Adam Lizakowski - Pieszycka Księga Umarłych

niedziela, 1.11.2020 06:00 3835

Przechowywanie pamięci o zmarłych jest powinnością następnych pokoleń, nie każdy to dzisiaj wie, i nie dla każdego jest to oczywiste. Odczytywanie imion, nazwisk i dat z tablicy i nagrobków na cmentarzu, to „odgrzebywanie w pamięci” tych, co nie są wśród nas, ale pozostawili po sobie „kartkę” ze swojej księgi.

Nasi zmarli otrzymują od nas, jako ostatni „prezent”  mogiłę/grób, krzyż z tablicą metalową, i często skromny nagrobek, czasem nawet pomnik lub coraz częściej urnę, która jest dużo tańsza od trumny.  Na nagrobkach/pomnikach jest napis składający się na; imię i nazwisko, datę urodzin i śmierci, czasem tylko ile przeżył lat, wykonywany zawód, tytuły, stanowiska, zasługi zmarłego, fragmenty wierszy, (epitafia i inne inskrypcje). Ci co mają więcej  pieniędzy, odwagi i wyobraźni wykuwają  pieśni, psalmy, cytaty nawiązujących do życia lub śmierci. Bowiem  mogiła /grób jest śladem na ziemi, takim usypanym przez grabarzy świadectwem, dowodem, że dany człowiek istniał.

Tematem Pieszyckiej Księgi Umarłych są groby moich  znajomych, przyjaciół, sąsiadów, pojmowane jako świadectwa ludzkiego istnienia, ludzkich dokonań lub nie. W Pieszycach małej sudeckiej osadzie podgórskiej jednej z najbiedniejszych miejscowości i gminy w Polsce według słów proboszcza, najpopularniejszym miejscem  spotkań jest cmentarz - przestrzeń pamięci - i on pełni rolę łącznika przeszłości z teraźniejszością. Na nim z miesiąca na miesiąc jest coraz więcej ławeczek przy grobach i wysiadujących.

Marian Fiks

1956-2020

Poeta jest przeciwko śmierci, jeśli usłyszysz dzwoń kościelny, nie pytaj kto umarł, tylko która jest godzina.

 

„Otworzył oczy, spojrzał na nas po raz ostatni

i zamknął je na zawsze. Ale minęło dwa dni

zanim serce przestało bić”

to były ostatnie chwile życia Mariana

" Miał ciężki wypadek"

 "Był to dobry człowiek, prawda...".

„Znam go od 1963 roku i uważam

za swojego przyjaciela”

 

„lekarze zrobili wszystko, aby przeżył

nie cierpiał umierając”

- zaprzeczenia cierpieniu

gdyż nie można kogoś stracić

i nie płakać z tego powodu

 

- - pisząc wiersz o śmierci poeta używa prostych

krótkich zdań, nie stawia pytań:

„Jaki jest sens życia gdy umiera niewinny człowiek?"

 

nie odpowiada na pytania:

„tak nagle, jak to się stało?”

 

nie dziwi się:

„jeszcze wczoraj z nim rozmawiałem”

 

- stosuje desperacką próbę poetyckiej metafory

 

„śmierć Mariana przyglądała się w bocznym

lustrze samochodu”

lub „oślepiło ją poranne słońce”

albo „rozmawiała na telefonie”

 

nie można dać się  porwać emocjom -

lawinie wyrzutów :

 "Gdyby  tam nie jechał, to by żył"

"Nie wiem, co mam powiedzieć?”

„Dlaczego mnie nie posłuchał?”

"Dlaczego to właśnie on?"

