ZACZYTANI... Złodzieje bzu
Badania wskazują, że 63% Polaków nie czyta książek. Bądź kimś wyjątkowym, dołącz do tych, którzy czytają! Sięgnij po książkę rekomendowaną przez ząbkowickie bibliotekarki. Dzisiaj lekturę poleca Elżbieta M. Horowska.
Hubert Klimko-Dobrzaniecki, Złodzieje bzu, Warszawa Nor Sur Blanc 2019
Najnowsza powieść Huberta Klimko-Dobrzanieckiego doskonale wpisuje się w nasze lokalne tu i teraz. A także wczoraj. Niegdysiejszy (XI 2013) gość ząbkowickiego koła SBP każdą następną książką umacnia swoją pozycję na mapie literackiej Polski. Jego twórczość zdecydowanie należy do dokonań oryginalnych, wyróżniających się, ważnych.
„Złodzieje bzu” autor podzielił na trzy niespecjalnie równe objętościowo rozdziały. Każdy zdecydowanie, choć krótko nazywając: Tamten świat, Ten świat, Zły świat. Całość jest kalejdoskopem dziejów polskiej rodziny mieszkającej najpierw na tzw. kresach wschodnich, później na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Dlatego napisałam na wstępie, iż powieść odnosi się do naszego lokalnego doświadczenia. Mieszkamy na Dolnym Śląsku, w regionie, do którego po 1945 r. przyjechały dziesiątki tysięcy m.in. repatriantów ze Wschodu. Klimko-Dobrzaniecki, mimo, że urodził się w dwadzieścia lat później (rocznik 1967) na pewno dokonał szerokiej kwerendy archiwalno-bibliotecznej. Przypuszczam również, że uważnie przysłuchiwał się opowieściom snującym się wokół niego. Czy to z ust sąsiadów, czy rodziny. Wracając do części książki nietrudno się domyślić, że pierwsza przenosi czytających gdzieś na Wschód Polski, do międzywojnia i później II wojny światowej. Rodzina Baryckich mieszkała niedaleko Lwowa. Ale na tyle daleko, że wędrówka na targ zajmowała parę godzin. Z domu wychodziło się w nocy, część dnia spędzało w mieście, by znów nocą wrócić. Obok siebie żyli Ukraińcy i Polacy. Różnie układały się relacje między nimi. Głównie różniła ich religia. Potem dopiero sprawy polityki. Obraz pierwszego rozdziału książki jest taki sepiowo-nostalgiczny, chwilami idylliczny; jak powinno być w szczęśliwym dzieciństwie. Bowiem szczęśliwą, kochającą się rodziną byli Baryccy, rodziną oczywiście rozrośniętą, wielopokoleniową i wielodzietną. Narratorem książki jest Antek, najstarszy z sześciorga rodzeństwa. Reżyser filmu „Wołyń”, Wojciech Smarzowski pewnie w odniesieniu do pierwszej części napisał „Ja się w tej powieści odnalazłem idealnie, to świat z mojej głowy i z moich filmów”. Znając historię kresów wiemy, jak to skończyło. W książce Klimko-Dobrzanieckiego podobnie, choć autor oszczędził czytającym drastyczności, okrucieństwa obrazów. Każe raczej odwołać się właśnie do wiedzy historycznej i już znanych opisów.
Druga część to skomplikowana rzeczywistość po II wojnie tutaj, na Dolnym Śląsku. Kiedy przez krótki, czasem dłuższy czas, pod jednym dachem mieszkali dotychczasowi mieszkańcy – Niemcy oraz przybysze ze Wschodu. Tu też można odnieść się do filmów, choćby „Prawo i pięść” Hoffmana/Skórzewskiego, czy – na innym biegunie - „Sami swoi” Chęcińskiego.
Wreszcie trzecia część – lata stalinowskie i późniejsze zawirowania naszej polskiej historii po lata dziewięćdziesiąte. Tutaj autor nacisk położył, jak na początku, na życie osobiste, teraz już mężczyzny (czy dojrzałego niech każdy oceni), Antoniego. To nie jest narracja wydumana. Takie życiorysy opisują kolorowe tygodniki i ludzie sobie opowiadają w małym gronie będąc. Czasem to takie szeptane historie, nie do publicznej przestrzeni.
Hubert Klimko-Dobrzaniecki napisał wspaniałą, mozaikową książkę. Uważam, że my stąd, Dolnoślązacy powinniśmy ją koniecznie przeczytać. I ani chwili nie będziemy tego żałować. Odwołując się do żargonu czytelniczego – to dobra książka. Za środkową część dałabym autorowi 10/10 punktów.
Elżbieta M. Horowska
Książkę wypożyczają Biblioteka Pedagogiczna oraz Biblioteka Publiczna w Ząbkowicach (ratusz), szukaj jej także w swojej bibliotece.
Rekomendacji następnej książki szukajcie na Doba.pl za dwa tygodnie!
Dodaj komentarz
Komentarze (0)