[FOTO] Krowy, woda i ugali - codzienność Masajów i niecodzienny trud w rozwój ich edukacji

czwartek, 9.3.2023 14:50 2162 1

Wysocy i smukli, ubrani w charakterystyczne czerwone lub kolorowe szaty i ręcznie wyrabiane bransoletki Masajowie są jednym z najbardziej rozpoznawalnych plemion afrykańskich. O ich kulturze i życiu opowiadała w Ząbkowickim Centrum Kultury i Turystyki Anna Kostecka z niedawno powstałego Stowarzyszenia Rozwoju Edukacji Masajów. Towarzyszył jej Masajczyk Yona.

Anna Kostecka pochodzi z Bobolic, do szkoły uczęszczała w Ząbkowicach Śląskich, w Piławie prowadzi biznes, mieszka we Wrocławiu, a w Tanzanii buduje przedszkole dla Masajów, za sprawą Stowarzyszenia Rozwoju Edukacji Masajów, którego jest współzałożycielką.

- Początki stowarzyszenia to tak naprawdę moje pierwsze spotkanie z Masajami w 2021 roku. Przygotowywałam się do podróży na safari do Kenii, czytałam o tym regionie i siłą rzeczy zaczęłam interesować się plemieniem Masajów. Przed wyjazdem do Kenii niespodziewanie wylądowałam na Zanzibarze, gdzie po  raz pierwszy spotkałam Yonę, który tam pracował. Kiedy dotarłam do Kenii oczywiście spotkałam Masajów, ale z zupełnie innego szczepu, a dodatkowo takich mieszkających przy parkach narodowych, których wioski są nastawione na turystów, a ich życie niewiele ma wspólnego z prawdziwym życiem Masajów – mówiła podczas spotkania w ZCKiT Anna Kosecka – Kiedy kilka miesięcy później ponownie wybrałam się na Zanzibar i znowu spotkałyśmy z koleżanką Yonę. Poprosiłyśmy go, żeby nas zabrał do prawdziwej wioski masajskiej, więc zabrał nas do swojego domu na północy Tanzanii.

Jak wspominała, gdy z koleżanką dotarły do wioski Yony wokół ich samochodu zgromadziło się około 50 osób, cała masajska rodzina mężczyzny.

- Zaczęli tańczyć i witać nas, jak jakieś królowe. Odpalili latarki w telefonach, bo nie ma tam prądu. Tańczyli wokół nas przez 2 godziny, potem nastąpiło przywitanie z każdym, a Yona ma 15 rodzeństwa!  – śmieje się Anna Kostecka.

Już podczas tego pierwszego pobytu w wiosce kobiety zauważyły, że dzieci masajskie nie mają dosłownie niczego, o zabawkach nawet nie wspominając. Pojawił się więc pomysł, żeby zamontować im huśtawkę.

- Dzieci huśtały się od rana do wieczora! Do tej pory ustawiają się kolejki do huśtania, dzieci przychodzą nawet z bardzo daleka, żeby się pohuśtać. A wieczorem kiedy dzieci już śpią, nierzadko huśtają się nawet dorośli – opowiada. 

To jednak Annie Kosteckiej nie wystarczyło, chciała zrobić coś jeszcze. Zaczęła szukać kontaktów z fundacjami pomagającymi Masajom, osób działających na ich rzecz, w końcu założyła Stowarzyszenie Rozwoju Edukacji Masajów, którego pierwszym celem było wybudowanie przedszkola przy wiosce Yony. Placówka już stoi, trwają procedury włączenia jej do systemu edukacyjnego.  Prowadzona jest również zbiórka funduszy na zakup podstawowego wyposażenia m.in. biurek, krzeseł i pomocy dydaktycznych.

- Przedszkole jest naprawdę wspaniałe! Nie wiem, czy w okolicy 100 kilometrów jest taka szkoła nawet, bo przedszkola w całej Tanzanii to można na palcach jednej ręki policzyć. Szkoły także pozostawiają wiele do życzenia. Do jednej klasy uczęszcza czasem 50 - 70 dzieci. Masajowie mówią w języku maa, a nauczyciele w narodowym suahili i w języku angielskim. Kiedy dzieci masajskie idą do szkoły, dopiero tam uczą się języka suahili, a z kolei w szkole średniej nauczenie jest po angielsku,  kiedy nauczyciel angielskiego  w szkole podstawowej sam czasami niewiele potrafi. Jak wygląda edukacja nie trudno się domyśleć.

Masajowie zamieszkują głównie tereny Kenii i północnej Tanzanii.  Jak opowiadała Anna Kostecka, życie Masajów jest bardzo proste, wypełnione ciężką pracą. Codzienny byt skupia się na trzech rzeczach: krowach, wodzie i ugali.

Krowy są najważniejsze. Zapewniają mleko i mięso (choć to ostatnie raczej od święta) czy skóry, są walutą w wielu transakcjach, w liczbie posiadanych krów określa się bogactwo. Dają nawóz, a ich odchody stanowią budulec chat. Codzienna praca Masajów skupia się na wypasie krów i kóz. Mleko krowie jest podstawą żywności, codziennie pije się tam herbatę z mlekiem i imbirem, na mleku gotuje się także ugali - coś w rodzaju kaszki z mąki kukurydzianej. Masajowie ugali jedzą nawet  trzy razy dziennie. W  zależności od zasobności portfela urozmaicają je warzywami (najczęściej jest to fasola, ziemniaki lub coś w rodzaju naszego kabaczka)  lub mięsem.

