[WIDEO] DITROIT zaprasza do obejrzenia nowego materiału z KINA GDYNIA!

czwartek, 6.7.2017 11:29 3196 4

Kino Gdynia to niewątpliwie jeden z najważniejszych symboli miasta Świdnica. W tym miejscu, przez lata, tysiące świdniczan oglądało światowe oraz rodzime produkcje filmowe. Dziś, obiekt mimo statusu "zamknięty", cieszy się dużym zainteresowaniem mieszkańców Świdnicy i okolic. Co tam się dzieje? Jak to wygląda po latach? Czy jeszcze kiedyś dane Nam będzie rozkoszować się filmem w tym bogatym w swoją historię miejscu?

Zespół Ditroit przez ostatnie tygodnie uparcie dążył do zrealizowania teledysku w murach Kina Gdynia (w końcu tytuł singla do czegoś zobowiązuje). Udało się! Dziś, kiedy teledysk jest na etapie postprodukcji, uchylają rąbka tajemnicy przedstawiając ciekawe fakty dotyczące samego kina, jak i pracy na planie filmowym.

Zapraszamy do obejrzenia krótkiego filmu, w którym można zobaczyć jak dziś wygląda kino, powspominać o dniach, kiedy kino pękało w szwach, oraz posłuchać co na temat pracy nad teledyskiem mają do powiedzenia chłopaki z Ditroit.

Przeczytaj komentarze (4)

Komentarze (4)

Andrzej sobota, 08.07.2017 22:26
A ja bym tam widział , fajną kameralną restaurację z muzyką na żywo np . Jazz . Kurde nie ma nic takiego w pobliżu . Ciekawe jak tam z zapleczem aby kuchnie zrobić .
T.K. piątek, 07.07.2017 23:35
Zapowiada się bardzo ciekawie i a sam pomysł bardzo mnie cieszy. Jest tutaj jednak troszeczkę nieprawdy. Miałem przyjemność grać (oczywiście pod okiem opiekuna kina) ostatnie seanse - "Hans Kloss Stawka większa niż śmierć" i "Rec 3", posiadam galerię zdjęć z tego miejsca i zwiedziłem każdy zakamarek. Pozwolę sobie sprostować kilka rzeczy i dorzucić nieco ciekawostek.

Pierwotnie wejście do kabiny projekcyjnej znajdowało się za drzwiami widocznymi w holu, które prowadziły do pomieszczeń biurowych. Ponieważ w kinach stosowano taśmy nitro (były bardzo łatwopalne a nawet wybuchowe i bardzo trudne do ugaszenia), zaostrzono przepisy; pojawił się w nich zapis, że kabina ma być całkowicie oddzielona od sali kinowej. W przypadku pożaru spaleniu ulegała tylko ona, zaś sala kinowa pozostawała nienaruszona. Są tam nawet schody kończące się murem, a klatkę schodową dobudowano od podwórka. Później zaczęto stosować taśmy acetoceluloidowe, które nie były palne a mogły się co najwyżej stopić od ciepła. Stąd też na kopiach filmowych widniały napisy: NITRO (czyli trzeba bardzo uważać) lub SAFETY (taśma bezpieczna). Obydwa rodzaje mają szerokość 35mm i jest to nic innego, jak klisza, którą używaliśmy w aparatach fotograficznych.

Lampa projektora nie jest zasilana z rozrusznika, a z prostownika, w tym przypadku jeszcze selenowego. W jej wnętrzu panuje bardzo wysokie ciśnienie ksenonu (o ile dobrze pamiętam 30 atmosfer) i jeśli to upadnie na ziemię, zachowuje się jak granat. Do jej zapłonu wystarczy krótki impuls elektryczny, czyli wspomniane 0,5sek. W projektorze jest nawet specjalne okienko z filtrem, przez które można obserwować palący się łuk elektryczny.

Film podzielony jest na akty, każdy z nich trwa ok. 20min (1 szpula). Taśma nawinięta na tzw. bobikach przyjeżdżała do kina w blaszanych pudełkach i należało ją przewinąć na szpule bo była nawinięta początkiem do środka. To miało wymusić na kinooperatorze sprawdzenie jej stanu - rysy, stan perforacji oraz znaki zmiany projektora, które były widoczne w prawym górnym rogu ekranu. Taśmę należało w odpowiedni sposób założyć na projektor. Na rozbiegówce były liczby i żeby wszystko się zgrało w czasie, liczba 6 miała być w okienku projektora. Na ok. 1min przed końcem aktu uruchamiało się lampę, żeby zdążyła się rozgrzać i świeciła pełną mocą (jednocześnie żeby nie skracać jej żywotności). Przez okienko projekcyjne obserwowało się obraz na ekranie. Po pojawieniu się pierwszego znaku uruchamiało się projektor i odsłaniało źródło światła, kiedy pokazał się drugi, odpowiednim pokrętłem puszczało się obraz na ekran. Kiedy drugi projektor został uruchomiony, zdejmowało się taśmę z pierwszego, zakładało ją na przewijarkę i przewijało do początku. W międzyczasie przygotowywało się kolejny akt filmu. Po przewinięciu aktu szpulę wkładało się do metalowej szafy zwanej filmostatem. I tak przez cały film. Jeśli wszystko zrobiło się sprawnie, było ok. 20min czasu dla siebie. Nie jest natomiast prawdą, że projektor mógł pracować 20min i koniec bo się przegrzewał. Te rzeczy określał producent. Lampy projekcyjne miały swoje chłodzenie (widać rury poprowadzone do sufitu) również kanał filmowy był chłodzony podmuchem powietrza. Były nawet kina, w których akty filmu montowało się w jedną całość i puszczało przez kilka projektorów jednocześnie. W ten sposób jeden film oglądało kilka sal jednocześnie z pewnym opóźnieniem czasowym. Jedyne ograniczenia czasowe mogło występować przy projekcji poklatkowej lub tzw. "stop - klatce" - nie każdy projektor po zatrzymaniu silnika zapewniał chłodzenie źródła światła i kanału filmowego, co mogło skutkować stopieniem taśmy. Kiedy film był wyświetlany w kinie po raz ostatni, zamiast szpuli odbiorczej na projektor zakładało się właśnie bobik oraz fragment szpuli, który zabezpieczał taśmę przed rozwinięciem - wówczas nie trzeba było jej dwa razy przewijać. Ostatnią rzeczą przed wysłaniem taśmy było wypełnienie metryczki filmowej, w której wpisywało się nazwę kina, ilość wyświetleń, stan taśmy (dodatkowo uwagi w postaci wykonania sklejki, naprawy perforacji itp.) i jechała ona do kolejnych kin.
@ czwartek, 06.07.2017 18:33
A może w kino Gdynia wyświetlać nieme filmy z muzyką klezmera?
KInomaniak czwartek, 06.07.2017 13:47
Mnie się łza w oku kręci. Nie wiem jak inni ale ja mam wielki sentyment do tego kina.