Adam Lizakowski - Pieszycka Księga Umarłych
Przechowywanie pamięci o zmarłych jest powinnością następnych pokoleń, nie każdy to dzisiaj wie, i nie dla każdego jest to oczywiste. Odczytywanie imion, nazwisk i dat z tablicy i nagrobków na cmentarzu, to „odgrzebywanie w pamięci” tych, co nie są wśród nas, ale pozostawili po sobie „kartkę” ze swojej księgi.
Nasi zmarli otrzymują od nas, jako ostatni „prezent” mogiłę/grób, krzyż z tablicą metalową, i często skromny nagrobek, czasem nawet pomnik lub coraz częściej urnę, która jest dużo tańsza od trumny. Na nagrobkach/pomnikach jest napis składający się na; imię i nazwisko, datę urodzin i śmierci, czasem tylko ile przeżył lat, wykonywany zawód, tytuły, stanowiska, zasługi zmarłego, fragmenty wierszy, (epitafia i inne inskrypcje). Ci co mają więcej pieniędzy, odwagi i wyobraźni wykuwają pieśni, psalmy, cytaty nawiązujących do życia lub śmierci. Bowiem mogiła /grób jest śladem na ziemi, takim usypanym przez grabarzy świadectwem, dowodem, że dany człowiek istniał.
Tematem Pieszyckiej Księgi Umarłych są groby moich znajomych, przyjaciół, sąsiadów, pojmowane jako świadectwa ludzkiego istnienia, ludzkich dokonań lub nie. W Pieszycach małej sudeckiej osadzie podgórskiej jednej z najbiedniejszych miejscowości i gminy w Polsce według słów proboszcza, najpopularniejszym miejscem spotkań jest cmentarz - przestrzeń pamięci - i on pełni rolę łącznika przeszłości z teraźniejszością. Na nim z miesiąca na miesiąc jest coraz więcej ławeczek przy grobach i wysiadujących.
Marian Fiks
1956-2020
Poeta jest przeciwko śmierci, jeśli usłyszysz dzwoń kościelny, nie pytaj kto umarł, tylko która jest godzina.
„Otworzył oczy, spojrzał na nas po raz ostatni
i zamknął je na zawsze. Ale minęło dwa dni
zanim serce przestało bić”
to były ostatnie chwile życia Mariana
" Miał ciężki wypadek"
"Był to dobry człowiek, prawda...".
„Znam go od 1963 roku i uważam
za swojego przyjaciela”
„lekarze zrobili wszystko, aby przeżył
nie cierpiał umierając”
- zaprzeczenia cierpieniu
gdyż nie można kogoś stracić
i nie płakać z tego powodu
- - pisząc wiersz o śmierci poeta używa prostych
krótkich zdań, nie stawia pytań:
„Jaki jest sens życia gdy umiera niewinny człowiek?"
nie odpowiada na pytania:
„tak nagle, jak to się stało?”
nie dziwi się:
„jeszcze wczoraj z nim rozmawiałem”
- stosuje desperacką próbę poetyckiej metafory
„śmierć Mariana przyglądała się w bocznym
lustrze samochodu”
lub „oślepiło ją poranne słońce”
albo „rozmawiała na telefonie”
nie można dać się porwać emocjom -
lawinie wyrzutów :
"Gdyby tam nie jechał, to by żył"
"Nie wiem, co mam powiedzieć?”
„Dlaczego mnie nie posłuchał?”
"Dlaczego to właśnie on?"
„Śnił mi się dwa dni temu mogłam go ostrzec”
Poeta ma "wykonać zadanie" -
opisać kolce korony cierniowej cierpienia
cierpiącego i cierpiących
opisać białym wierszem śmierć - jej czerń
wspomnieć o drodze o wschodzie słońca
gdy stado sowio-górskich muflonów wraca z wodopoju;
wspomnieć o chropowatym polnym kamieniu
leżącym przy niej;
- wydaje się być pełen życia
w porównaniu z trumną przystrojoną
ogrodem kwiatów –
Poeta układając słowa musi unikać banałów
o tym, że śmierć nie zna się na smutku ani radości
o cienkiej ludzkiej skórze i kruchych łamliwych kościach
o tym że nasze ludzkie plany
co będziemy robić po południu lub jutro -
nasze dwadzieścia czy osiemdziesiąt lat
nie obchodzą ją i są tylko nasze
śmierć niczego od nas nie chce
i niczego nie oczekuje
nie ma marzeń ani pragnień
jest nieludzka
Pieszyce 18 stycznia, 2020 r.
