"Jeśli nie zdołam jej uratować, umrze kawałek świata...". Trwa walka o życie świdniczanki!

wtorek, 18.7.2017 09:46 24064 0

Pani Urszula, świdniczanka, która od lat zajmuje się pisaniem bajek i wierszy dla dzieci potrzebuje pomocy. W serwisie siepomaga.pl uruchomiono zbiórkę na rzecz chorej kobiety. Do celu brakuje jeszcze kilkudziesięciu złotych. Każda złotówka się liczy!

List do wszystkich ludzi dobrej woli w serwisie opublikował mąż pani Uli. Oto jego treść:

Piszę do Was jako zrozpaczony człowiek, który patrzy, jak umiera na raka jego druga połówka. Urszula to moja największa miłość, z którą zawsze chciałem się zestarzeć i jak kiedyś przysięgałem – trwać przy niej w zdrowiu i chorobie. Nigdy nie sądziłem jednak, że stanę przed wyzwaniem ratowania jej życia. Los zrobił nam okrutny dowcip, bo żeby jej teraz pomóc muszę zawalczyć tym, w czym ona jest mistrzynią – słowem, bo tylko tak mogę do Was dotrzeć.

Urszula wyszła za mnie niemal 40 lat temu, czyniąc ze mnie najszczęśliwszego mężczyznę na ziemi. Dlatego teraz nie mogę pozwolić jej się wymknąć, bo jeśli ją stracę, cały świat zniknie. Moja żona ma najpiękniejszy zawód na świecie – jest pisarzem i pisze książki dla dzieci. Ja, na wskroś człowiek techniczny potrzebowałem wielu lat, aby zrozumieć fenomen tej pracy. Teraz jak pomyślę, ile dzieci w Polsce zasypia, czytając bajki mojej cudownej żony, ile z nich płynie ciepła i dobra, dociera do mnie, że walczę z jej chorobą nie tylko o sens mojego istnienia, ale o coś więcej: o szansę powstania kolejnych książeczek, które wywołają dziecięcy uśmiech. Ula ma mnóstwo pomysłów, robi to, co uwielbia a jej praca to radość wielu dzieci. Właśnie w takiej chwili swoją bezwzględną łapę wyciągnął po nią rak, niszcząc wszystko, niwecząc plany, marzenia…

Na początku kwietnia Urszula poddała się badaniom. Od pewnego czasu sama czuła, że dzieje się coś niedobrego, a wyniki badań potwierdziły najgorsze przypuszczenia. Kolonoskopia i błyskawiczna diagnoza – nowotwór złośliwy jelita grubego! Nigdy nie widziałem jej takiej, zamyślonej, załamanej, złamanej. Mogę się tylko domyślać jak musiała się czuć, jak analizowała swoje życie, swoje szanse, wszystkie możliwości.

Potem przyszedł czas na kolejne badania i znów cios – przerzuty na wątrobę. Kobieta, którą kocham i z którą spędziłem całe życie, wymykała mi się z rąk, a ja nie mogłem nic zrobić. Lekarze zdecydowali się na operację wycięcia zmiany na jelicie. że jest naciek z guza na macicę, co pociągnęło za sobą konieczność wyłonienia stomii. Nikt nie przypuszczał, że choroba aż tak panoszy się w ciele mojej żony. Chciałem być dla niej oparciem w momencie, kiedy sam byłem słaby – kilka miesięcy wcześniej straciłem pracę, środki do życia, motywację do działania. Wiedziałem, że będzie jej ciężko to zaakceptować, nie sądziłem, że tak bardzo źle to zniesie.

Co nam zostało? Chemioterapia. Trująca organizm, długa i niedająca pewności, ale to, na tą chwilę, jedyna droga, żebyśmy zostali razem. Wiedziałem, że ważne jest nastawienie, ale wiedziałem też, jak delikatna jest kobieca psychika i jak łatwo ją zranić. Ula jest dzielna, nie poddaje się, stara się uśmiechać do wszystkich, nawet ze szpitalnego łóżka. Zawsze miała mnóstwo pozytywnej energii, którą zarażała innych, ale ten błysk w jej oczach, który znam od ponad 40 lat jest dziś przymglony lękiem o niewiadomą przyszłość. I, co właściwe jej naturze, najbardziej martwi się nie o siebie, ale o rodzinę, o nas, bo przecież, gdy choruje jedna osoba, cierpi cała rodzina. Ula chciałaby znów być dla naszego pięcioletniego wnuka babcią na pełen etat, ale choroba stawia jej mnóstwo ograniczeń w opiece nad malcem.  Marzy o tym, by jak dawniej biegać za nim po placu zabaw, uganiać się wspólnie z piłką. Czy te czasy wrócą? Zawsze była (i wciąż jest) osobą pogodną, ale teraz widzę w jej oczach strach o to, że może tylu rzeczy nie zdążyć zrobić, tyle sytuacji przegapić. Jeśli teraz nie da rady, cała reszta życia osób, które kocha, będzie trwała bez niej. To straszna świadomość, która niszczy ją chyba bardziej niż rak.

Za nami już pierwsza chemioterapia a przed nami 11 kolejnych. Ula traci wagę, pewnie niedługo straci też włosy. Choć tym ostatnim zdaje się nie przejmować, przypuszczam jakie to dla kobiety frustrujące.

Ponieważ zmiany na wątrobie umiejscowione są w pobliżu dużych naczyń krwionośnych, operacyjne usunięcie ich jest właściwie niemożliwe. Jedyną szansą jest nie refundowany zabieg NanoKnife i termoablację. Zabieg jest o tyle ważny, że w trakcie jego trwania możliwe będzie odwrócenie stomii poprzez zespolenie jelita. Bardzo wszyscy liczymy na tę szansę, na życie mojej ukochanej żony. Proszę o pomoc, bo sam nie dam rady. Straciłem pracę, a z powodu wieku trudno mi znaleźć nową.

Praca Uli to pisanie bajek i wierszy – wesołych historyjek dla dzieci, które trudno pisać ze szpitalnego łóżka z ręką podłączoną do kroplówki. Zamknęły się wszystkie źródła dochodu w chwili, kiedy wydatki są największe, choćby na zakup zdrowej żywności, nadającej się do spożycia przez ciężko chorą osobę. Zaczynamy mieć problem z ilością worków stomijnych. Żona musi mieć worki do stomii powikłanej, wklęsłej. Koszt jednego worka wynosi 24 zł. Do tego dochodzą środki do pielęgnacji ciała wokół stomii. Do tej pory, w miarę swoich możliwości, pomagała nam rodzina i przyjaciele, którzy dowiedzieli się o chorobie Urszuli. Teraz chcę prosić Was wszystkich.

Wybaczcie mi Państwo ten nieco chaotyczny list. Proszę o pomoc nie dla siebie, ale dla najbliższej mi osoby. Pomóżcie, proszę zebrać środki niezbędne w powrocie Uli do zdrowia lub choćby przedłużenia jej życia. Ona jeszcze nie napisała wszystkich swoich książek, nie przeczytała wszystkich bajek naszemu wnukowi. Pomóżcie mi sprawić, by wciąż żyła i była z nami.

***

JAK POMÓC ŚWIDNICZANCE?

Wystarczy wpłacić nawet najdrobniejszą sumę poprzez serwis siepomaga.pl. Link do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/urszula-kozlowska. Z potrzebnych 75 000 zł zebrano na razie cztery tysiące złotych.

foto: serwis siepomaga.pl 

Dodaj komentarz

Komentarze (0)

Nowy wątek