„Śnił mi się dwa dni temu mogłam go ostrzec”

 

Poeta ma "wykonać zadanie" -

opisać kolce korony cierniowej cierpienia

cierpiącego i  cierpiących

opisać białym wierszem śmierć  - jej czerń

wspomnieć o drodze o wschodzie słońca

gdy stado sowio-górskich muflonów wraca z wodopoju;

wspomnieć o chropowatym polnym kamieniu 

leżącym przy niej;

-  wydaje się być pełen życia

w porównaniu z trumną przystrojoną

ogrodem kwiatów –

 

Poeta układając słowa musi  unikać banałów

o tym, że śmierć nie zna się na smutku ani radości

o cienkiej ludzkiej skórze i kruchych łamliwych kościach

 

o tym że nasze ludzkie plany

co  będziemy robić po południu lub jutro -

nasze dwadzieścia czy osiemdziesiąt lat

nie obchodzą ją i są tylko nasze

 

śmierć niczego od nas nie chce

i niczego nie oczekuje

nie ma marzeń ani pragnień

jest nieludzka

 

Pieszyce 18 stycznia, 2020 r.

 

Janina Brzeźniak

1928-2020

Ulica Świdnicka 50

 

Dziś nie potrafię wydobyć łyżką pamięci z tylu potraf i smaków

- nielukrowane wspomnienie -

 jak ja sobie wyobrażałam ten wyjazd na „Zachód”.

jak ja – 20 -letnia wówczas dziewczyna – zdobyłam się na odwagę

by w tamtych niespokojnych czasach rodzącego się komunizmu

-  poszłam jak w dym – wsiąść w pociąg i pojechać w nieznane

 gdzie „Zachód” był rajskim drzewem życia

- tak pamiętam ogromne, barwne plakaty na płotach i murach

które w zachęcających słowach wzywały do zaludniania Ziem Zachodnich

wszystko tam było: praca, mieszkanie, zagwarantowana opieka władz

 wystarczyło zgłosić się do Polskiego Związku Ziem Zachodnich

nie było nad czym się zastanawiać pachniało majem i łąką

pierwsze sianokosy  a ja mimo upałów w sercu i pogody

 miałam ciepłe zimowe buty na nogach -

nie było  za co kupić letniego obuwia,  pończoch, torebki

podróż na drugi koniec Polski z ciekawością w oczach

ze strachem w gardle i sercu

z oczami ciekawymi świata -

byłam bardzo młoda i imponowało mi to

 że tak szybko będę mogła się usamodzielnić

odciążyć rodziców, porywał mnie zapał do pracy

 słowa na ustach same się kładły Ziemie Odzyskane-

 nęcące perspektywy „Zachód” reklamowany

lepsze i wygodniejsze życie niż tutaj na Podkarpaciu

gdzie za wsią jest pastwisko a przy nim woda głęboka

na nim w dzień krowy się pasły, a wieczorem modły

odprawiały gawrony  -

tam czekał na nas zastawiony stół, śnieżnobiałe obrusy

srebrna zastawa, kryształy, piękna porcelana

świece na stołach w srebrnych lichtarzach - luksus taki -

jak tylko teraz się widzi na zagranicznych kolorowych filmach

 - rzeczywistość  okazała się czarno-biała-

niczego nie żałuję miałam piękne i szczęśliwe życie

takie ludzkie i takie piękne

kochającego męża i dwóch synów -

byłam młoda i odważna z oczami ciekawymi  świata

 

Jan Brzeźniak*

1921-2015

Ulica Świdnicka 50

 

- Porwali mnie za młodu Niemcy

- wywieźli na roboty do Rzeszy.

Trzeba było najpierw do łaźni,

a potem jak Pan Bóg stworzył,

na goło przechodzić i stanąć przed komisją

oglądali, badali nas, było ich z sześciu. 

 

Potem pamiętam na stacji kolejowej Reichenbach,

było nas dużo nie bardzo pamiętam

jak nas do tego bauera przydzielili,

wydaje mi się, że to on wybierał,

wziął mnie na wóz jak jakąś paczkę,

albo worek kartofli i zabrał do wioski Peterswaldau

 

Szkoda było mamy, rodziny w Polsce.

najbardziej dokuczała mi tęsknota zdarzało się,

że płakałem. Kiedyś orząc, wzdychałem do nieba,

prosząc Boga, by pocieszył moich rodziców

i powiedział im, że u mnie wszystko w porządku.