Janina Brzeźniak
1928-2020
Ulica Świdnicka 50
Dziś nie potrafię wydobyć łyżką pamięci z tylu potraf i smaków
- nielukrowane wspomnienie -
jak ja sobie wyobrażałam ten wyjazd na „Zachód”.
jak ja – 20 -letnia wówczas dziewczyna – zdobyłam się na odwagę
by w tamtych niespokojnych czasach rodzącego się komunizmu
- poszłam jak w dym – wsiąść w pociąg i pojechać w nieznane
gdzie „Zachód” był rajskim drzewem życia
- tak pamiętam ogromne, barwne plakaty na płotach i murach
które w zachęcających słowach wzywały do zaludniania Ziem Zachodnich
wszystko tam było: praca, mieszkanie, zagwarantowana opieka władz
wystarczyło zgłosić się do Polskiego Związku Ziem Zachodnich
nie było nad czym się zastanawiać pachniało majem i łąką
pierwsze sianokosy a ja mimo upałów w sercu i pogody
miałam ciepłe zimowe buty na nogach -
nie było za co kupić letniego obuwia, pończoch, torebki
podróż na drugi koniec Polski z ciekawością w oczach
ze strachem w gardle i sercu
z oczami ciekawymi świata -
byłam bardzo młoda i imponowało mi to
że tak szybko będę mogła się usamodzielnić
odciążyć rodziców, porywał mnie zapał do pracy
słowa na ustach same się kładły Ziemie Odzyskane-
nęcące perspektywy „Zachód” reklamowany
lepsze i wygodniejsze życie niż tutaj na Podkarpaciu
gdzie za wsią jest pastwisko a przy nim woda głęboka
na nim w dzień krowy się pasły, a wieczorem modły
odprawiały gawrony -
tam czekał na nas zastawiony stół, śnieżnobiałe obrusy
srebrna zastawa, kryształy, piękna porcelana
świece na stołach w srebrnych lichtarzach - luksus taki -
jak tylko teraz się widzi na zagranicznych kolorowych filmach
- rzeczywistość okazała się czarno-biała-
niczego nie żałuję miałam piękne i szczęśliwe życie
takie ludzkie i takie piękne
kochającego męża i dwóch synów -
byłam młoda i odważna z oczami ciekawymi świata
Jan Brzeźniak*
1921-2015
Ulica Świdnicka 50
- Porwali mnie za młodu Niemcy
- wywieźli na roboty do Rzeszy.
Trzeba było najpierw do łaźni,
a potem jak Pan Bóg stworzył,
na goło przechodzić i stanąć przed komisją
oglądali, badali nas, było ich z sześciu.
Potem pamiętam na stacji kolejowej Reichenbach,
było nas dużo nie bardzo pamiętam
jak nas do tego bauera przydzielili,
wydaje mi się, że to on wybierał,
wziął mnie na wóz jak jakąś paczkę,
albo worek kartofli i zabrał do wioski Peterswaldau
Szkoda było mamy, rodziny w Polsce.
najbardziej dokuczała mi tęsknota zdarzało się,
że płakałem. Kiedyś orząc, wzdychałem do nieba,
prosząc Boga, by pocieszył moich rodziców
i powiedział im, że u mnie wszystko w porządku.
Siedzę w środku wioski w ciemnym pokoju nadsłuchuję
głośnych rozmów rosyjskich armat ponad dachami Breslau
z dymów unoszących się próbuje odczytać przyszłość
od której dzieli mnie ściana ognia, deszcz bomb,
ostre jak noże spojrzenia.
Trwam pośrodku swojego świata u niemieckiego bauera
wyglądam przez okno na śmietnik, gnojowisko, wojnę
która ogryza ludzkie kości, bawi się ludzkimi czaszkami
niedaleko stąd w obozie Gross Rosen ludzie umierają z głodu
i pragnienia gdy stara Niemka obraca cienkie karki Biblii
a na nich gotyckie litery w kształcie noży.
* Jan Brzeźniak, był jednym z pierwszych mieszkańców Peterswaldau, obecnych Pieszyc, który został tutaj przywieziony na roboty przymusowe już w 1940 roku. Pracował u niemieckiego gospodarza, którego gospodarstwo znajdowało się na obecnej ulic T. Kościuszki 1, czyli na wprost Urzędu Miasta, a które po 1945 roku objęła rodzina Państwa Bekieszczuków.
Zespół Szkół im. ks. Jana Dzierżonia*
1947 - 2020
Mickiewicza 1
Zabrakło powietrza jest próżnia a w niej brak słów
jest podwórko szkolne a na nim ta gra z dzieciństwa
Zapałka pałka dwa kije! Zapałka pałka dwa kije!
tam gdzie rosła marchew i kapusta
stoi sala gimnastyczna a w niej…
- Bardzo serdecznie witam na pogrzebie. Nasza szkoła nieboszczka cuchnie i bardzo dużo kosztuje utrzymanie zwłok w dobrej kondycji - powiedział Tomasz Wojciechowski, nauczyciel i mieszkaniec Pieszyc..
