Tramwajem przez historię Wrocławia

czwartek, 12.4.2018 10:00 1841 0

Kiedy pierwsza kobieta poprowadziła tramwaj we Wrocławiu? Dlaczego wrocławskie tramwaje są akurat niebieskie? Kiedy we Wrocławiu funkcjonowały tramwaje podmiejskie? I co mają wspólnego wrocławskie tramwaje z... odzyskaniem przez Polskę niepodległości? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań będzie można poznać w najbliższy czwartek w ratuszu podczas prezentacji książki „Przez Sępolno, Zalesie i Krzyki...”. 

Publikacja wydana przez Muzeum Miejskie Wrocławia powstała przy okazji ubiegłorocznej wystawy uświetniającej 135 rocznicę uruchomienia komunikacji tramwajowej w naszym mieście. - W tym roku mamy także ważną rocznicę, w czerwcu minie bowiem 125 lat, od kiedy we Wrocławiu funkcjonują tramwaje elektryczne – tłumaczy Tomasz Sielicki, autor książki, który zajmuje się dziejami wrocławskiej komunikacji zbiorowej. To najstarszy przykład tego środka transportu na obecnych ziemiach polskich i jeden z pierwszych w ówczesnych Niemczech. - Trzeba podkreślić, że uruchomione w 1893 r. wrocławskie tramwaje elektryczne były prawdziwym eksperymentem. Niemal równocześnie otwarto trasy o łącznej długości 14 km. Była to pierwsza tak rozległa sieć w kraju, a ponieważ tramwaj elektryczny był wówczas pojazdem nader nowatorskim, nie wiadomo było, czy przedsięwzięcie się uda – mówi Sielicki.

Efekt zaskoczył wszystkich, także ojców założycieli – nowinka techniczna przyjęła się we Wrocławiu bardzo szybko, a wcześniej działające w mieście tramwaje konne pozostały daleko w tyle. Osobą, dzięki której Wrocław otrzymał nowoczesne tramwaje elektryczne, był właściciel rodzinnego banku – Heinrich Heimann. Siedziba instytucji do dziś znajduje się w Rynku, na rogu Kurzego Targu, a na starym cmentarzu żydowskim przy ul. Ślężnej można zobaczyć grobowiec Heimanna. Obsługą tras zajęła się spółka pod nazwą Elektrische Straßenbahn Breslau (Wrocławskie Tramwaje Elektryczne), których siedzibę wraz z zajezdnią ulokowano w podwrocławskiej miejscowości Grabiszyn. To oczywiście późniejsza zajezdnia autobusowa nr VII przy ul. Grabiszyńskiej, obecnie Centrum Historii Zajezdnia. - Ze względu na lokalizację przedsiębiorstwo często nazywano „tramwajami grabiszyńskimi” - tłumaczy Sielicki. Z kolei elektrownię dostarczającą energię elektryczną do sieci trakcyjnej spółka wybudowała przy pl. Rozjezdnym. Cztery kotły oraz trzy maszyny parowe o mocy 150-200 KM każda napędzały dwie prądnice produkujące prąd o napięciu 500V.

- Początkowo węgiel do elektrowni dostarczano koleją, ale od 1910 r. po przebudowie estakady i likwidacji bocznicy spółka musiała znaleźć inny sposób – opowiada autor. - Stworzono torowisko tramwajowe na ul. Kolejowej, odgałęziające się od ul. Grabiszyńskiej i nocą przewożono surowiec specjalnymi tramwajami towarowymi. Torowisko na ul. Kolejowej istnieje do tej pory – dodaje. 

Zresztą przykładów na przewóz towarów za pomocą tramwajów było we Wrocławiu więcej.