 

Siedzę w środku wioski w ciemnym pokoju nadsłuchuję

głośnych rozmów rosyjskich armat ponad dachami Breslau

z dymów unoszących się próbuje odczytać przyszłość 

od której dzieli mnie ściana ognia, deszcz bomb,

ostre jak noże spojrzenia.

 

Trwam pośrodku swojego świata u niemieckiego bauera

wyglądam  przez okno na śmietnik, gnojowisko, wojnę

która ogryza ludzkie kości, bawi się ludzkimi czaszkami

niedaleko stąd w obozie Gross Rosen ludzie umierają z głodu

i pragnienia gdy stara Niemka obraca cienkie karki Biblii

a na nich gotyckie litery w kształcie noży.

 

* Jan Brzeźniak, był jednym z pierwszych mieszkańców Peterswaldau, obecnych Pieszyc, który został tutaj przywieziony na roboty przymusowe już w 1940 roku. Pracował u niemieckiego gospodarza, którego gospodarstwo znajdowało się na  obecnej ulic T. Kościuszki 1, czyli na wprost Urzędu Miasta, a które po 1945 roku objęła rodzina Państwa Bekieszczuków.

 

Zespół Szkół im. ks. Jana Dzierżonia*

1947 - 2020

Mickiewicza 1

 

Zabrakło powietrza jest próżnia a w niej brak słów

jest podwórko szkolne a na nim ta gra z dzieciństwa

Zapałka pałka dwa kije! Zapałka pałka dwa kije!

tam gdzie rosła marchew i kapusta

stoi sala gimnastyczna a w niej…

- Bardzo serdecznie witam na pogrzebie. Nasza szkoła nieboszczka cuchnie i bardzo dużo kosztuje utrzymanie zwłok w dobrej kondycji - powiedział Tomasz Wojciechowski, nauczyciel i mieszkaniec Pieszyc..

Pieszyce  jedna z wielu sudeckich

osad robotniczo-chłopskich w których

ludzie rdzewieją nie tylko w deszczu

korozja na twarzach, ulicach, sercach
osada śpi, chociaż jest środek dnia. Kto, nie w pracy
ten pije, albo ogląda poranne powtórki…

…  decyzję zapadły i gdyby było to uczciwie załatwiane, to byśmy o tym rozmawiali dużo wcześniej. Trudno dziwić się że jest problem skoro przez ileś lat doprowadzało się szkołę do ruiny i otwierano takie same kierunki w innych szkołach (...)

Resort edukacji nie ma kompetencji, aby ocalić szkoły.

decyzje w tej sprawie należą do samorządów.

Mieszkańcy osady czekają na wiatr,

który oddaliłyby od nich wszystkie problemy

ale on środkiem pustej ulicy Mickiewicza
gna w jesienny wieczór jakiś karton,
walące się stodoły jęczą… jak to się stało

że wracając w nasze rodzinne strony

przestajemy być tylko dla siebie

Chciałbym pogratulować pani burmistrz, całej Radzie Miejskiej Pieszyc, całej Radzie Powiatu, że przechodzicie do historii jako grabarze szkoły, która ma 72 lata.

patrzymy na księżyc z takim oczekiwaniem

jakby to on był winny rachunkom za opał

prąd, ludzką niezaradność i głupotę

jesteśmy zdani tylko na siebie,

same ręce opadają, historia nie toczy się

tutaj kołem, żaden inwestor nie zainwestuje

żaden krwiopijca z zachodniej korporacji nie

będzie szukał „głupich” do pracy, tym bardziej

taniej siły roboczej, sztywny kark, odrętwiałe

ciało od siedzenia na taborecie, zapomnijcie o

kubkach z napisem; I love Pieszyce, albo t-shirtach

Pieszyce My Town, w głowach myśl;