Pieszyce jedna z wielu sudeckich
osad robotniczo-chłopskich w których
ludzie rdzewieją nie tylko w deszczu
korozja na twarzach, ulicach, sercach
osada śpi, chociaż jest środek dnia. Kto, nie w pracy
ten pije, albo ogląda poranne powtórki…
… decyzję zapadły i gdyby było to uczciwie załatwiane, to byśmy o tym rozmawiali dużo wcześniej. Trudno dziwić się że jest problem skoro przez ileś lat doprowadzało się szkołę do ruiny i otwierano takie same kierunki w innych szkołach (...)
Resort edukacji nie ma kompetencji, aby ocalić szkoły.
decyzje w tej sprawie należą do samorządów.
Mieszkańcy osady czekają na wiatr,
który oddaliłyby od nich wszystkie problemy
ale on środkiem pustej ulicy Mickiewicza
gna w jesienny wieczór jakiś karton,
walące się stodoły jęczą… jak to się stało
że wracając w nasze rodzinne strony
przestajemy być tylko dla siebie
Chciałbym pogratulować pani burmistrz, całej Radzie Miejskiej Pieszyc, całej Radzie Powiatu, że przechodzicie do historii jako grabarze szkoły, która ma 72 lata.
patrzymy na księżyc z takim oczekiwaniem
jakby to on był winny rachunkom za opał
prąd, ludzką niezaradność i głupotę
jesteśmy zdani tylko na siebie,
same ręce opadają, historia nie toczy się
tutaj kołem, żaden inwestor nie zainwestuje
żaden krwiopijca z zachodniej korporacji nie
będzie szukał „głupich” do pracy, tym bardziej
taniej siły roboczej, sztywny kark, odrętwiałe
ciało od siedzenia na taborecie, zapomnijcie o
kubkach z napisem; I love Pieszyce, albo t-shirtach
Pieszyce My Town, w głowach myśl;
Pieszyce zredukowane
* Zespół Szkół im. ks. Jana Dzierżonia został zamknięty w czerwcu 2020 za kadencji pani burmistrz Doroty Enozel Koniecznej. Wielu mieszkańców osady oskarża ją o to, że będąc od roku 2010 członkiem Rady Powiatu, niewiele, a właściwie nic, nie zrobiła aby ochronić jedyną szkołę średnią przed zamknięciem, a tym samym degradacją osady. Rada Powiatu, planowała przez wiele lat zamknięcie szkoły w Pieszycach, zresztą ta sama rada zamknęła inne szkoły w powiecie także, faworyzując szkoły w samym mieście Dzierżoniowie, które przejęły uczniów z innych miejscowości.
Patryk Błoch
1987-2009
Ulica Kościuszki 8
Po jedenastu latach od zaginięcia Patryka Błocha nastąpił oczekiwany przełom w śledztwie. 3 maja (2020) po godz. 16.00 przy drodze Pieszyce Dolne - Bratoszów, na wysokości ul. Rolnej policja odgrodziła znacznej wielkości tereny zielone. Prokuratura ma przekonanie, że szczątki ludzkie, które zostały tam zabezpieczone należą do wspomnianego pieszyczanina.
Umierałem wśród ludzi których znałem
Chociaż wyszedłem tylko na przestanek
Odprowadzić dziewczynę w ciąży
A ten alkohol był też niezaplanowany
Straciłem to co miałem najdroższego
Tak głupi sposób, że mówienie o pomyłce
Jest nieporozumieniem
Dni mojego życia rozbiegły się
We wszystkie strony …
Kupimy ci trumnę chłopaczku
Na twe kości, niewielką a piękną
Jak w sam raz do dołu czarnego…
listek tańczy na wietrze,
nie ma ciebie, choć byłaś.
Nie wołałeś spod korzeni
Ani muszla ślimaka pod głową
Poduszką ci nie była
A dusza ciało utraciło
Światło w oczach zgasło
Jednego młodzika z Pieszyc
Ubyło, ale zrobiło się ciasno
Psalm złodziei czereśni*
W naszym miasteczku
w kościele św. Antoniego
jest Twój portret Panie
twarz masz umęczoną
krople krwi na skroniach
oczy zaczerwienione i załzawione
usta z trudem wciągają powietrze.
