoniowie zlikwidował organizację. WSR we Wrocławiu wyrokiem z 31.01.1950 r. skazał:

Józefa Taflińskiego (ps. Tygrys) na 10 lat, Zdzisława Słomińskiego na 8 lat, Jerzego Ostrowskiego (ps. Lew i Parasol) na 7 lat, Ksawerego Kurpa na 6 lat, Jana Grodeckiego na 5 lat, Stanisława Stężyckiego (ps. Zośka) na 5 lat, Zbigniewa Ostrowskiego na 5 lat więzienia.

Łączy nas bunt

Przez długie lata nic o was nie wiedziałem

tak jak się nic nie wie o dobrych rzeczach, które

skryte są przed nami i wreszcie otrzymujemy je

wtedy gdy los zadecyduje, że pora najwyższa

albo przyszła odpowiednia chwila.

Nie wiem gdzie teraz jesteście, czy żyjecie?

nie umiem, nie wiem jak wam podziękować,

bo słowa nie oddadzą mojego podziwu dla was,

dla waszej młodzieńczej odwagi, szaleństwa wieku.

Mój pieszycki świat przez wiele lat istniał bez was,

budząc się o świcie nad Oceanem Spokojnym

przez okno widziałem mewy i morsy wylegujące

się na skałach, wtedy wydawało mi się, że moje

marzenia powoli się spełniają i świat zatacza koło,

świeciło słońce i wiatr lekko poruszał firanką

nad niczym ważnym się nie zastanawiałem

i było mi dobrze, byłem szczęśliwy, widok

na zatokę San Francisco, bliskość oceanu, mew,

eukaliptusów wypełniała mnie, czułem się

pełny, a jednak ten czas się skończył i zabrakło

mi Pieszyc, nagle któregoś dnia poczułem pustynię

ja byłem pustynią, gorący cień kalifornijskiego brzegu

kładł się na mnie i pomyślałem sobie,

że jedno życie to za mało,

aby być w dwóch miejscach na raz,

aby czuć dwa smaki dwóch jakże odmiennych

od siebie światów. Wychodziłem na długi spacer

tam gdzie fale oceanu rozmawiają ze skałami,

patrzyłem w głębie wody, a widziałem starą lipę

miasteczko, którego nie było. Teraz wiem, że było

bo wy byliście w nim obecni, poza daleką wodą

myśl moja o was kołysała się na wietrze

jak motyl unosząc się nad łąką młodości,

wiem, że nigdy nie dostaliście od nas żadnych

kwiatów, może ktoś podarował wam wieńce,

kto to wie, i dni waszej chwały były krótkie,

całe życie klęsk, inni mają pomniki i tablice,

swoich imion nazwy szkół, bibliotek, ulic

wam pozostał pieszycki deszcz jesienny

i słowo  wspominające w wierszu i krótki

oddech piersi, które go uwięziły w sobie.

Jedno jest pewno oskarżyciele pomylili się

nie pierwszy to raz w historii, żadna to dla mnie

radość, ale smutek, bo zbyt późno to się stało.

 

13

Zakończenie

Czym jest ojczyzna? - ktoś zapyta - i jaka z niej korzyść?

czym jest moja ojczyzna? czas zakończyć legendę

o jej poszukiwaniu, ojczyzna jest w każdym z nas

ona jest we śnie i w biały dzień, gdy idziesz na zakupy

i wracasz do domu ze szkoły lub pracy, kościoła lub

urzędu, ojczyzna jest przy tobie, wierna jak pies

patrzy prosto w oczy, siedzi na ramieniu niczym dusza,

nigdy nie myślałem, że będę o niej pisał i rozmyślał

nigdy nie myślałem, że magia tego słowa uniesie mnie

nigdy nie myślałem, że będę za nią tęsknił i wzdychał:

ojczyzna to rudy włos Haliny na poduszce

ojczyzna to korzeń starej sosny wywróconej przez wichurę

ojczyzna to kamień polny leżący u drogi do Rościszowa

ojczyzna to smak ust dziewczyny i zapach jabłek

ojczyzna to kruche ludzkie ciało i Góry Sowie

ojczyzna to wieczorna opowieść mojej mamy

o dobru i złu, tak pamiętaj o dobru i złu,

i o tym, że nie wiem jak byś zacierał po niej ślady

ona zawsze cię znajdzie o swoje upomni,

ojczyzna to wezwanie do spełnienia obowiązku

uczenia się i bycia porządnym człowiekiem

ojczyzna to nadzieje starych i młodych ludzi

toczące się po niebie niczym złoty pieniądz.

  • Wydawcą tomu pt. „Legenda o poszukiwaniu ojczyzny” jest Dzierżoniowski Ośrodek Kultury (DOK) w 2001 roku. Wybór i posłowie Beata Hebzda-Sołogub. Fotografie i pocztówki ze zbirórów Beaty Hebzdy-Sołogub i zbiorów Mariana Wódkiewicza. Projekt okładki i opracowanie graficzne Biuro Literackie Port Legnica

 

Przeczytaj komentarze (4)

Komentarze (4)

Nowy wątek
Mundrol środa, 29.05.2019 14:25
Dopiero teraz dotarłem na tę stronę i jestem przerażony ignorancją...
sobota, 10.11.2018 11:48
Jak na obsypanego odznaczeniami poetę skromna liczba odwiedzin.
Walerian Domanski czwartek, 08.11.2018 04:32
Ciekawe informacje o podziemnych tajnych organizacjach w Pieszycach. UB...
środa, 07.11.2018 22:14
Z całym szacunkiem dla poety ale czy ktoś przeczytał powyższy