Pieszyce zredukowane

* Zespół Szkół im. ks. Jana Dzierżonia został zamknięty w czerwcu 2020 za kadencji pani  burmistrz Doroty Enozel Koniecznej. Wielu mieszkańców osady oskarża ją o to, że  będąc od roku 2010 członkiem Rady Powiatu,  niewiele, a właściwie nic, nie zrobiła aby ochronić jedyną szkołę średnią przed zamknięciem, a tym samym degradacją osady. Rada Powiatu, planowała przez wiele lat zamknięcie szkoły w Pieszycach, zresztą ta sama rada zamknęła inne szkoły w powiecie także, faworyzując szkoły w samym mieście Dzierżoniowie, które przejęły uczniów z innych miejscowości.


Patryk Błoch

1987-2009

Ulica Kościuszki 8

Po jedenastu latach od zaginięcia Patryka Błocha nastąpił oczekiwany przełom w śledztwie. 3 maja (2020) po godz. 16.00 przy drodze Pieszyce Dolne - Bratoszów, na wysokości ul. Rolnej policja odgrodziła znacznej wielkości tereny zielone. Prokuratura ma przekonanie, że szczątki ludzkie, które zostały tam zabezpieczone należą do wspomnianego pieszyczanina.

Umierałem wśród ludzi których znałem

Chociaż wyszedłem tylko na przestanek

Odprowadzić dziewczynę w ciąży

A ten alkohol był też niezaplanowany

Straciłem to co miałem najdroższego

Tak głupi sposób, że mówienie o pomyłce

Jest nieporozumieniem

Dni mojego życia rozbiegły się

We wszystkie strony …

 

Kupimy ci trumnę chłopaczku

Na twe kości, niewielką a piękną

Jak w sam raz do dołu czarnego…

listek tańczy na wietrze,
nie ma ciebie, choć byłaś.

Nie wołałeś spod korzeni

Ani muszla ślimaka pod głową

Poduszką ci nie była

A dusza ciało utraciło

Światło w oczach zgasło

Jednego młodzika z Pieszyc

Ubyło, ale zrobiło się ciasno


Psalm złodziei czereśni*

W naszym miasteczku

w kościele św. Antoniego

jest Twój portret Panie

twarz masz umęczoną

krople krwi na skroniach

oczy zaczerwienione i załzawione

usta z trudem wciągają powietrze.

 

Noc nadchodzi. Gdzie jesteś Panie

łóżko dla ciebie posłane

woda w misce czeka

przyjdź do nas

obandażujemy Twą głowę

uczeszemy włosy

umyjemy umęczone nogi

wyczyścimy buty

a na kolację zjesz chleb z masłem

i dżem czereśniowy

 

Panie jesteś zmęczony

przyjdź do nas teraz

nie czekaj na Sąd Ostateczny

na którym nasze własne ciało

będzie świadczyć przeciwko nam

głowa powie „knułam intrygi”

oko powie „widziałem krew”

język powie „raniłem słowami”

ręka powie „kradłam”

noga powie „prowadziłam do złego”

 

Panie nawet jeśli zjemy

wszystkie czereśnie całego świata

i poznamy tajemnice

sadów czereśniowych

bez Twojej ilości jesteśmy niczym

bez ciebie słodycz czereśni

nie jest słodyczą

jedynie mokrym drewnem

rzuconym w ognisko

które nie zapłonie płomieniem

 

a jedynie dym się uniesie

szczypiąc w oczy

Panie miłość Twoja –

wiecznie kwitnące sady czereśniowe

panna młoda w sukni płatków

czekająca na zaślubiny z armią pszczół.

*  „Psalm złodziei czereśni”, pochodzi z tomu wydanego w Stanach Zjednoczonych 1990 roku pt. „Złodzieje czereśni”. Warto go przypomnieć, ponieważ, przy różnych okazjach był wielokrotnie czytany w kościele św. Antoniego.