Noc nadchodzi. Gdzie jesteś Panie
łóżko dla ciebie posłane
woda w misce czeka
przyjdź do nas
obandażujemy Twą głowę
uczeszemy włosy
umyjemy umęczone nogi
wyczyścimy buty
a na kolację zjesz chleb z masłem
i dżem czereśniowy
Panie jesteś zmęczony
przyjdź do nas teraz
nie czekaj na Sąd Ostateczny
na którym nasze własne ciało
będzie świadczyć przeciwko nam
głowa powie „knułam intrygi”
oko powie „widziałem krew”
język powie „raniłem słowami”
ręka powie „kradłam”
noga powie „prowadziłam do złego”
Panie nawet jeśli zjemy
wszystkie czereśnie całego świata
i poznamy tajemnice
sadów czereśniowych
bez Twojej ilości jesteśmy niczym
bez ciebie słodycz czereśni
nie jest słodyczą
jedynie mokrym drewnem
rzuconym w ognisko
które nie zapłonie płomieniem
a jedynie dym się uniesie
szczypiąc w oczy
Panie miłość Twoja –
wiecznie kwitnące sady czereśniowe
panna młoda w sukni płatków
czekająca na zaślubiny z armią pszczół.
* „Psalm złodziei czereśni”, pochodzi z tomu wydanego w Stanach Zjednoczonych 1990 roku pt. „Złodzieje czereśni”. Warto go przypomnieć, ponieważ, przy różnych okazjach był wielokrotnie czytany w kościele św. Antoniego.
Święty Antoni Padewski, patron pieszyckiego kościoła
Gdy żył zwano go młotem na heretyków
jego język był młotem serce kowadłem
w kuźni duszy ludzkiej wykuwał nowego człowieka
– elokwentny świetna pamięć
kazaniami sznurował usta niewiernych
ptaki krążyły nad nim długo i cierpliwie
jak samoloty nad lotniskiem O. Hare
– ryby też doceniały jego szeroką wiedzę
silny w wiarę – czystym głos głosił kazania
był Johnem Lennonem swoich czasów
– ma łące muzycznej z motylami słów
pasły się stada posłusznych mu baranów –
elektrycznym pastuchem był
symphony rock grany przez London orchestra
z Dzieciątkiem Jezus na rękach
nie mógł odbierać telefonów od wielbicieli
WŁÓCZĘGA BOŻY*
Dla Czcigodnego Sługi Bożego
Brata Kapucyna Serafina Kaszuby, 1910-1979
Jestem Włóczęgą Bożym polskiej rzeczywistości
Polskim Jezusem Chrystusem ukrzyżowanym na
Krzyżu polskiej historii XX wieku.
Wszystko to co widziałem, doświadczyłem, przeżyłem
Było prawdziwe tak samo jak prawdziwe są więzienia,
sowchozy w Arykty i Arszatyńsku głód, Syberia, Lwów,
Wrocław, Kazachstan i Dolny Śląsk, Wołyń i Polesie.
Gdziekolwiek władze sowieckie mnie zesłały,
Gdziekolwiek Bóg i biskupi mnie posłali
Gdziekolwiek nogi mnie zaniosły było równie prawdziwe
Jak moja lewa noga, prawy but, łyżka, talerz, pióro
Którym opisywałem ziemię, ludzi, miejsca, przyrodę
Pisałem listy do rodziny, sprawozdania, zapisywałem
Własne przemyślenia dla przełożonych.
Byłem wszędzie tam - gdzie byłem - naprawdę potrzebny
Jak stół, łóżko, podłoga, dach , okno, droga wijąca się
Wśród pół, łąk, lasów, domów, biegnąca skrajem rzeki
Lub jeziora, gdziekolwiek bym nie był zawsze widziałem
Wszystko pozytywnie, bo wierzyłem, że tam posłał mnie
Sam Bóg, biskup, przełożony, ludzki los mnie potrzebował
Ja niczego nie potrzebowałem i niczego nie posiadałem
Przez całe życie byłem jak dziecko, źdźbło trawy, ziarnko
Piasku, mysz która cudem uszła z życiem w królestwie kotów,
Byłem słowem najbardziej pospolitym, słowem idei starej,
Jak chrześcijański świat w niej tkwiła moja siła i wiara,
Napełniało mnie światło miłości bożej którym obdarowywałem
Hojnie i wszystkich jednakowo, czasem, tylko czasem
Wydawało mi się że jestem, że dzięki temu strumieniowi
Światła miłości jestem - stałem się łącznikiem wszystkich ludzi
Czystych jak słoneczny kurz, ziemski proch.
Pieszyce, 7.09.2020
* W 2017 roku Kościół uhonorował Serafina Kaszubę tytułem Czcigodnego Sługi Bożego, który otrzymuje się po dokładnej analizie życia przez Kongregację do Spraw Świętych. Beatyfikacja będzie mogła się odbyć, kiedy za jego wstawiennictwem Pan Bóg udzieli komuś łaski cudownego uzdrowienia. Brat Kaszuba nigdy nie był w Pieszycach, ale był w Dzierżoniowie, gdzie się spotkał z byłymi mieszkańcami z Kresów Wschodnich, w tym także z Pieszyc, którzy pamiętali go jeszcze sprzed wojny.