Kolejnym ważnym elementem życia Masajów jest woda, a raczej jej zdobycie.

- Woda jest przywożona z rzeki, a raczej rzeczki, około 15 kilometrów na osłach objuczonych w 4 beczki 30-litrowe. Dlatego kilka lat temu jakaś europejska fundacja wybudowała studnie,  ale jest to woda przeznaczona wyłącznie do picia.  Na obszarze wioski, tak dużej jak pół gminy Ząbkowice Śląskie, są tylko dwie studnie, co na taką liczbę ludzi jest niewystarczające. W porze suchej, kiedy na przykład 4 miesiące nie pada deszcz, a przez tydzień czasem nie ma słońca, bo jest zachmurzenie, ludzie przychodzą po wodę, wypompują ją całą, solary nie działają, bo przecież nie ma słońca, więc pompa nie chodzi, a w efekcie woda nie napływa i czasami 4 dni nie ma w studni wody i znowu nawet do picia trzeba korzystać z wody z rzeki. Dlatego naszym następnym celem jest wybudowanie studni plus zainstalowanie solarów,  co w cale nie jest tanie, bo najtańsza studnia kosztuje 40-50 tysięcy złotych. Koszt generują także solary zasilające pompę w studni.

Woda jest niezbędna do pojenia krów, ale nie można używać tej ze studni. Trzeba więc chodzić te czasem kilkanaście kilometrów do rzeki, a bywa, że wody w korycie jest tak mało, że trzeba je pogłębić. Z tego też powodu Masajowie, którzy kiedyś wiedli koczowniczy tryb życia, wędrując tam, gdzie była woda, teraz są plemieniem półkoczowniczym. W porze suchej krowy są pędzone w pobliże rzeki, gdzie stado i pasterze pozostają przez kilka miesięcy, po czym, gdy nastaje pora deszczowa wracają. W wiosce pozostają krowy mleczne.

- Co ciekawe u Masajów to kobieta po wyjściu za mąż buduje chatę z drzewa, słomy, blachy, folii i mieszkanki wody, piachy i odchodów krowich. Dzień takich kobiet wygląda mniej więcej tak, że wstają najczęściej około 5 rano, doją krowy, przygotowują herbatę z mlekiem i imbirem, jeśli dzieci idą do szkoły, to gotują im ugali, jeśli nie idą, to pija tylko herbatę. Około 9.00 je się ugali i mężczyźni wychodzą z krowami do buszu, wracają z nimi dopiero wieczorem. Kobiety w tym czasie oporządzają dom, sprzątają w środku na zewnątrz, zaczynają gotować, bo około 13.00 ci co są w domu jedzą ugali z jakimś tam sosem warzywnym, albo nie, myją po jedzeniu, około 15.00 siadają w cieniu pod drzewem odpoczywają i plotą bransoletki.  Te bransoletki są sprzedawane i to jest główny zarobek Masajów, młodzi mężczyźni jeżdżą też często na Zanzibar do pracy w hotelach i turystyce. Około 18.00 kobiety pomagają się zagonić krowy, doją je i gotują kolację. Około 20.00 – 21.00 jedzą kolację, z tym, że mężczyźni jedzą osobno, a kobiety osobno. Nikt tam nie był wstanie wytłumaczyć mi dlaczego, wypływa to z tradycji. Jedzą rodzinnie. To znaczy, jeśli jest kilkoro rodzeństwa to jednego wieczoru kolacja jest u jednego z braci, jego żona gotuje, następnego dnia u drugiego i tak dalej.  W jednym garnku jest ugali, je się ręką, robi się z niej taką kulkę, w drugim garnku jest sos i macza się tę kulkę ugali  w tym sosie.  Siedzą na ziemi w kole i tak jedzą.  Kiedy dzieci już umyte położą się spać, dorośli nadal rozmawiają w dwóch kręgach męskim  żeńskim.

Podczas spotkania poruszono także problem alkoholizmu, który niszczy społeczność Masajów, czy obrzęd obrzezania dziewczynek, który choć jest przez Tanzanię zabroniony, to nadal jest wykonywany, gdyż panuje przekonanie, że nieobrzezana dziewczyna, nie jest w pełni kobietą i nie nadaje się na żonę.

O swojej pierwszej podróży do Europy i Polski opowiadał towarzyszący Annie Kosteckiej Masaj Yona.  Przyznawał, że nigdy nie przypuszczał, że odbędzie taką drogę, a różnica między jego rodzinną wioską a naszymi miastami jest niewyobrażalna. Najbardziej chciał zobaczyć śnieg i to go najbardziej poruszyło podczas wizyty w Polsce, tym bardziej, że wziął udział w Biegu Piastów. Udało mu się także spełnić marzenie i obejrzeć mecz piłki nożnej na prawdziwym stadionie. Najbardziej ze wszystkich dań smakowały mu oczywiście pierogi.

Yona zaprezentował wszystkim strój Masajów, choć największą ciekawość  wzbudziły klapki, które Masajowie robią z opon samochodowych. 

 

 O stowarzyszeniu możecie dowiedzieć się z ich FB: Stowarzyszenie Rozwoju Edukacji Masajów

 

Przeczytaj komentarze (1)

Komentarze (1)

piątek, 10.03.2023 07:48
Każda osoba podróżując może znaleźć swoją przyjemność.