Święty Antoni Padewski, patron pieszyckiego kościoła

Gdy żył zwano go młotem na heretyków

jego język był młotem serce kowadłem

w kuźni duszy ludzkiej wykuwał nowego człowieka

– elokwentny świetna pamięć

kazaniami sznurował usta niewiernych

ptaki krążyły nad nim długo i cierpliwie

jak samoloty nad lotniskiem O. Hare

– ryby też doceniały jego szeroką wiedzę

silny w wiarę – czystym głos głosił kazania

był Johnem Lennonem swoich czasów

– ma łące muzycznej z motylami słów

pasły się stada posłusznych mu baranów –

elektrycznym pastuchem był

symphony rock grany przez London orchestra

z Dzieciątkiem Jezus na rękach

nie mógł odbierać telefonów od wielbicieli

WŁÓCZĘGA BOŻY*

Dla Czcigodnego Sługi Bożego

Brata Kapucyna Serafina Kaszuby, 1910-1979

 

Jestem Włóczęgą Bożym polskiej rzeczywistości

Polskim Jezusem Chrystusem ukrzyżowanym na

Krzyżu polskiej historii XX wieku.

Wszystko to co widziałem, doświadczyłem, przeżyłem

Było prawdziwe tak samo jak prawdziwe są więzienia,

sowchozy w Arykty i Arszatyńsku głód, Syberia, Lwów,

Wrocław, Kazachstan i Dolny Śląsk, Wołyń i Polesie.

Gdziekolwiek władze sowieckie mnie zesłały,

Gdziekolwiek Bóg  i biskupi mnie posłali

Gdziekolwiek nogi mnie zaniosły było równie prawdziwe

Jak moja lewa noga, prawy but, łyżka, talerz, pióro

Którym opisywałem ziemię, ludzi, miejsca, przyrodę

Pisałem listy do rodziny, sprawozdania, zapisywałem

Własne przemyślenia dla przełożonych.

Byłem wszędzie tam - gdzie byłem - naprawdę potrzebny

Jak stół, łóżko, podłoga, dach , okno, droga wijąca się

Wśród pół, łąk, lasów, domów, biegnąca skrajem rzeki

Lub jeziora, gdziekolwiek bym nie był zawsze widziałem

Wszystko pozytywnie, bo wierzyłem, że tam posłał mnie

Sam Bóg, biskup, przełożony, ludzki los mnie potrzebował

Ja niczego nie potrzebowałem i niczego nie posiadałem

Przez całe życie byłem jak dziecko, źdźbło trawy, ziarnko

Piasku, mysz która cudem uszła z życiem w królestwie kotów,

Byłem słowem najbardziej pospolitym, słowem idei starej,

Jak chrześcijański świat w niej tkwiła moja siła i wiara,

Napełniało mnie światło miłości bożej którym obdarowywałem

Hojnie i wszystkich jednakowo, czasem, tylko czasem

Wydawało mi się że jestem, że dzięki temu strumieniowi

Światła  miłości  jestem - stałem się łącznikiem wszystkich ludzi

Czystych jak słoneczny kurz, ziemski proch.

Pieszyce, 7.09.2020

* W 2017 roku Kościół uhonorował Serafina Kaszubę tytułem Czcigodnego Sługi Bożego, który otrzymuje się po dokładnej analizie życia przez Kongregację do Spraw Świętych. Beatyfikacja będzie mogła się odbyć, kiedy za jego wstawiennictwem Pan Bóg udzieli komuś łaski cudownego uzdrowienia. Brat Kaszuba nigdy nie był w  Pieszycach, ale był w Dzierżoniowie, gdzie  się spotkał z byłymi mieszkańcami z Kresów Wschodnich, w tym także z Pieszyc,  którzy pamiętali go jeszcze sprzed wojny.