I o tym także można przeczytać na łamach książki. - Gdy Georg Bender nosił się z zamiarem utworzenia miejskiego przedsiębiorstwa komunikacyjnego, zaplanował on wykorzystanie torowisk do obsługi służb komunalnych. - Materiały budowlane, poczta, śmieci, a nawet zwłoki – zastosowanie tramwajów miało być naprawdę bardzo szerokie. Wiele z tych planów niestety nie wyszło ze sfery planów. Najbliżej realizacji był system tramwajów-śmieciarek. - Kontenery na śmieci z ulic miały trafiać do kilku punktów zbiorczych na terenie miasta, a stamtąd specjalnymi tramwajami miały trafiać do zaplanowanej na Tarnogaju spalarni śmieci – mówi Sielicki. Specjalnie dla tego przedsięwzięcia powstało torowisko na ul. Hubskiej, to, które właśnie w tej chwili jest budowane na nowo. - Chociaż fizycznie istniało na początku XX w., to jednak nigdy nie było wykorzystywane, ani w ruchu pasażerskim, ani w towarowym. Inicjatywa miasta nie doczekała się realizacji, a po I wojnie światowej torowisko zaczęło znikać.

„Mkną po szynach niebieskie tramwaje” - ten refren zna chyba każdy wrocławianin. - Śpiewana przez Marię Koterbską „Wrocławska piosenka” rozsławiła nadodrzańskie miasto, a niebieski tramwaj stał się jednym z jego najbardziej rozpoznawalnych symboli. Dlatego też słowa „Przez Sępolno, Zalesie i Krzyki” stały się tytułem książki. Bo jest to swoista podróż w czasie i przestrzenni, chociaż niewielkiej, bo zamkniętej w granicach miasta – tłumaczy Sielicki.

Co znajdziemy w książce? To barwna opowieść o Wrocławiu i jego transporcie zbiorowym. - Chciałbym, aby czytelnicy wybrali się w magiczną podróż przez dekady i prześledzili jak zmieniało się nasze miasto przez pryzmat jego komunikacji. Jak zmieniały się wagony, ich kolory i wyposażenie, herb Wrocławia na burtach, język, jakim mówiono, przepisy korzystania z tramwajów, sposób zakupu biletów, słowem – codzienność nadodrzańskiej metropolii – mówi autor.

Na ponad dwustu stronach można poznać historię wrocławskiego transportu zbiorowego począwszy od pierwszych konnych omnibusów, poprzez tramwaje konne i pierwsze tramwaje elektryczne, założenie miejskiego przedsiębiorstwa tramwajowego, uruchomienie trolejbusów do Brochowa, I wojnę światową i kryzys lat 20, rozkwit inwestycji w Republice Weimarskiej, II wojnę światową i oblężenie Festung Breslau, żmudną odbudowę infrastruktury po wojnie oraz jej późniejszą rozbudowę, rozkwit komunikacji autobusowej, pojawienie się pierwszych tramwajów przegubowych, wielki strajk w zajezdni przy ul. Grabiszyńskiej, powódź w 1997 r., aż po powstanie tramwaju Plus i czasy nam współczesne. 

Tekst został uzupełniony bogatym materiałem ilustracyjnym. - To przede wszystkim pocztówki, ale także i fotografie dawnego Wrocławia, a także projekty budowlane zajezdni lub rysunki techniczne wagonów, reprodukcje dokumentów, biletów, a nawet zdjęcia guzików czy starych kasowników – wyjaśnia Tomasz Sielicki. - Szczególnie ważne jest to, że wiele z ilustracji dostarczyli sami wrocławianie, dawni pracownicy MPK oraz miłośnicy komunikacji zrzeszeni w Klubie Sympatyków Transportu Miejskiego. Rysunki pokazujące dawne wagony przygotował z kolei dawny mieszkaniec Wrocławia, mieszkający obecnie w Berlinie pan Karl-Heinz Gewandt, który od dzieciństwa pasjonuje się transportem miejskim – dodaje Sielicki.

Dodaj komentarz

Komentarze (0)

Nowy wątek